121. S. Leyhe & M. Eisenbichler part I

984 85 44
                                    

{797}

Siedzieliśmy w klubie świętując podium. Markus był trochę zły na siebie, że jemu nie udało się stanąć na podium, ale mimo wszystko cieszył się z mojego osiągnięcia.

Jak tylko zobaczyłem, że Andreas zbliża się do naszej loży, przysunąłem się bliżej do mojego chłopaka, a ten odruchowo już położył dłoń na moim udzie. Przytuliłem się do niego, opierając głowę na jego barku. Chłopaki skoczyli sobie ostatnio do gardeł i nie chciałem, aby to się powtórzyło.

- Zmęczony? - zapytał, muskając ustami moje czoło.

- Trochę - przyznałem. - Daj mi drinka - poprosiłem. Podał mi szklankę, którą trzymał w dłoni, a ja napiłem się alkoholu. - Dobry - przyznałem.

- Przynieść ci?

- Jeśli możesz.

- Mogę - dał mi buziaka i wstał. Kiedy odszedł zobaczyłem, że wszyscy na mnie patrzą.

- Co?

- Co ty z nim zrobiłeś? - zapytał Richard. - Chodzi przy tobie jak piesek na smyczy.

- Obciągnął mu przed wyjściem - mruknął Andreas, pijąc piwo.

- U niego przynajmniej jest co obciągać.

- Panowie, wystarczy... Nie chcemy tu bójki - oznajmił Freitag, zanim Andreas zdążył się odezwać.

- Cześć chłopaki! - do loży wpadł Kraft, który  zajął miejsce obok mnie. - Napijcie się ze mną.

- Jasne - szturchnąłem go barkiem. - Tylko poczekajmy na mojego drinka.

Po kilku chwilach wrócił Markus. Wstałem, aby on usiadł, a następnie zająłem miejsce na jego kolanach.

Widziałem jak Andi mordował wzrokiem mojego chłopaka, który zdawał się tego nie zauważać. Ale tylko mi się tak wydawało, bo gdy Andreas posłał mu kolejne spojrzenie, Eisenbichler nie wytrzymał.

- Jak coś ci się nie podoba to możemy wyjaśnić to na zewnątrz - warknął do niego.

- Proszę cię - szepnąłem.

- Nie podoba mi się. Wy mi się nie podobacie - odparł.

- Więc chodźmy to wyjaśnić - wstał, sadzając mnie na kanapę.

- Chodźmy - zbliżył się do bruneta.

- Markus - złapałem go za ramię. - Proszę cię - stanąłem przed nim i położyłem dłonie na jego szyi.

- Nie masz jaj? - zaśmiał się kpiąco Wellinger.

Markus rzucił się w jego stronę, ale go przytrzymałem. Richard i Karl złapali Andreasa i wyciągnęli go z loży.

- Uspokój się - warknąłem do mojego chłopaka. - Olej go - odsunąłem się. - Wychodzimy. Już. Do szatni - przepuściłem go i poszedłem za nim nie żegnając się z nikim. Kraft chyba nie do końca kontaktował, więc tylko mijając stolik Austriaków, szepnąłem Michaelowi żeby go zabrał, bo my się rozchodzimy.

- Przepraszam - powiedział Markus, gdy byliśmy na zewnątrz. - Nie powinienem dać się sprowokować - objął ręką moje barki. - Przepraszam - pocałował mnie w skroń.

- Nie jestem zły... - przytuliłem się do niego. - Po prostu... Jest mi przykro, bo...

- Wiem, wiem, przepraszam, ja...

- Nie chodzi o Ciebie - westchnąłem. - Tylko... Myślałem, że Andreas zachowa się jak dorosły człowiek. A on zachowuje się jak gówniarz. Obrażony nastolatek, który nie dostał tego czego chce... Jeśli sądzi, że takim zachowaniem mnie odzyska, to się myli... Ciesz się, że nie słyszałeś, co powiedział jak poszedłeś po drinka dla mnie.

- Chyba lepiej żebym nie wiedział... - pocałował mnie w czoło. - Sami będziemy świętować... Mam wino w pokoju.

- Ale moje ulubione? - upewniłem się.

- Oczywiście - zaśmiał się. - Innego przecież nie pijemy.

- Ej, Markus! - usłyszeliśmy za plecami, gdy byliśmy już pod hotelem. Gdy się odwróciliśmy, zobaczyliśmy Andreasa. Brunet schował mnie za swoimi plecami i stanął twarzą w twarz z blondynem.

- Czego?

- Czemu tak niegrzecznie? Ja jestem miły - uniósł ręce w obronnym geście.

- Czego od nas chcesz? - wyszedłem zza Markusa.

- Od ciebie niczego - oznajmił. - Więc lepiej się odsuń.

- O to ci chodzi - roześmiał się brunet, a ja patrzyłem na nich nie rozumiejąc. - Odejdź, skarbie - odsunął mnie od siebie. Zdjął kurtkę i dał mi ją. Andreas też zdjął nakrycie wierzchnie i położył je na ławce, która stała obok.

- Markus - złapałem chłopaka za rękę. - Daj spokój. Ubierz się i idziemy.

- Nie. Załatwię to raz na zawsze - rozpiął zegarek i podał mi go.

- Proszę cię.

- Nie.

Podszedł do Andreasa. Blondyn był od niego trochę wyższy. Wiem, że Markus, gdy jest zły, to ma problemy z panowaniem nas sobą. Nie bałem się, że Andi coś mu zrobi. Raczej bałem się, że to Andreas skończy w ciężkim stanie.

- Chłopaki dajcie spokój - rzuciłem w momencie, gdy Andreas się zamachnął. Markus zablokował jego rękę i uderzył go w brzuch, a potem w twarz. Blondyn zatoczył się do tyłu. - Wystarczy!!! - wpadłem między nich i przytrzymałem mojego chłopaka.

- Odsuń się, Steph - warknął Andreas.

- Markus, proszę - położyłem wolną dłoń na jego szyi. - Proszę cię. Chodźmy do siebie. Zostaw go już... Proszę cię - głos mi się załamał. Markus jest uparty i wiem, że jedynym sposobem, aby przekonać go do powrotu do pokoju są moje łzy. Opanowałem sztukę udawania płaczu do perfekcji.

- Dobrze - pogłaskał mnie po policzku. Uśmiechnąłem się lekko i podałem mu kurtkę. Odwróciłem się do Andreasa, który w tym czasie usiadł na ławce.

- Zadowolony? - warknąłem do niego.

- Bardzo - mruknął.

- Idź do hotelu. Jest zimno.

- Nie mów mi co mam robić. Nie powinno cię to interesować.

- Fakt - przyznałem. Spojrzałem na mojego chłopaka. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do hotelu.

- Nie chcę więcej takich sytuacji, rozumiesz?

- Tak. To się nie powtórzy - obiecał.

- Mam nadzieję.

One shots | ski jumpingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz