Rozdział 73

37.6K 2.1K 239
                                    



Otworzyłam zaspane oczy przez natarczywe promienie słoneczne, które dobijały się do mojego okna. Z niechęcią podniosłam się z łóżka i przetarłam zmęczone oczy. Ale automatycznie gdy się podniosłam, zostałam pociągnięta na dół. Spojrzałam na siebie i zobaczyłam leżącego Briana, który kurczowo trzymał mnie w talii. Przez moją twarz umknął cień uśmiechu, ale od razu znikł, gdy przypomniało mi się, że muszę, a dokładnie musimy, wstawać do szkoły. Wyciągnęłam rękę po telefon leżący na szafce nocnej w celu sprawdzenia godziny. 6:25, coś wcześnie, ale za to dużo czasu do ogarnięcia. Odciągnęłam siłą ramię chłopaka, które co chwilę owijało się wokół mnie. Nie powiem, żeby mnie to nie śmieszyło, ale miałam w tej chwili o wiele ważniejsze rzeczy do załatwienia.

W końcu wyswobodziłam się z uścisku Horana i poszłam do garderoby wybrać jakieś ciuchy na dzień dzisiejszy. Wybrałam czarne rurki z dziurami na kolanach, białą koszulkę z numerem ,,96" i koszulę w czarno-czerwoną kratę. Na stopy wsunęłam moje ukochane superstary. Następnie po cichu, by nie obudzić chłopaka skierowałam się do łazienki z zamiarem wykonania porannej toalety i zrobienia codziennego makijażu.

Gotowa wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka, w którym nadal spał chłopak. Delikatnie zaczęłam go szturchać, na co on zaczął coś marudzić niezrozumiałego pod nosem. Z niechęcią wzmocniłam czynność, ale nadal nic to nie zdołało. W ostateczności, jedynie co mogłam zrobić, siadłam okrakiem na chłopaku i z liścia mu przywaliłam. Chłopak podniósł się z impetem, na co ja z hukiem spadłam z łóżka.

-Jezus, Kendall! Nic ci nie jest? - spytał przestraszony chłopak.

-Po za złapana kością ogonową jest okej. - stwierdziłam z grymasem na twarzy, trzymając za obolały tyłek. Chłopak patrzył na mnie chwilę takim spojrzeniem, że aż mi się polepszyło. Szybko, ale chyba za gwałtownie, bo jeszcze odczuwałam silny ból, wstałam z ziemi.

-Jak chcesz, to skorzystaj z łazienki, mogę ci dać jakieś ciuchy Zayna, a ja pójdę zrobić nam śniadanie.

-Ok, jak co, to mam zapasowe ubrania w samochodzie, tak samo plecak i książki. - puścił mi oczko.

-Yhh, dobra. - powiedziałam tylko i zeszłam na dół, w celu zrobienia śniadania. Chwilę myślałam co zrobić, a że nie jestem jakimś wybitnym kucharzem, a'la Gessler postawiłam na zwykłą jajecznicę ze szpinakiem i serem feta. Łatwe, a zarazem pyszne.

Gdy przygotowywałam składniki słyszałam jak Brian z powrotem wchodzi do domu i kieruje się z torbą na piętro. W międzyczasie, gdy on brał prysznic, ja kończyłam już śniadanie. Usmażoną jajecznicę położyłam na talerzyku i ładnie przyozdobiłam szczypiorkiem. Dodatkowo zrobiłam jeszcze nam herbaty, w moich dwóch ulubionych kubkach. Horan powinien czuć się zaszczycony.

Jak na zawołanie pojawił się na schodach. Schodził powoli, z zamkniętymi oczami i bezczelnym uśmiechem na twarzy.

-Mhmm, co tak pięknie pachnie Kendallino? - spytał, otwierając jedno oko.

-Jajecznica. - odpowiedział krótko i siadłam przy stole, zajadając się moim daniem popisowym.

-Wow, nie spaliłaś kuchni, brawo. - zaśmiał się chłopak, na co dostał ode mnie ścierką w głowę.

-Auu, za co to było?

-Za bycie dupkiem i idiotą. - odpowiedziałam i znów zaczęłam łapczywie jeść, żeby być jak najdalej od niego.

-Jesteś nie miła, wiesz? - spytał i tak samo jak ja, zaczął jeść.

-Cóż, gdybyś zasłużył na to, to bym była dla ciebie miła. Ale cóż, jak widać nie. - uśmiechnęłam się szeroko i wstałam od stołu, by następnie włożyć brudne talerze do zmywarki. Nie później po mnie chłopak też skończył śniadanie i podszedł do mnie, by również tak samo jak ja, schować naczynia.

Już miałam iść na górę po plecak, bo było kilkanaście minut po 7 i czas zbierać się do szkoły, lecz zostałam pociągnięta do ściany. Spojrzałam zdezorientowana na chłopaka, który wpatrywał się we mnie.

-Czemu taka jesteś? - spytał cicho.

-Jaka? - spytałam, nie wiedząc o co mu chodzi.

-Nie miła dla mnie, chcę wszystko naprawić, co kiedyś zepsułem, pomagam ci, a ty, a ty mnie odpychasz. Dlaczego? - spytał i cały czas wpatrywał się we mnie tymi swoimi niebieskimi tęczówkami.

-Nie wiem Brian, boję się.

-Ale czego?

-Sama nie wiem, że coś znowu mi zrobisz. Ja..

-Kendall, obiecuję, będę teraz z tobą, będę ci pomagać, naprawdę, wiem jaka jest sytuacja z twoim tatą. Zaufaj mi...

-Brian, ja... - nie wiedziałam co powiedzieć. Szczerze powiedziawszy bałam się znów, że zrobi mi coś, że znów będzie chciał mnie zabić, choć wiem, że to w dzieciństwie było przypadkowo. Ale też się boję tej całej Madison, a jak coś jej odwali i co? Ale najgorsze jest to, że boję się, nawet nie wiecie jak bardzo, co się stanie, gdy dowie się, że to ja z nim pisałam cały czas.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Lecz gdy złączyliśmy swoje spojrzenia on nieprzewidywalnie wbił się w moje usta. Na początku byłam zszokowana, ale już po chwili zaczęłam oddawać pocałunek. Chłopak złapał mnie w talii, przybliżając się do mnie. Nie zostałam mu dłużna, zaczepiałam swoimi palcami w jego włosy, na co on mruczał z zadowolenia. Po paru chwilach odsunęłam się od niego, na co on pojękiwał. Zaczął mnie zabijać tym swoim spojrzeniem, na co ja tylko wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.

-Do szkoły, do szkoły. - zaśmiałam się.

-Uh, wolałbym zostać...

-To jak chcesz to jedź do siebie, a ja już będę szła.

-Nie! Jedziemy razem! -zaprotestował.

-Dobra, dobra, nie podniecaj się tak, bo majtki będziesz miał mokre.

-Ja pierdolę, te twoje teksty mnie rozwalają psychicznie, naprawdę. - zaczął się śmiać.

-Cóż, nie dziwię się, trzeba znać takie teksty, co nie? - uśmiechnęłam się łobuzersko i podbiegłam do góry, do mojego pokoju. Po chwili zbiegłam w dół, w ręku trzymając moją szkolną torbę. Wyszłam przed dom i skierowałam się do Cabrioleta Briana, o którego się opierał. Miał na nosie czarne Ray Bany i rozmawiał właśnie z kimś przez telefon. Gdy zobaczył że idę rozłączył się i podszedł od strony pasażera i otworzył mi drzwi. Posłałam mu szczery uśmiech i wsiadłam na miejsce. Chłopak po chwili znalazł się koło mnie. Odpalił samochód i ruszyliśmy do naszej szkoły. W czasie jazdy panowała cisza, nawet przyjemna.

Parę minut później byliśmy już pod szkołą. Od razu wyszłam z auta i zaczęłam iść do wejścia, zaraz miał się zacząć WF. Jednak nie zrobiłam jeszcze kroku, a poczułam koło siebie Briana, który wesoło się do mnie szczerzył. Odwzajemniłam uśmiech i w ramie w ramie poszliśmy do wejścia. Nagle musiałam stanąć, bo usłyszałam wołanie imienia Briana, na co chłopak złapał moją dłoń i mocno ścisnął. Obróciliśmy się.

-Ty szmato! Mówiłam ci, łapy od niego! - zaczęła się drzeć Madison i szybkim krokiem zmierzała do nas. Wyrwałam się z uścisku Briana i podeszłam do niej.

-Masz jakiś problem? - spytałam na spokojnie.

-Tak, ty jesteś moim problemem. Odpierdol się od Brianiego! - zaczęła rzucać rękami w powietrzu. Między okiem zauważyłam jak na parkingu szkoły zbiera się coraz więcej osób, przyglądającej się danej sytuacji.

-Cóż, nie. - puściłam jej oczko i poszłam w kierunku szkoły.

-Ja jeszcze nie skończyłam idiotko! - krzyknęła i pociągnęła mnie z impetem na ziemie. Chcesz wojny? To będziesz mieć wojnę.

Będziemy razem, zobaczysz. ✔Where stories live. Discover now