Rozdział 70

35.6K 2K 188
                                    



-Rodzice mieli wypadek. - powiedział cichym głosem.

-Wyślij SMS-em adres, już jadę. - powiedziałam łamiącym się głosem i się rozłączyłam. Niczym maratończyk pobiegłam do góry, rzucając moją sportową torbę gdzieś w kąt. Nie interesowało mnie też nic więcej, niż wiadomość co z moimi rodzicami. Jak? Gdzie? Kiedy? Jak? Jak? Oni nie mogą umrzeć, kocham ich.

Zbiegłam po schodach wprost do kuchni, łapiąc telefon, w celu sprawdzenia SMS-u z adresem szpitala. Mając już wszystko wyszłam z domu, zamykając uprzednio drzwi i natychmiastowo skoczyłam na miejsce kierowcy. Od razu ruszyłam w kierunku centrum, w którym znajdował się szpital. Jechałam dość szybko, co u mnie jest rzadkie. Jednak w tej chwili mało co mnie obchodziły jakiekolwiek ograniczenia prędkości. Są ważniejsze rzeczy w tej chwili.

Kilka minut później znalazłam się pod białym budynkiem. Mogłam zauważyć 3 stojące karetki, gdzie z jednej właśnie był wnoszony do szpitala jakiś pacjent. Szybko biegłam w kierunku recepcji szpitalnej, by jak najszybciej znaleźć się przy mojej rodzinie.

-Dzień dobry! Gdzie znajdę państwa Malików, mieli wypadek. - zapytałam recepcjonistkę.

-Kim pani jest dla pacjenta? - spytała nie odrywając wzroku od monitora komputera, w którym coś zapisywała.

-Córką.

-Drugie piętro, sala operacyjna.

-Dziękuję! - prawie krzyknęłam i ruszyłam po schodach na drugie piętro. Znajdując się tam już zobaczyłam na końcu korytarza Zayna, siedzącego na krześle. Głowę miał schowaną między rękami. Koło niego siedziała Maddy. Głaskała go po plecach, uspokajając go. Pobiegłam do niej jak najszybciej. Będąc już przy nich zauważyli moją obecność, a ja mogłam zauważyć całą załzawioną twarz mojego brata. Rzuciłam mu się w ramiona, wybuchając głośnym płaczem. Teraz dziewczyna musiała nas obydwu uspokajać.

-Csii, spokojnie, ile wy macie lat? Wszystko będzie dobrze. - w tym momencie drzwi od sali się otworzyły, a z niej wyszła młoda pielęgniarka, która kierowała się na parter.

-Co z naszymi rodzicami? - od razu ją zapytałam.

-Operacja nadal trwa, na razie nic więcej nie mogę powiedzieć. - powiedziała bez uczuciowo i poszła dalej. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu, chowając twarz między kolana i cicho popłakiwać. Nawet słowa pocieszenia Maddy nie pomagały. Nagle usłyszałam wibrowanie w mojej kieszeni. Wyciągnęłam telefon, odblokowując go dostrzegłam SMS-a od Briana.

~Brian Sory, że tak dawno nie pisałem:'( Miałem dużo na głowie.

~Ja Spoko, też mogłam napisać.

~Brian Coś się stało?

~Ja Nie nic, tylko rodzice Malików są w szpitalu, wiesz?

~Brian Jak to nic?! Co się stało?

~Ja Mieli wypadek.

~Brian I ty to tak spokojnie piszesz?!

~Ja Tak, bo teraz mnie nie widzisz jak płaczę, jak tu wszyscy płaczą.

~Brian Kendall...

~Brian Przepraszam no...

~Brian Kendall...

Wkurzona odłożyłam telefon na bok. Tak naprawdę Brian nic takiego mi nie zrobił, ale po prostu jestem zdenerwowana całą tą sytuacją. Nie chcę, by rodzice nie przeżyli tej operacji. Co się w ogóle stało?

Od sali operacyjnej znów otworzyły się drzwi, a u wejścia w nich stał chirurg, wyglądał na około 40 lat. Kiedy go zauważyliśmy od razu znaleźliśmy się z moim bratem przy nim, ściśle dopytując się o operacje i stan naszych rodziców.

-Spokojnie, muszę prosić jedno z was do mojego gabinetu. - rzekł poważnie. Zayn powiedział cicho, że on pójdzie, a ja żebym poczekała z Mad. Wróciłam z powrotem na swoje miejsce, czekając nie cierpliwie na chłopaka.

Minuty mijały, aż z gabinetu, który znajdował się na drugim końcu korytarza, wyszedł mój brat w towarzystwie tamtego mężczyzny. Lekarz patrzył w podłogę, a Zayn miał całą mokrą twarz od litrów wypłakanych łez, które jakby nie miały końca. Podskoczyłam z miejsca, podchodząc do nich.

-Co się stało? - nie mogłam nic odczytać z ich twarzy.

-Ojciec zostaje na obserwacji jeszcze z tydzień... - zaczął niepewnie mężczyzna.

-A mama? - zapytałam, chwilami myśląc, że wybuchnę nieograniczonym płaczem.

-Nie żyję. - szepnął smutno Zayn.

Poczułam jak miękkną mi nogi i powoli spadam na ziemię. Jednak w porę chłopak mnie złapał mnie, tuląc do siebie i mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ale teraz nic nie będzie dobrze. Jak coś jest dobrze, to coś inne się wali. Dlaczego? Gdzie ta sprawiedliwość, kiedy ją potrzebujemy?

Lekarz jeszcze powiedział, że jest mu przykro i powiedział, że jutro będziemy mogli się spotkać z tatą, ale teraz powinniśmy wrócić do domu i odpocząć. Podnosząc nas na duchu pożegnał się z nami i znów zniknął za drzwiami sali operacyjnej. W tym momencie totalnie się rozkleiłam. Nie wytrzymam tych wszystkich emocji.

-Chodźcie, wracamy do domu, jutro przyjedziemy znowu. - powiedziała Maddy. We trójkę skierowaliśmy się na parking, ja jechałam autem Zayna, zaś oni autem Mad.

Po kilkuminutowej podróży byliśmy już pod naszym domem. Wysiadając z pojazdów posłaliśmy sobie smutne spojrzenia i weszliśmy do domu. Poszłam do kuchni, było już po 16, tak zleciało w tym szpitalu, że teraz byłam strasznie głodna. Zayn z Maddy pewnie również.

-Chcecie coś zjeść? - zapytałam.

-Jestem głodny jak wilk. - marudził mój brat.

-To może zamówmy pizze? - zaproponowała jego dziewczyna, na co z ochotą przystaliśmy. Chłopak zadzwonił do pizzeri, zamawiając dużą margerite na podwójnym cieście. W międzyczasie włączyłam telewizor, szukając jakiegoś filmu na rozluźnienie całej tej atmosfery. Nie było nic godnego uwagi, więc zostawiłam na odcinku ,, Ekipy z Newcastle". We trójkę siedzieliśmy na kanapie, oglądając program, gdy niespodziewanie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Popatrzyliśmy po sobie zdziwieni, po pizze dzwoniliśmy dosłownie 5 minut temu, więc nie możliwe, że są aż tak szybko. Wstałam z wygodnej kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyła je i ujrzałam przed nimi Briana.

-Yyy hej? Co tu robisz? - spytałam.

-Przyszedłem cię odwiedzić, słyszałem o wypadku. - nagle posmutniał i popatrzył na mnie.

-Cóż, to miłe z twojej strony, wejdź. - zaprosiłam chłopaka do środka, a on poszedł wprost do salonu, w którym siedziała dwójka zakochańców. Horan do nich podszedł, witając się z Zaynem przyjacielskim uściskiem, a z Maddy uściskiem ręki. Usiadł z nimi na kanapie, a po chwili do nich dołączyłam i we czwórkę dalej oglądaliśmy program. Po pół godzinie wspólnego seansu do drzwi znów ktoś zadzwonił, prawdopodobnie to pizza. Zayn zaoferował się że pójdzie zapłacić, więc w międzyczasie czekania na chłopaka Brian zaczął mnie wypytywać o spotkanie z Ashtonem.

-No wiesz, wszystko by było okej, gdyby nie znowu ta twoja dziwka. - mruknęłam zniesmaczona.

-Madison? Co ci znowu zrobiła? - burknął chłopak.

-Gadałam z Ashtonem, to się do nas przyczepiła, krzycząc jaka to ja jestem, bo cię jej odbiłam i że jeszcze pożałuję.

-Madison Ansersen? - ożywiła się nagle Maddy.

-Tak, a co, znasz ją? - zdziwiłam się.

-Aż za dobrze. - powiedziała krzywiąc się przy tym.

~~~~~~~~

Wowowo. Jejciu, nie chciałam zabić mamy Kendall.. :'( Jestem beznadziejna :C 

Będziemy razem, zobaczysz. ✔Where stories live. Discover now