| it's just sex | M. Kot & K. Stoch & P. Prevc

1.7K 100 40
                                    

Leżałem w łóżku i wmawiałem sobie, że wcale nie czekam na Petera, że wcale mnie nie boli to, że wiem, gdzie jest i co robi...

Ale chociaż wiem, że jest bezpieczny i nic mu nie grozi.
Mimo wszystko to nie zmieniało tego, że go w jakiś sposób kocham i łamał mi serce.

Mieliśmy układ. Seks i nic więcej. Bez zakochiwania się. To sobie obiecaliśmy. I, że jeśli będziemy chcieli to zakończyć i zacząć normalnie się z kimś spotykać to mówimy to sobie wprost i wracamy do przyjaźni.

Tylko, że ja wszedłem w ten układ już kompletnie w nim zakochany. Nie chcę tego kończyć, bo to jedyny sposób żebym w jakimś stopniu go miał, ale... Nikt nigdy nie ranił mnie tak mocno jak on... Ale i nikt nie dawał mi tyle szczęścia.

Byłem w potrzasku. Leżałem płacząc w poduszkę i tęskniąc za ramionami osoby, która ciągle mnie rani.

Ale nie chcę być bez niego. Gdy jest obok... Jestem naprawdę szczęśliwy.

Otarłem policzki z łez i usiadłem na ogromnym łóżku, które, gdy byłem sam wydawało mi się jeszcze większe. Wstałem i wziąłem koc, który wcześniej rzuciłem na fotel stojący w rogu sypialni i owinąłem się nim. Zszedłem na dół, nie zapalając świateł, wziąłem zapalniczkę z kuchni i wyszedłem na przeszklony taras. Zapaliłem świece, które stały na stoliku, a następnie usiadłem na huśtawce.

Nasz układ był naprawdę dziwny. Niby tylko seks, ale ja miałem klucze do jego mieszkania, a on do mojego domu. Niby w tym układzie powinniśmy być sami, ale Peter sypiał jeszcze z kimś. Wiem o tym. Jestem tego pewien, ale on nigdy się nie przyzna. A ja nie miałem odwagi z nim porozmawiać. Gdy był obok... Po prostu cieszyłem się, że w danej chwili jest obok mnie.

Ale już nie dawałem rady. Psychicznie nie wytrzymywałem. Wiem, że to w sumie nie zdrada, bo nie jesteśmy w związku, ale to łamało mi serce.

Dla niego to naprawdę był tylko seks. Nigdy mnie nie przytulał po wszystkim. Nigdy się nie całowaliśmy, zawsze tylko się pieprzyliśmy. Dla niego to nic nie znaczyło, a mnie niszczyło od środka.

Czuję się jak jego prywatna dziwka.

Ma mnie kiedy chce i jak chce.

A ja nie umiem mu odmówić, a potem czuję do siebie obrzydzenie, bo pozwalam się tak traktować.

Kocham go, ale mam już dość, lecz nie umiem odejść.

Dlatego siedzę teraz na cholernej huśtawce i płaczę jak mięczak. Chciałbym z kimś o tym pogadać, ale osobą, z która mógłbym pogadać jest Peter, a z nim nie chcę się kontaktować.
No i Maciek, ale... Nie jestem pewien, czy w ogóle odbierze.

Sięgnąłem po telefon, który wziąłem ze sobą wychodząc z sypialni i przeglądałem kontakty. Zatrzymałem wzrok dłużej na jednym i po chwili zastanowienia zadzwoniłem.

- Kamil, jest środek nocy - usłyszałem zaspany głos kadrowego kolegi.

- Maciek... - głos mi się załamał.

- Co się stało? Gdzie jesteś? - ożywił się.

- W domu.

- Za chwilę będę - rozłączył się.

Zadzwoniłem do Maćka, bo... W sumie nie wiem czemu do niego. Może dlatego, że obiło mi się o uszy, że coś do mnie czuje? A ja go odpychałem, bo Peter...

Kilka minut później usłyszałem dzwonek do drzwi, wstałem i poszedłem otworzyć. Gdy Maciek mnie zobaczył, od razu mnie przytulił, a ja po prostu się rozpłakałem.

- Nie mam już siły - szlochałem.

- Spokojnie... Co znowu zrobił? - głaskał mnie po włosach i przytulał mocno do siebie.

- Nic nowego... Po prostu... Nie mogę z nim dłużej być... Zależy mi, ale... On ciągle mnie rani... I tego nie widzi... Nie mogę tak dłużej... Tracę cały szacunek do samego siebie i czuję się jak... Fatalnie.

- Kamil... Nie wiem, co mam ci powiedzieć, ale mogę obiecać, że możesz na mnie liczyć i że będę obok.

- Zostaniesz dziś ze mną? - zapytałem.

- Zostanę. Oczywiście, że tak - odsunął się trochę i wziął moją twarz w dłonie. Starł moje łzy i pocałował mnie w czoło. -  Zawsze możesz na mnie liczyć, Kamil. Zawsze.

- Dziękuję - przytuliłem się do niego. -  To właśnie potrzebowałem usłyszeć.

Widok jaki następnego dnia zastał Prevc wchodząc do mojego domu, to Maciek w kuchni robiący śniadanie i ja siedzący na blacie, i śmiejący się z opowieści Kota.

- Co tu się dzieje? - warknął Słoweniec.

- Oddaj mi klucze i zniknij z mojego życia - oznajmiłem. Peter spojrzał na mnie zaskoczony.

- Słucham? Nie zerwiesz ze mną.

- Już to zrobiłem... Klucze do twojego mieszkania leżą na komodzie. Zabierz je i tam zostaw mi moje. To koniec - powiedziałem poważnie, a Peter spojrzał na mnie kpiąco.

- To kwestia czasu, kiedy wrócisz do mnie błagając żebym znowu cię pieprzył - mruknął, nie zwracając uwagi na to, że nie jesteśmy sami. Maciek jak dotąd tylko słuchał, ale teraz odłożył nóż który trzymał w dłoni i podszedł do Słoweńca.

- Powtórz to - warknął do niego.

- Z miłą chęcią... Wróci do mnie na kolanach, najpierw mi ob... - nie dokończył bo Maciek go uderzył. Nie zareagowałem w żaden sposób. Widziałem, że Maciej jest zły, ale nad sobą panuje.

- Oddaj klucze i wynoś się - popchnął jeszcze Słoweńca. Prevc tylko popatrzył na mnie nad ramieniem Kota. Wyjął klucze z kieszeni kurtki i rzucił je na komodę, zabrał swoje i wyszedł.

- Dziękuję - szepnąłem, gdy zostaliśmy sami.

- Nie dziękuj - podszedł do mnie. -  Wiesz czemu to zrobiłem.

- Wiem... Ale i tak dziękuję, Maciek.

- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - pogłaskał mnie po policzku.

- Będę pamiętał.

One shots | ski jumpingWhere stories live. Discover now