Rozdział 46

18 4 0
                                    

  Sira- Naj zawiadomiona o niedorzecznej sytuacji udała się schodami w górę do komnaty swojej córki.
Odkąd dowiedziała się co wydarzyło się w Lejbihu cały czas myślał tylko o tym. W dodatku była zajęta przygotowaniami do przyjazdu ich władcy ze swymi poddanymi.
Chciała, żeby to wszystko wypadło jak najlepiej, dlatego wiedziała, że nie może siedzieć bezczynnie.
Lada chwila, a król zjawi się w ich pałacu, a ona, zamiast zająć się tym, co należy, będzie spacerować się po schodach w poszukiwaniu córki.
Co za nonsens, pomyślała.
Amanda musiała się zapomnieć. Pewnie wyszła gdzieś z Malcajdyn i całkowicie straciły poczucie czasu.
Królowa nie przejmowała się tym zbytnio, ale przypominając sobie o tym, co stało się z Dijiśin wiedziała, że lepiej niczego nie lekceważyć. W ich przypadku nigdy nie było nic wiadomo, nawet kiedy była przekonana, że tym razem to zwykłe nieporozumienie. Swoją drogą Amanda powinna być bardziej rozważna, przecież wiedziała, co jej grozi. Ta dziewczyna była nie do upilnowania, ale Malcajdyn? Będzie musiała sobie z nią pogadać, kiedy wróci i wyjaśnić jak kontrolować czas.
Osobiście nie miała do niej żadnych zarzutów, przeciwnie, nawet cieszyła się, że złapały ze sobą wspólny kontakt, ale wiedziała, że przez właśnie takie relacje czasem wychodzą podobne sytuacje.
Królowa zajrzała do pokoju córki, a potem do Malcajdyn, ale w żadnym z nich ich nie było.
Przeszła się po ogrodzie, do którego często wychodziły wspólnie na spacer, do jadalni, garderoby królewskiej, ale w każdym miejscu, w którym była nie znalazła Amandy.
Kiedy po dwóch godzinach nie mogła, jej znaleźć powiadomiła straż oraz służbę o zaginięciu córki.
Niezwłocznie zaczęły się poszukiwania.
Chociaż przygotowania do przyjęcia uchodźców cały czas były w trakcie powoli coraz więcej ludzi odchodziło od nich w poszukiwaniu księżniczki.
Król Karu słysząc i widząc, żonę całą roztrzęsioną wysłała swoją straż, aby przeszukała miasto poza murami.
Sira- Naj chodziła, od kąta w kąt nerwowo przygryzając pięść. – Ja sobie tego nigdy nie wybaczę, rozumiesz ?
– Ale czego sobie nie wybaczysz? – zapytał Karu, przyglądający się jak żona nie może znaleźć siebie miejsca.
– Tego, że zlekceważyłam, opiekę nad córką poświęcając się jakimś durnym przygotowaniom. Przecież obiecywałam, że teraz będę poświęcała czas wyłącznie dla niej i jak mi to wyszło ? – rozłożyła, bezradnie ręce cały czas będąc w ruchu.
– Ale to nie jest twoja wina, była z nią Malcajdyn. Przecież wiedziała, że nie mogą się nigdzie oddalać, a my jej ufaliśmy.
– Malcajdyn, Malcajdyn.– zaczęła marudzić. – Czy Mlacajdyn jest jej matką? To zwykła dziewczyna prawie w tym samym wieku co nasza córka. Nie powinniśmy zostawiać ich samych. Przecież mogliśmy posyłać z nimi straż, wtedy może nie doszłoby do tego wszystkiego. – złapała się za głowę i przeciągnęła dłońmi po twarzy.
Karu zauważył, że jej oczy zaczynały się szklic. Podszedł do żony i zatrzymał, ją łapiąc za rękę. – Stań chociaż przez chwilę w miejscu.
Królowa zatrzymała się.
– Przestań przedstawiać najczarniejsze scenariusze, mówisz, o niej tak jakbyś już wiedziała, co z nią się stało, a przecież nie wiesz. Kto wie, może nasza córka zbuntowała się nam i wybrała się na wieczorny spacer poza mury?
Sira-Naj podniosła do góry brwi.
– A dlaczego nie ? Przecież ją znasz, to mogło być do niej podobne.– uśmiechnął się chcąc dodać jej otuchy
– Posłuchaj mnie. – powiedziała ostrym i stanowczym tonem. – Jeśli nasza córka nie zostanie znaleziona do rana. Wychodzę poza bramę i idę jej szukać. Nie będę tu siedzieć bezczynnie, jeśli jej może coś zagrażać.
– Ale gdzie będziesz jej szukać ?
– Wszędzie. Choćbym miła zajrzeć do krainy demonów, zrobię wszystko, aby odnaleźć córkę. Nie powstrzymasz mnie.
Karu popatrzył się w jej oczy. Wiedział, że Sira-naj mówi poważnie. Dla córki zrobiłaby wszystko i właśnie dlatego ją kochał.
– Nie. – odpowiedział spokojne. – nie zamierzam cię powstrzymać. Co, więcej sam zacznę poszukiwania, ale na razie trzeba być dobrej myśli. Na płacz na strach będzie czas, jeśli okaże się, że moje przypuszczenia się nie sprawdza. – wziął ją za rękę i ścisnął tak, żeby wiedziała, że jest z nią.
Sira- naj nie potrafiła się uspokoić, chociaż obiecała sobie, że zostanie, jeszcze w zamku to mimo to postanowiła, że pomoże w przeszukiwaniach okolicy. Dlaczego inni mieli szukać jej córki skoro ona siedziała z założonymi rękami.
Spędziła czas na dworze, aż do rana.
Jej ręce były już lodowate, a nos czerwony, ale czym był mróz w porównaniu z matczyną determinacją.
Kiedy zorientowała się, że zaczął się, drugi dzień wiedziała, już co musi zrobić.
Nie czekając, na decyzję męża wyznaczyła dwie grupy patroli poza zamkiem, a sama wybrała się na podróż, z której wiedziała, że nie wróci szybko.
Na stoliku zostawiła mężowi małą kopertę, a w niej list, w którym wyjaśniła, że nie mogła dłużej czekać. Musiała znaleźć Amandę, a wiedziała, że tylko sobie może zaufać. Zamiast podpisu na samym końcu listu znajdował się mały znak, kółko przecięte strzałą.
Karu wiedział, co to znaczy.
Teraz mógł być pewny, że poszukiwania ich córki są w dobrych rękach.
Chociaż sercem wszyscy byli z Amandą to nie mogli zapominać, że podjęli się również przyjęcia króla Manjetu i to na tym głównie trzeba było się skupić.
Król był człowiekiem i na pewno wiele by zrozumiał, ale kultura wymagała czego innego i Karu dobrze o tym wiedział.
Miał jeszcze nadzieję, że córka za chwilę się znajdzie, a oni skarcą ją jak zwykli rodzice za nieposłuszeństwo, ale wiedział, że to tylko złudzenia.
Jeśli obie dziewczyny znikły, to nie świadczyło nic dobrego.
Malcajdyn była z nim już bardzo długo i zdążyli poznać ją jako odpowiedzialną dziewczynę. Z jej strony, jak i z Amandy niepodobnym pomysłem byłoby to, aby wyjść na tak długo bez uprzedzenia.
Najgorsze było to, że w pobliżu nikt ich nie widział. Tak jakby w jednym momencie się rozpłynęły.
Król Karu łamał, sobie głowę zastanawiając się jak to możliwe.
Przecież musiały koło kogoś przechodzić, coś mówić, ale przecież z Dijiśin było tak samo. Nikt nie spodziewał się, że do tego dojdzie, a już na pewno nie tego, że to Tomb okaże się mordercą. Wtedy był to on, ale jego przecież już tu nie ma. Więc kto ?
Pytał sam siebie.
Trzymał w ręku listę z zadaniami względem przygotowań, którą pisał wcześniej, zanim znikła Amanda, ale oprócz trzymania nie robił nic więcej.
Tak naprawdę myślami cały czas był przy córce.
Niech już wreszcie to wszystko się skończy, pomyślał o tych wszystkich wydarzeniach, które w ostatnim czasie się im przydarzyły. Nic dziwnego, że w takich czasach dały znać o sobie również żywioły.
Morderstwa, pożary, zdrady, zaginięcia, tak teraz właśnie wyglądało jego życie. Czy mógł czuć się spokojny ? Raczej nie, odpowiedział sam sobie.  

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now