Rozdział 86*

27.2K 752 32
                                    

Dodaję drugi raz, po paru osobom sie nie wyswietla :) 

Było ciemno. Cóż, co mam się dziwić, skoro dochodziła dzięwiąta wieczorem, a ja sama, zupełnie sama podążałam ciemnymi, cichymi uliczkami miejskiego parku. Wtem na końcu, u otwartych bram, które zostały oświetlone przez cztery, wielkie latarnie ujrzałam ciemna, zgarbioną postać. Szłam powolnym krokiem ku tej osobie. Im bliżej byłam przy postaci, tym bardziej ona zaczęłam być dla mnie wyraźna. Rozpoznałam mocny zarys szczęki, te blond, zmierzchwione kosmyki włosów. Brain. Stał do mnie tyłem, więc nie widział mnie. Mógł jedynie słyszeć moje ciche kroki.

Byłam dosłownie dwa metry za nim, gdy jego się odwrócił, skanując mnie wzrokiem. Gdy jeździł po mnie od góry do dołu na jego czole pojawiła się duża zmarszczka, a on przymrużył oczu. Pokręcił głową, podnosząc wzrok na mnie. Wpatrywaliśmy się w siebie dobre parę minut. Milczeliśmy. Ja nie wiedziałam co powiedzieć,a on myślał, co ma mi do powiedzenia.

-Kendall...

-Brain... - powiedziałam wręcz szeptem, czekając na jego reakcje.

-Nie wierzę! To ty? Ty mnie tak parszywie oszukałaś?- zaczął krzyczeć. Zaczęłam cicho płakać.

-To nie tak. - łkałam. Chłopak rozłożył ręce, w które się automatycznie wtuliłam. Zaczął mnie uspokajająco jeździć po plecach, aż w pewnym momencie poczułam silny ból. Oderwałam się od chłopaka, który górował teraz nade mną, wyszczerzony. Stał tam, jednak wyróżniało go, że trzymał w ręce duże ostrze, po którym kapał po woli krew. Moja krew. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, płakać.

Opadłam bezwładnie na ziemię, jęcząc z bólu. Chłopak nadal patrzył na mnie, a na jego twarzy malował się dumny uśmieszek.

-Boli cię? To bardzo dobrze.

Podniosła się gwałtownie, głośno sapiąc. Chwilę później światło w moim pokoju zostało zaświecone, a do mojego łóżka przybiegł wystraszony Zayn.

-Coś się stało? Strasznie krzyczałaś. - odparł, a w jego oczach było widać smutek i opiekuńczość.

-Nie, dziękuję. To tylko jakiś zły sen.

-Napewno? Jak chcesz mogę zostać. - powiedział. W duchu dziękowałam za takiego kochanego brata.

-Nie, nie musisz. Napewno rano gdzieś będziesz jechać, musisz się wyspać, ja sobie jakoś poradzę. - popatrzył na mnie chwile, przy czym zniknął z jego twarzy ten szeroki uśmiech, który zwalał z nóg dziewczyny na co dzień. Teraz mój Zayn jest smutny.

-Uff, no dobra siostro, ale jak co, to wołaj, ok?

-Oczywiście. Dobranoc. - powiedziałam, na co chłopak przybliżył się do mnie, ucałowałam mnie w czoło i wyszedł, gasząc światło. Przewróciłam się na drugi bok, by jeszcze pospać do rana.

Gwałtownie wstałam z łóżka, gdy do moich uszu dotarły natarczywe dźwięki nastawionego budzika, który nie pozwalał mi pospać ani chwili dłużej. Sięgnęłam ręką po urządzenia, wyłączając go i znów uderzając głową w puchową poduszkę. Po paru minutach bezczynnego leżenia w pościeli wstałam i od razu siadłam, mocno trzymając się za głowę i pocierając się o obolały kark. Nie zważając na ból, który był prawdopodobnie spowodowany ciężką, nieprzespaną nocą zeszłam na dół, do kuchni w celu przeszukaniu domowej apteczki. Miałam nadzieję, że Zayn nie wyjadł wszystkich tabletkę na ból głowy, gdy był na kacu. Jednak po chwili moje zmartwienia się ulotniły, gdy wreszcie do moich rąk wpadło małe pudełeczko z tabletkami. Wzięłam od razu dwie, uprzednio popijając je wodą. Po nich poczułam się odrobinę lepiej, jednak gdy odwróciłam się i ujrzałam swoje odbicie w lustrze w przedpokoju złapałam się za głowę, przeklinając to, jak dzisiaj wyglądam. Migiem pobiegłam do swojego pokoju, lądując przed swoją toaletką jak strzała, zabierając się za codzienny makijaż. Dzisiaj jednak musiałam nadpracować się moimi worami pod oczami, które wyglądały, jakbym nie spała co najmniej trzy dni. Zgrabnie i dokładnie zakorektowałam sińce, poprawiając tu i ówdzie jeszcze niedoskonałości. WYmalowana, dzisiaj o dziwo trochę bardziej niż zazwyczaj przeniosłam się do drugiego pomieszczenia, chwytając w dłonie ulubioną dżinsową koszulę, wygodne, skórzane legginsy oraz mój nowy nabytek, zamszowe botki. Moje czarne włosy związałam w zwykłego kucyka, powyciągając przy skroniach poszczególne kosmyki. Gotowa zeszłam ponownie do kuchni, tym razem by zjeść mało co nieco, by nie stracić resztki sił w dzisiejszym dniu. Schodząc na dół zauważyłam Zayna siedzącego na kanapie, popijającego kawę. Z wyraźnym zaciekawieniem oglądał poranne wiadomości.

Zaraz po przekroczeniu kuchni, w skutek czego do jego uszu dotarły delikatny stukot obcasów moich botków odwrócił się w moją stronę, z tą samą martwiącą się miną, co w nocy.

-Cześć Kendall. Jak się spało? Lepiej?

-Cześć Zayn. - podeszłam do brata, nachylając się, by złożyć na jego policzku całusa, uśmiechając się przy tym. -Jestem trochę niewyspana, ale jakoś przeżyję. Dzięki za troskę braciszku.

-Muszę się przecież martwić o moją ulubioną siostrę, nie?

-I jedyną. - zaśmiałam się.

-Ale za to jedyną w swoim rodzaju.

-Takiego brata jak ty też trudno znaleźć. - posłałam mu szczery i promienisty uśmiech, wycofując się w głąb kuchni, w celu zrobienia najważniejszego posiłku dnia, śniadania.

-Kendall, siostrzyczko moja, na szafce zrobiłem ci kanapki z masłem orzechowym i zbożową kawę. - krzyknął mój brat z salonu, jak gdyby wiedział, ze właśnie chcę zrobić sobie śniadanie.

-A co chcesz za to?

-Czy brat nie może zrobić śniadanie bezinteresownie siostrze?

-Zayn, co chcesz? - warknęłam.

-No ok, jest tak mała sprawa. Mogłabyś pojechać po tatę sama w jutro? Dałbym ci auto.

-A czemu ty nie możesz ze mną, przecież mieliśmy we dwójkę jechać.

-Od niedawna pracuję w warsztacie samochodowym i właśnie jutro mamy jakieś ważne zamówienie i nie dam rady się wyrwać wcześniej. - westchnęłam, pokiwając głową, czego on nie mógł zauważyć, bo był cały czas wpatrzony w ekran telewizora.

-Ok, nie ma problemu. - odparłam, dodając po chwili. -A jedziesz teraz gdzieś?

-Umm, tak, do warsztatu, a co? Podwieźć się do szkoły?

-Jak masz po drodze i nie byłby to problem to z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.

-Nawet po drodze bym cię z chęcią zawiózł. - wstał i poczochrał mnie po włosach. Automatycznie zaczęłam poprawiać swojego kucyka, na co on wybuchnął śmiechem. Zgromadziłam go wzrokiem, lecz on nadal się ze mnie nabijał. Kochany braciszek.

-Dobra, dobra Kenefo. Jedz to śniadanie i cię szybko odwiozę.

-Tak jest. - zasalutowałam i zaczęłam pałaszować swoje kanapki.

~~~

Rozdział do dupy, nudny jak flaki z olejem, do końca jeszcze 2-3 rozdziały + epilog. I proszę, obiecajcie mi, nieważne jaki bedzie ostatni rozdział i epilog, nie zabijcie mnie, ok? <3

Pamiętajcie o hastagu na twittera : #ff_brz



Będziemy razem, zobaczysz. ✔Where stories live. Discover now