Rozdział 3

25 6 0
                                    

Gildia łotrów znajdowała się na północ od lasu elfów w mieście ludzi Ikielgoz.
Miasto to było znane, z huku, złodziejstwa i szeptów po kątach, czyli niczego dobrego.
Nie było, tu stałych bywalców tak jak to bywa w każdym państwie. Ludzie pojawiali się i znikali i nikt nie pytał gdzie, to była normalność.
Miasto jednak nie mogło się skarżyć na brak mieszkańców, bo kiedy jedni odeszli przybywali nowi i tak koło toczyło się od wieków.
Nikt jednak nie zostawał tu na stałe no, chyba że musiał.
Miasto nie oferowało nic. Utrzymywało się głównie z łotrów, ale jeśli ktoś szukał czegoś innego to lepiej dla niego było jak najszybciej zapomnieć o mieszkaniu w Ikielgoz.
Wysokie budynki ustawione jeden przy drugim to właśnie były domy poddanych.
Ruiny które tak naprawdę powinny już dawno iść do rozbiórki, ale kto by się tym przejmował skoro ludzie i tak nie pomieszkają tu dłużej niż tydzień, a jeśli zostaną to tacy na których nie warto zwracać uwagi.
Ulice śmierdziały ściekami i były przepełnione wszystkim tym, co powinno znaleźć się w śmieciach, ale lądowało właśnie tutaj.
Nie całe Ikielgoz wyglądało odrażająco, były również części którymi można było się nawet zachwycać, ale dzielnica gdzie znajdowała się, gildia nie oferowała nic godnego uwagi.
Było to miejsce jedynie do załatwienia spraw i nic więcej.
Sama gildia mieściła się w sercu miasta, czyli centrum.
Był to największy budynek posiadający dwanaście pięter, o podobnej budowie do całej reszty, zaniedbany i staromodny.
Na dole znajdowała się recepcja, a na górze pokoje łotrów zamieszkujących gildie.
Jedynie czym dzielnica mogła się pochwalić to wyszkoleni łotrzy.
Nikt nie posiadał tak doskonałych szpiegów jak właśnie oni. Potrafili przemienić się w cień, oczywiście mówiąc w przenośni, i wtopić się w każdy tłum wyciągając wszystkie potrzebne informacje.
Łotrzy byli szkoleni od dziecka. Nie można było tak po prostu przyjść do gildii i zapragnąć, być łotrem, o tym musieli pomyśleć od dziecka rodzice.
Większa część łotrów brała się z bezdomnych dzieci. Błąkając się, po ulicach jako sieroty wyrzucone z domu zostały znalezione przez mistrzów i przyprowadzone do gildii.
Tu zaczęło się ich szkolenie, a kiedy dzieci dorastały, same podejmowały decyzję czy chcą nadal pozostać łotrami, czy może działać gdzieś na własną rękę.
Wiele z nich zostało wykupowanych do pałaców, aby służyć jako bezpośredni szpiedzy króla.
Oczywiście łotr mógł odmówić i nie zgodzić się odejść, ale większość kiedy miała, okazję przystawała, na propozycję, ponieważ dzięki temu mieli już zapewnioną przyszłość.
Każdy wiedział, że pod skrzydłami króla jest się już ustawionym na całe życie, no, chyba że do chodzi do wojny która ma niezbyt pozytywne skutki.
Siedzibą zajmowali się tak zwani mistrzowie. Najstarsi i najbardziej doświadczeni łotrzy.
W skład wchodziły dwie kobiety oraz czterech mężczyzn.
W samej gildia mieściło się ponad tysiąc łotrów gotowych do wynajęcia przez zleceniodawców.
Młoda łotrzyca odebrała swoją kartę od mistrza i ustała na baczność.
Zawsze czuła przed nim respekt mimo tego, że nikt nie wymagał, aby zachowywała się sztywno.
– Dasz radę podołać zadaniu ? – zapytał z powagą jaką wymagało się od najstarszego mistrza.
– Tak, kończę, właśnie jutro ostanie, zlecenie więc będę miała czas.
– W takim razie jest twoje.– wręczył jej papier do ręki.
– Nawet ciekawa suma, zastanawia, mnie skąd barbarzyńcy wezmę tyle pieniędzy? – rozmyślał mistrz
Przed łotrami nie trzeba było mieć żadnych tajemnic. Nie zależało im na niczym innym tak bardzo jak na pieniądzach. Jeśli zapłaciło im się solidną sumę, aby milczeli, jak grup wykonywali polecenie bez zarzutów.
Owszem łotrzyca mogła teraz zabrać list z zadaniem i dostarczyć go do swoich ofiar żądając za powiadomienie jeszcze większej sumy, ale po co skoro i tak wiedziała, że prędzej czy później ktoś znów zgłosi się z zadaniem, a ona dostanie za nie pieniądze.
Po co stracić zaufanie u ludzi. Jeśli dopuszczaliby, do tego typu sytuacji mieliby mniej klientów, a tego przecież nie chcieli.
Dziewczyna wsadziła kartkę do kieszeni i odmaszerował do swojego pokoju.
Odsłoniła swoją twarz którą zasłaniała za chustką i odetchnęła powietrzem.
Każdy łotr miał ten sam ubiór niewyróżniający go od reszty niczym nadzwyczajnym.
Czarna chustka zasłaniająca twarz oraz kominiarka na głowę tak, aby nikt nie rozpoznał, kim naprawdę jest łotr.
Tego typu osłona była wskazana podczas prywatnych wyjść oraz na spotkaniu ze zleceniobiorcą.
Osłonę można było zdjąć jedynie przy zadaniu które wymagało wcielenia się w kogoś innego, oraz prywatnie tylko, że tak, aby nikt nie dowiedział się, że dana osoba jest łowcą. Trzeba, było, zachowywać się jak zwykły człowiek nie pokazując po sobie żadnych znaków bycia łotrem.
Cały strój składał się z czarnego kombinezonu mocno opinającego ciało i zasłaniającego każdą część. Posiadał również pełno kieszeni do których były pochowane sztylety oraz trutki.
Dziewczyna ściągnęła z siebie cały strój i zawiesiła, go na szafie starając się wygładzić każdy kant tak, żeby wyrazie potrzeby ponownego szybkiego założenie nie wyglądał jak kupa gówna.
Rzuciła się na łóżko i opadła z sił.
Dzisiejszy dzień był dla niej wykańczający. Mimo tego, że czekało ją jeszcze jutrzejsze zadanie postanowiła pomóc młodszej przyjaciółce nie tak wyszkolonej jak ona w wykonaniu zlecenia.
Polegało ono na zamordowaniu jednego wieśniaka który cały czas terroryzuje wieś, przez co mieszkańcy nie mogą w spokoju żyć.
Dziewczyna miała już pewien plan, ale nie przewidziała, niektórych spraw dlatego poprosiła właśnie ją o pomoc.
Łotrzyca nie potrafiła jej odmówić. Dobrze pamiętałam swoje początki i to jak trudno było wykonać zadanie tak, aby do końca wyszło idealnie jak od początku się zaplanowało. Jej również pomagali wtedy inni więc dlaczego teraz ona ma nie otworzyć do kogoś ręki.
W gildii łotrów nie było zbyt dużej rywalizacji między sobą. To miasto było na tyle specyficzne ,że każdy miał szansę wykazać się jakimś zadaniem, a poza tym było tu pełno złoczyńców, że nie potrzeba było, żeby jeszcze tworzyć ich między sobą.
Oczywiście zdarzały się przypadki kiedy ktoś po prostu nie potrafił odnaleźć się między ludźmi i siał ziarno niezgody, ale to chyba jak wszędzie. Jeszcze nie było tak, żeby cały świat był zgodny ze sobą.
Jednak kiedy trafiało się tak, że dwie osoby z gildii dostały zadanie przeciw sobie musiały je wykonać w obronie swojego zleceniobiorcy, no, chyba że zwrócili, pieniądze przyznając się, że nie są w stanie tego dokonać, ale łotrzy zwykle tak nie postępowali. Raczej bardziej zależało im na dobrej opinii niż spapranej reputacji.
Mitjen, bo tak właśnie nazywała się dziewczyna, odgarnęła swoje włosy do tyłu, aby nie wpadały jej w oczy i wyjęła, jeszcze raz zlecenie czytając je bardzo powoli nagłos.
Wydawało jej się dosyć proste. Miała wyciągnąć jak najdokładniejsze informacje na temat daty ślubu księżniczki Amandy. Barbarzyńcy potrzebowali jak najwięcej szczegółów na temat ślubu, wszystkie chwyty były dozwolone. Nie obchodziło ich w jaki sposób tego dokona, najważniejsze było to, żeby po prostu to zrobiła.Mitjen było to na rękę. Zrobi to po swojemu, a potem zgarnie cała dużą sumkę tylko dla siebie. No może nie do końca tylko dla siebie, ponieważ musiała rozliczyć się ze wszystkiego ze swoimi mistrzami. W końcu jak inaczej utrzymałaby się gildia.
Data wyznaczająca termin zadania nie była określona. Mogła to zrobić nawet na ostatnią chwilę, aby tylko wszystko poszło zgodnie z planem barbarzyńców.
Nie miała, jeszcze pojęcia co mogą kombinować, ale jednego była pewna, Amanda nie powinna za bardzo przywiązywać uwagi do swojej nowej kiecki.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now