Rozdział 35

43.2K 2.4K 128
                                    


Szłam już z jakieś pół godziny, drogą którą nigdy wcześniej nie szłam. Wyobrażałam sobie Briana, który biegnie za mną i woła ,,Przepraszam! Nie chciałem! Chodź! Nie uciekaj!" Ale niestety życie, przynajmniej moje nie jest komedią romantyczną, w której dwójka ludzi kłóci się, ale potem godzą się i jest wielki happy end. Nie można liczyć na takie zakończenie w prawdziwym życiu, a jeśli nawet ktoś dostanie takie szczęście, to są to osoby jakieś nad wyróżnione. Świetne, piękne, mądre, uzdolnione. Ja taką osobą nie jestem.Jedynie mogę przyznać, że jestem mądrą osobą, jak to niektórzy mówią, przyszła pani chemik. Tak, to prawda. Moje życie wiąże właśnie z tą nauką. Chciałabym wynaleźć jakiś nowy pierwiastek. Aby o mnie w szkole uczono, że Kendall Malik, znana chemiczka, wynalazła nowy, bardzo ważny pierwiastek. Ahh, marzenia...Przeszłam koło jakiejś cukierni. Przystanęłam, gdy zobaczyłam na witrynie sklepowej pięknie poukładane na tacce babeczki, ptysie, ciasta. Matko, aż ślinka mi pociekła po wardze. Weszłam do środka. Nie mogłam oderwać wzroku od półek, na której były ustawione kolorowymi ciasteczkami, przeróżnymi ciastami, tortami. Poszłam do kasy, przy której stał wysoki, przystojny rudzielec. Wyglądał, jak taki typowy Irlandczyk.-Dzień Dobry, w czym mogę pomóc? - uśmiechnął się do mnie promiennie.

-Dzień Dobry! - oddałam uśmiech. - Poproszę dwa ptysie, cztery donaty oraz dwie porcje placka Snickersa. - na samą myśl, że będę jadła te pyszności , aż robiłam się jeszcze bardziej głodna.

-O, widzę, że jak słodka dziewczyna, to tyle słodyczy kupuje! - zaśmiał się. Ale nie był to szyderczy śmiech, lecz taki przyjemny. -Heh, trzeba utrzymać masę, co nie? - zaśmiałam się.-Jak dla mnie jesteś idealna. - wyszczerzył się pod nosem. Alarm! Halo! Kobieto znasz go od 2 minut, nie daj mu się oprzeć.

-Dziękuję, miło mi. Mogę prosić moje zamówienie? - poprosiłam grzecznie i kulturalnie. Chłopak chyba zrozumiał, że nie jestem zainteresowana.

-Już podaję. - po czym zniknął na drugim końcu cukierni, trzymając w jednej ręce pudełko na pączki. Po niecałych 5 minutach przyszedł z powrotem z moimi przysmakami.

-Proszę bardzo! Płaci pani 15.60$. - powiedział. Wyciągnęłam z portfela potrzebną kwotę, po czym wzięłam na swoje malutkie ręce słodycze i wyszłam z cukierni, mówiąc ,,Do widzenia"

Wyszłam z środka, mając w ręce różową, papierową torbę z logiem cukierni. Już nie mogłam się doczekać, gdy przyjadę do domu, włączę sobie na laptopie jakiś swój ulubiony film i będę zajadać moje słodkie maleństwa. Jedynym problemem było, jak się dostane do domu. Taksówką? Nie, nie lubię nimi jeździć. Autobusem? Najbliższy mam z 1,5 godziny. Może zadzwonię po Zayna? Pewnie ma teraz czas i może po mnie przyjechać.Wyjęłam z kieszeni jeansów telefon, wybierając numer mojego brata. Już po pierwszym sygnale odebrał, jakby czekał na mnie, aż zadzwonię.-Kendall! - krzyknął szczęśliwie.

-Tak, to ja. Mam sprawę. - powiedziałam prosto z mostu.

-Słucham cię.

-Tak jakoś się zgubiłam i czy byś przyjechał po mnie? - zapytałam.

-Nie ma problemu. Gdzie jesteś?

-Koło cukierni ,,Cupcakes", taki różowy budynek.

-Do 20 minut będę. - powiedział i się rozłączył.Czekając na niego liczyłam jeżdżące auta. Naliczyłam 8 Porsche, 11 Ferrari, 32 Mercedesy, 87 Audi, 78 Volkswagenów i jeszcze jakieś inne. Chwilę później dostrzegłam auto Zayna, który z niego wysiadł. Ale nie sam. Z nim był Brian.

Będziemy razem, zobaczysz. ✔Where stories live. Discover now