Rozdział 75

37.5K 1.9K 83
                                    

-Mama? - zapytaliśmy razem, widząc naszą rodzicielkę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny.

-O, Kendall, Zayn! - powiedziała uradowana mama. Byliśmy zdziwieni jej reakcją, powinna być, nie wiem, zażenowana, że po kilku dniach, gdy się do nas nie odzywała, spotykamy ją tutaj. -Marley, to są właśnie moje dzieci. - powiedziała nasza mama do tego mężczyzny. Uśmiechnął się w naszym kierunku i wyciągnął dłoń. Przywitaliśmy się z nim, jak kultura nakazała. Delikatnie się od nich odsunęliśmy, oboje zabijaliśmy mamę wzrokiem. Gdy to zauważyła poprosiła nas, byśmy usiedli. Całą czwórką usiedliśmy przy naszym wcześniejszym stoliku.

-Więc... - zaczęłam, widząc, że mama się nie odzywa.

-Więc, to jest Marley, mój znajomy i jakby to powiedzieć... partner. - powiedziała lekko zestresowana na końcu. Popatrzyliśmy najpierw na nią z niedowierzaniem, a później po sobie, pytając bezgłośnie, czy to prawda.

-I dostałam informacje, że wasz tata miał wypadek z Alice. Strasznie mi jej szkoda, naprawdę. - mama spochmurniała na samą myśl, że ta kobieta nie żyje.

-Ale jak to? - zająkałam. - Co z tobą i tatą? Tak po prostu sobie układaliście nowe życie? - spytałam, mając łzy w oczach.

-Już od pewnego czasu nam się nie układało. O wiele lepiej dogadywało mi się z Marleyem, a waszemu tacie z Alice. Stwierdziliśmy, że to i tak nie ma sensu.

-A my? My mieliśmy dowiedzieć się w sądzie, gdy mielibyście sprawę rozwodową? - zapytał z wyrzutem Zayn. Nasza rodzicielka spojrzała na nas z bólem w oczach.

-To nie miało być tak, nie mieliście się nawet tak dowiedzieć, jak teraz. Przepraszam was. - zająkała i schowała twarz w dłoniach. Zbierało się jej na płacz. Podeszłam do niej i objęłam ją rękami.

-Mamo, proszę, nie płacz. Wszystko będzie ok. Jesteśmy po prostu rozczarowani, powinniście z tatą nam powiedzieć wcześniej, w lepszych warunkach, a nie przypadkowo, w kawiarni.

-Dziękuję córciu. A co w ogóle z tatą? Mieliśmy z Marleyem zajrzeć do niego.

-Przeszedł dobrze operacje. Musi odpoczywać i z Zaynem chcieliśmy go również odwiedzić.

-To może pojedziemy razem? - zaproponował mężczyzna, który nagle się odezwał.

-Jesteśmy autem, ale możemy wejść razem do szpitala. - zaproponował mój brat.

-Dobrze, to chodźmy. - powiedziała nasza rodzicielka. Cała nasza czwórka wstała od stołu, wychodząc na ulicę. Ja z bratem wsiedliśmy do jego samochodu, a mama z Marleyem do czarnego BMW. Jechali za nami w kierunku szpitala, a w międzyczasie musiałam zapytać Zayna.

-Zayn? Co uważasz o tym wszystkim? - zapytałam z przejęciem.

-Cóż, nigdy bym nie pomyślał, że rodzice będą chcieli się rozwieść, nigdy nie pokazywali, że jest im źle.

-Racja, rzadko się kłócili, a jeśli nawet to o jakieś błahostki. Może nie chcieli nas martwić?

-Możliwe, ale nie ważne, jakie mieli intencje, to i tak źle zrobili. Powinni nam powiedzieć dawno, na pewno przed wypadkiem ojca, nie było by tego całego zamieszania niby śmiercią mamy.

-To prawda. - przyznałam mu rację. Dalej nie mogłam pojąć, że nasi rodzice się już nie kochają. Do głowy przychodzi mi tysiące pytań. Dlaczego? Co było przyczyną?

Chwilę myślałam nad obecną sytuacją, układając po kolei wszystko. Nawet nie spostrzegłam, gdy podjechaliśmy pod szpital. Szybko wyszłam z pojazdu i od razu skierowałam się na drugie piętro, na którym leżał mój tata. Powolnym krokiem zmierzałam pod salę 267. W oddali słyszałam stukot obcasów mojej mamy oraz powolnych kroków pozostałej dwójki. W jednej sekundzie znalazłam się pod drzwiami sali. Weszłam i aż łzy popłynęły mi do oczu, widząc ciało mojego ojca owinięte w bandaże i podłączone do aparatury, która pikała, oznaczając, że tata nadal żyję.

Poczułam, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu i mnie uspokajająco głaszczę.

-Nie martw się córuniu, wyjdzie z tego. - powiedziała mama w geście otuchy. Spojrzałam jeszcze raz na ojca, który przed chwilą się obudził i przyglądał się wszystkim osobom w pomieszczeniu. Chwilę potem przyszła pielęgniarka, informując, że przy pacjencie może być tylko jedna osoba, zważając na jego stan. Wszyscy opuściliśmy salę, zostawiając naszych rodziców, by mogli na spokojnie o wszystkim porozmawiać.

Parę minut później drzwi się otworzyły i wyszła z nich mama, z małym uśmiechem. Zwróciła się do mnie.

-Wyjaśniliśmy z ojcem wszystko, chciałby teraz porozmawiać z tobą, a później z Zaynem.

Potwierdzająco pokiwałam głową i weszłam do pomieszczenia. Na łóżku leżał tato, z wyraźnym zainteresowaniem obserwując każdy mój ruch.Siadłam na drewnianym krzesełku, które znajdowało się zaraz koło kogoś łóżka.

-Jak się czujesz? - zaczęłam pierwsza.

-Wszystko mnie boli jak cholera, ale jest ok. - zaśmiał się. Cieszę się że z nim już coraz lepiej.

-To dobrze. Tato, musimy chyba porozmawiać. - oznajmiłam poważnym tonem.

-Tak, to prawda. Przepraszam cię Kendall, że nic wam nie powiedzieliśmy z mamą, czekaliśmy na odpowiedni moment, chociaż teraz jest chyba najgorszy.

-Ważne, że o wszystkim wiemy. Tato, czy ty wiesz, że Alice..

-Tak wiem, że nie żyję. Taka młoda dziewczyna i zginęła. Przeze mnie.

-Tato, to nie twoja wina! To był wypadek.

-To prawda, ale ten wypadek był spowodowany przeze mnie. Gdybym zdążył zahamować albo po prostu pomyśleć, by bardziej uważać na mokrej drodze, to nie byłoby teraz nas tu, nie leżałbym tutaj, a Alice by nadal żyła. - na ostatnią część załkał delikatnie. Podeszłam do niego i objęłam go rękami. Uważałam, by nie zrobić jakiejkolwiek krzywdy.

-Tato, nie martw się. Nie ważne co się stało, pamiętaj, jestem twoją córką, która zawsze ci pomoże i będzie z tobą.

-Dziękuję kochana. - uśmiechnął się szczerze, co odwzajemniłam.

-Dobrze tatuś, życzę ci zdrowia, ale musisz jeszcze porozmawiać z Zaynem.

-Wiem, dziękuję ci Kendall za zrozumienie, myślałem że będziesz krzyczeć i mnie znienawidzisz. - wyznał.

-Skąd! Zawsze będę ci pomagać, mimo wszystko. - posłałam mu uśmiech i jeszcze raz przytuliłam na pożegnanie. Wychodząc z sali jeszcze odwróciłam się i ukradkiem spojrzałam na ojca, by następnie wyjść z sali i gestem ręki pokazać mojemu bratu, by wchodził. Gdy on zamienił się ze mną, ja zajęłam jego miejsce i czekałam. Nagle poczułam w kieszeni wibrowanie mojego telefonu. Wyciągnęłam urządzenie sprawdzając wiadomość. Na moje usta skradł się delikatny uśmiech, spowodowany wiadomością. A może bardziej nadawcą.

~Brain Cześć słoneczko ;* Co słychać?

~Ja Wszystko okej. Rodzice Kendall wszystko nam wyjaśnili.

~Brian Co wyjaśnili? I jakim nam? o.O

Wkopałam się.

~Ja To już powinni ci powiedzieć Malikowie. No mi, Zaynowi i Kendall.

~Brian Aaa, no okejka. :D Mam taki pomysł.

~Ja Słucham cię uważnie.

~Brain Przyśpieszmy to nasze spotkanie, pls. 

Będziemy razem, zobaczysz. ✔Where stories live. Discover now