Rozdział 71

34.1K 2K 110
                                    



-Madison Ansersen? - ożywiła się nagle Maddy.

-Tak, a co, znasz ją? - zdziwiłam się.

-Aż za dobrze. - powiedziała krzywiąc się przy tym.

-Ale jak to?

-Uhh, kilka miesięcy temu mój chłopak mnie z nią zdradził, chodziłam z nim prawie 3 lata! A on tak po prostu zerwał ze mną z dnia na dzień, mówiąc, że już mnie nie kocha, tylko tę idiotkę. Byli ze sobą później tylko 4 miesiące, bo ona go zdradziła. - prychnęła, to mówiąc.

-Zawsze uważałam, że Madison jest podła. Szkoda, że niektórzy tego nie zauważają. - mruknęłam i delikatnie spojrzałam na Briana, który był w tym momencie nie mało zmieszany.

-Nie patrz tak na mnie, nic mnie z nią nie łączy. - bronił się, gdy spostrzegł, że spoglądam na niego.

-Taa, tak sobie to wszystko tłumacz.

-Dobra Kendall, daj już spokój Brianowi. - powiedział Zayn, wchodząc do pomieszczenia z pizzą.

-A jak powiem, że nie dam spokoju? - zapytałam ukąśliwie, czekając na jakąś doczepkę od któregoś z chłopaków. Jednak jej się nie doczekałam. Powiem szczerze, że odechciało mi się nawet jedzenia, chciałam wyjść z tego domu, przejść się. Sama.

Poszłam do kuchni, zabierając kluczyki do Audi Zayna, a następnie skierowałam się do przedpokoju, zakładając na stopy białe trampki. Już miałam wyjść z mieszkania, ale zostałam zatrzymana przez męski głos.

-Gdzieś się wybierasz? - Horan oparł się o framugę drzwi.

-Muszę się przejść, a dokładnie przejechać. - odparłam bez żadnych emocji.

-Kendall, ja...

-Jadę do szpitala, muszę coś załatwić, nie zawsze chodzi o ciebie. - burknęłam pod nosem i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Szybko podeszłam do zaparkowanego przed domem auta. Wsiadłam do niego i skierowałam się w stronę szpitala.

Nie mogę wytrzymać dłużej tej ciszy, włączyłam w radiu The Offsprong, która bardzo dobrze umilała mi nieprzyjemną podróż. Chciałam zobaczyć mojego tatę i dowiedzieć się wszystkiego. Nie interesowało mnie to, że lekarz powiedział, że mogę się z nim zobaczyć dopiero jutro. Musiałam go zobaczyć, teraz.

Niedługo potem już stałam przed budynkiem, na który widok aż przechodziły mnie dreszcze. Nigdy nie lubiłam szpitali. Umiera tu tysiące ludzi, chcę się nieraz płakać na widok niektórych osób, które tu leżą i cierpią, a w ogóle na to nie zasługują. Do tego jeszcze te sztuczne uśmiechy pielęgniarek, które myślą, że podnoszą na duchu, a jest wręcz odwrotnie.

Niepewnie weszłam do środka, spoglądając ukradkiem na recepcję. Siedziała tam już inna kobieta, tym razem starsza, po której widać było, że jest zmęczona. W poczekalni była gromadka osób, które pewnie czekała, aż ich przyjmą na badania.

Już pewniejszym krokiem przeszłam po schodach prowadzących na drugie piętro, na którym przedtem był operowany mój tata. Pewnie teraz leżał w sali, musi dużo odpoczywać.

Podeszłam do drzwi, na których znajdowała się tabliczka ,,dr. Olivier White". Zapukałam i prawie natychmiast drzwi się otworzyły, a w wejściu pojawił się ten sam mężczyzna, co popołudniu.

-Dobry wieczór panienko Kendall, o co chodzi?

-Witam proszę pana. Chciałam się tylko dopytać, co z moim tatą i mamą. - na myśl o mojej mamie od razu w oczach pojawiły się łzy.

-Jak wspomniałem wcześniej, pani ojciec musi dużo odpoczywać po operacji, aktualnie śpi, pewnie będzie w takim stanie do jutra popołudniu lub wieczora. Jeśli chodzi o twoją mamę Alice, niestety, próbowaliśmy ją uratować, ale wszystkie wnętrzności miała zmiażdżone po wypadku. - wytłumaczył, ale ja natychmiast nabrałam powietrza w usta. Jaka Alice?

-Przepraszam. Jaka Alice? Moja mama miała na imię Rose. - zdziwiłam się.

-Gdy pogotowie dotarło na miejsce miało kłopot z zidentyfikowaniem poszkodowanych. I w samochodzie w którym jechał pani ojciec i pani Alice były ich dokumenty. To prawda nazwiska były inne, więc myśleliśmy, że po prostu pani matka została przy nazwisku panieńskim.

-A jak brzmi nazwisko tej kobiety? - miałam w gardle kule, która powstrzymywała mnie przed wypowiedzianymi słowami.

-Alice Black. - powiedział ze stoickim spokojem, a ja zaczęłam prawdziwą burzę mózgów, przypomnieć sobie kto to. Kojarzyłam to nazwisko ale skąd? Czekaj... Wiem! Alice Black, sekretarka mojego ojca, dość młodziutka, ma bowiem jedynie 24 lata, a już dorobiła się takiego stanowiska w firmie mojego ojca. Każdy musiał przyznać, że natura obdarzyła ją pięknem, aż za bardzo, bo nieraz jak byłam w pracy u mojego taty, to rzadko jaki mężczyzna nie popatrzył na nią nawet chwilę. Ale do jasnej cholery, co ona robiła z moim ojcem? Miał on być przecież z mamą, sam mi tak mówił. Nie. Nie. On nie może zdradzać mamy.

-Przepraszam, czy mogłabym zobaczyć te kobietę? Upewnić się, że to nie moja mama? - zapytałam z nutką niepokoju w głosie.

-Tak, oczywiście. - oznajmił i wskazał ręką, bym szła za nim. Prowadził mnie wzdłuż korytarza. Momentalnie chciało mi się płakać. Z jednej strony chciałam, by to nie była moja mama, że żyję i rzucę się na nią, płacząc. Ale z drugiej strony, gdyby to naprawdę nie była ona, mogłabym myśleć, że mój własny ojciec dopuścił się zdrady ale mi się nie chce wierzyć. Mój ojciec nie byłby do tego zdolny. Chociaż ta pewność z każdą chwilą maleję.

Z nie małym wahaniem zmierzałam za doktorem, który prowadził mnie do kostnicy. W jednej chwili cały świat mógł mi się wywrócić do góry nogami. Jakby już kilka godzin temu to się nie zdarzyło.

Doktor White otworzył duże, białe drzwi i wszedł do ciemnego i zimnego pomieszczenia. Jak cień szłam za nim. Powoli poszłam do dużej, metalowej szafki. Było tam kilkadziesiąt półek, na niektórych znajdowała się jakaś karteczka z nazwiskiem zmarłego. Gdy mój wzrok padł na białą wizytówkę ,,Alice Black" serce natychmiast podskoczyło mi do gardła. Lekarz delikatnie wysunął szarą półkę, na której po chwili pojawił się duży biały wór. Mężczyzna zaczął odsuwać suwak i po chwili spod białego materiału wyłoniła mi się blond głowa. Miała zamknięte oczy, ale wyglądała okropnie. Miała rozciętą wargę, a na czole miała długą, czerwoną, ale szytą już ranę. Jednak odetchnęłam z ulgą. Chociaż może nie powinnam.

-To nie moja matka.

~~~~~~~~~~

Zostałam znienawidzona za morderstwo mamy Kendall, choć miałam w planach jej ,,zmartwychwstanie" *nie obraźcie się za to i za to sformułowanie*

Mam nadzieję, że rozdział się podoba.

Będziemy razem, zobaczysz. ✔Where stories live. Discover now