Rozdział 62

38.2K 2.1K 126
                                    

Większość osób poszła już do domu, a niektórzy zostali, spędzając noc w gościnnych pokojach. Miałem nadzieję, że Kendall wyrzuci tego całego Matha czy Matta i będę spał z nią w jej pokoju. Czemu chcę z nią spać?Wyszczerzyłem się do niej i spytałem.

-To Kendall, gdzie mogę spać?

-Na górze, obok mojego pokoju, albo tu na kanapie. - powiedziała obojętnie.

-A ja? - powiedziała piskliwym głosikiem Madison. Ja pierdolę, całkiem o niej zapomniałem. Tylko ją całowałem. Żeby się rozluźnić To było jednorazowe, czego ona tu nie rozumie?

-A dziwki na polu. Nie chcę potem słyszeć, że ktoś zaraził się od ciebie HIVem. - mruknęła, na co cicho się zaśmiałem.

-Braini się nie zaraził, prawda? - zwróciła się do mnie, robiąc minę szczeniaczka. Przecież my dzisiaj nic. Co ta idiotka gada?

-Nie wiem. Ale dla pewności też może spać na dworze. - odparła, na co szeroko otworzyłem usta ze zdziwienia.

-Ale... - nie mogłem dokończyć

-Żadnych ale, jeśli chcesz pieprzyć taką dziwkę jak ona, to nie rób tego pod moim dachem, bo naprawdę, nie chcę mieć potem skarg, że ktoś ma jakieś od niej choroby. - warknęła do naszej dwójki.Nagle złapała nas za ramiona, wyprowadzając nas za drzwi. W tej chwili zachciało mi się śmiać.

-Ty tak serio Kendall?

-Nie na niby. - odparła i zatrzasnęła za nami drzwi. Zaklnąłem w duszy.-Barini, no to co? Gdzie idziemy? Do mnie czy do ciebie? - zapytała mnie piskliwym głosem dziewczyna, kręcąc włosy na palcu.

-A weź spadaj. - machnąłem ręką.

-Coo!? Dlaczego? Braini...

-Kobieto! Weź się ogarnij i się ode mnie odpierdol.

-Braini... - próbowała mnie złapać za dłoń, co skutecznie uniemożliwiłem.

-Nie jestem żaden Braini kurwa mać! Zostaw mnie w spokoju kobieto wreszcie!

-Dobra, ale jak nie będzie dobra w te klocki to nie przychodź do mnie. - prychnęła i poszła sobie ulicą.

Patrzyłam jeszcze chwilę jak odchodzi. Idzie do swojego pokoju, ale bardziej nasuwa mi się myśl, że chcę spędzić przeleciana w kiblu w jakimś barze nad ranem. Cóż, cała Madison.

Na mojej twarzy pojawił się delikatny grymas, gdy moje odkryte ramiona musnął jesienny, zimny już wiatr. Jak na złość zapomniałem wziąć jakiekolwiek bluzy, a do domu nie pojadę, pijany nie wsiądę za kółko, a piechotą nie pójdę, za daleko. Cóż, pozostaje mi tylko nocowanie u Kendall na podwórku. Może jak będzie się przebierać będzie widać przez okno. Brian, o czym ty w ogóle myślisz?

Poszedłem na taras, który znajdował się na tyłach domu. Znajdowały się tam 4 leżaki, na których na spokojnie mogłem się przespać. Nieopodal, bo na drewnianym stoliku zauważyłem koc w małe kociaki. Na pewno jest Kendall, ja wam mówię. Taka małolata z niej.

Wygodnie położyłem się na siedzeniu, szczelnie opatulając się kocykiem. Wdychałem zapach kocyka, bo przypomniał mi Kendall. Hola, hola. Co to za sprośne myśli. Ale jeśli Malikówna była z moją Kendzia od SMS-ów, to na tym kocyku chociaż trochę powinno być jej zapachu. Ale z ciebie filozof Brian. Już po chwili, otulony materiałem zasnąłem.Słyszałem już śpiew ptaków, które siedziały na drzewach otaczające tę posiadłość. Słońce dopiero wschodziło i choć jeszcze na pół przytomny spałem, po oczach świeciło mi pomarańczowe światło. Nagle blask znikł, a nastała ciemność, tak jak w nocy. Otworzyłem leniwie jedno oko, ale natychmiast zrobiłem to samo z drugim, ale o wiele szybciej.
-Co ty tu do cholery robisz? - zaczęła wymachiwać rękoma.
-Do domu miałem, za daleko, by iść pieszo, a autem pojechać nie mogłem. - ziewnąłem.
-To czemu nic nie powiedziałeś? Przecież miałam jeszcze pokoje wolne.
-Sama mnie wczoraj wyrzuciłaś, nie pamiętasz?
-Wyrzuciłam was, bo nie chciałam tej całej Madison tutaj, ale ty mogłeś zostać.
-A bo ja wiedziałem.
-Mogłeś się domyśleć. - prychnęła.
-Domyśleć. Phii, kobiety.
-Słyszałam. - powiedziała, śmiejąc się.
-Dobra, spałem tylko kilka godzin, mogę iść spać dalej?
-Mam dla ciebie inną propozycję. - zamyśliła się.
-Słucham? - byłem zainteresowany jej nagłą zmianą humoru.
-Ty zrobisz te pyszne naleśniki, co ostatnio, a ja zrobię przepyszną kawę i poszukam coś ciekawego w telewizji.
-Ty, nie flirtuj ze mną, jeszcze przed chwilą na mnie krzyczałaś. - uśmiechnąłem sie pod nosem.
-Jak wolisz, mogę nadal drzeć na ciebie mordę. I nie flirtuję, tylko jestem miła, a to różnica. Chyba że chcesz, żebym była nie miła. - puściła mi oczko.
-No skąd, nie chcę cię zezłościć.
-Dobra, dobra. Chodź, bo zaraz się będą wszyscy budzić. - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę kuchni. Zacząłem robić ciasto na naleśniki, a ona w tym czasie szukała jakiegoś fajnego filmu. Gdy smażyłem naleśniki, Kendall weszła do kuchni, pytając się mnie, czy chcę kawy. Kiwając głową, potwierdziłem, że tak. Gdy kawa została już zaparzona, a naleśniki zrobione, wzięliśmy wszystko do salonu, w którym leciał jakiś talent show. Dziewczyna z pełną ciekawością go oglądała, co chwilę popijając łyk kawy i biorąc gryz naleśników. Ja natomiast ciągle się na nią patrzyłem, aż w końcu to zauważyła. Uśmiechnęła się do mnie i zapytała.
-Co się tak na mnie gapisz?
-Yyy, masz może tabletki na ból głowy. - wymyśliłem na poczekaniu.
-Powinnam mieć, czekaj. - wstała i podeszła do szafki stojącej obok. Nie mogłem odwrócić wzroku od jej zgrabnej sylwetki. Po prostu ideał. Ale nie dla ciebie.-Proszę, tu masz jeszcze szklankę wody. - podała mi i się delikatnie uśmiechnęła.
-Dzięki. - cicho mruknąłem. Połkąłem tabletkę, a wzrok skierowałem na telewizor. Do głowy przyszła mi pewna, głupia myśl. Podniosłem rękę, przybliżając się do dziewczyny. Ona jedynie zgromadziła mnie wzrokiem.
-A co tu się dzieje? - odskoczyliśmy od siebie, słysząc czyiś głos.
-George, ale mnie wystraszyłeś. - zaśmiała się Kendall.
-Oj przepraszam kotku. A co tu tak pachnie?
-Brian zrobił naleśniki.
-Mogę się poczęstować? - skierował pytanie do mnie.
-Jasne.
-Ok, to ja zrobię kawę. - powiedziała i wstała z miejsca, a nastęnie znów udała się do kuchni. W tej chwili w pomieszczeniu zjawiła się przyjaciółka Kendall.
-Kendzia, a dla mnie też będzie kawunia i naleśniczek?
-Jasne Obama. - zaśmiała się.
-Ty jesteś córką dyrka? - zdziwiłem się.
-No tak, a co?
-Pozwala ci chodzić na takie imprezy?
-Czemu niby nie? Moja sprawa gdzie chodzę. - uśmiechnęła się jedynie, a potem zwróciła się do młodej Malik.
-To potem do mnie, nie?
-Tak, tak, nie zapomniałam przecież.
-To dobra.
Do moich uszu doszły wibrowania z mojej kieszeni. Wyjąłem z niej mój telefon, idąc na podwórko. Gdy byłem już na zewnątrz, odebrałem.
-Tak mamo?
-Dzień dobry synku!
-Co chcesz?
-Czemu tak witasz matkę? Chciałam się tylko upewnić, czy dzisiaj do mnie przyjedziesz.
-O kurwa. - całkiem sobie o tym zapomniałem.
-Brianie! Nie przeklinaj!
-Dobra. No będę, za chwilę wyjadę.
-Ok, to czekam. Kocham cię.
-Taa, ja cię też. Cześć. - rozłączyłem się.
Poszedłem znów do salony, gdzie było już więcej osób i powiedziałem, że muszę już jechać. Rzuciłem szybkie cześć i idąc do mojego samochodu, który stał na podjeździe. Myślałem co jest teraz pomiędzy mną, a Kendall. Ja mam swoją Kendall, tą od SMS-ów, a Malik ma tego całego George. Ciekawi mnie, jak wygląda moja Kendall. Może jest taka jak Malik? Może


Będziemy razem, zobaczysz. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz