.......

15 4 0
                                    

  Wkraczając, w głębinę lasu nie udało się uniknąć gałęzi szmerających ich po twarzy.
Malcajdyn zerkała ukradkiem na Amandę, ale nie widziała w jej oczach strachu.
Widocznie idąc, z nią czuła się bezpiecznie.
Musiała przyznać, że przez ten czas, który zdarzyła, spędzić z księżniczką zauważyła, że zrobiła duży progres.
Z damulki przeistoczyła się w pewną siebie dziewczynę.
Chociaż to nie leżało, w jej celu udało jej się zmienić jej charakter. Nie spodziewała się, że kiedy dziewczyna dowie się, co planuje, będzie jej dziękować, ale tak naprawdę to w pewien sposób jej pomogła.
Chociaż nie chciała, tego przyznać na głos to dobrze wiedziała, że i ona w pewien sposób uległa zmianie. Nie zamierzała zrezygnować z planu, ale czuła, że bliski kontakt z Amandą zmiękczył jej serce.
Miała nadzieję, że emocje, które odczuwa należą jedynie do Malcajdyn, Mitjen, kiedy będzie, mogła. Wrócić do swojego życia nie odczuje nic. Zawsze próbowała tłumaczyć sobie wszystko w ten sposób.
Z taką myślał, było jej o wiele łatwiej i chociaż wiedziała, że to, co myśli, a to, co dopuszcza, do swoich myśli to dwie inne sprawy starała się podążać tym torem.
Wysoki krzak dzikiej róży splątujący się z krzewem kymo, czerwono listnej rośliny był ostatnią przeszkodą do pokonania.
Malcajdyn wsunęła zgrabną dłoń miedzy krzewy i rozszerzyła je tak, aby zrobić przejście dla nich obu.
Dama dworu postawiła, nogę poza ścieżkę przechodząc na drugą stronę.
Amanda przeszła jako następna, a kiedy podniosła, oczy do góry wydała z siebie głośny pisk.
To, co zobaczyła, a raczej ci, których zobaczyła, wywołali na jej twarz przerażenie.
Wysokie postacie w olbrzymich pióropuszach ze zamalowaną twarzą wydawali się jej koszmarami z bajek, jakie czytały jej nianie.
Wiedziała, że na świecie istnieje wiele kultur, ale nie spodziewała się, że spotka kogoś z nich w lesie.
Nie zastanawiając się, nawet przez chwilę zawinęła się, na nodze chcąc uciekać w glebie lasu, ale nie mogła. Coś blokowało jej nogi i nie pozwalało ruszyć dalej.
Dziewczyna jeszcze bardziej przerażona machała, rękoma starając się spowodować w ten sposób uwolnienie.
- To na nic kochana. Nic jednorożca dobrze zawiązana nie zostanie rozwiązana, ani przerwana. - odpowiedziała jej przyjaciółka, stojąc na baczność jakby sytuacja, w której się znalazły były dla niej czymś normalnym.
- Musimy uciekać — mówiła przerażona, ale Malcajdyn dalej stała niewzruszona.
- Stąd nie da się uciec. - zza jej pleców wydobył się ochrypły głos.
Amanda nawet bała się odkręcić i zobaczyć kto do niej mówi. Myśl o tym, że miałaby, spojrzeć na jednego z tych potworów powodowała w niej jeszcze większy strach.
- Więc to jest ta piękna księżniczka ? Swoją drogą myślałem, że będzie nieco ładniejsza. - usłyszała stąpanie i wiedziała, że osoba wydobywająca ten głos zbliża się w jej stronę. Tym razem głos był o wiele przyjemniejszy niż ten, który usłyszała przed nim. Mimo to nadal nie zamierzała się odkręcać.
Mężczyzna stał już tuż za nią.
Podniósł jej włosy i powąchał ich zapach.
- No tak, ktoś tak szlachetnie urodzony nie ukryje swoich perfum nawet pod kupą błota.- pościł pukiel jej włosów i odszedł.
Amanda poczuła na całej skórze dreszcze.
- Gdybym chciała, pozbyłabym się i tego. - odpowiedziała szorstko Malcajdyn, nie chcąc się zgodzić, z tym że mogłoby jej coś nie wyjść.
- Tak, wiem, że wy łotrzyce potraficie dokonać również niemożliwego.
Amanda skierowała, w jej stronę wzrok robiąc zdziwioną minę. Poczuła się, tak jakby ktoś uderzył ją w twarz.
Zastanawiała się, czy to, co słyszy, naprawdę zostało wypowiedziane.
- Malcajdyn co tu się dzieje ? - zapytała, lekko kierując się w jej stronę.
- Malcajdyn to tylko jedno z moich imion. Jestem wieloma postaciami, ale tobie było dane poznać mnie pod tym imieniem.
- Co ? - teraz jeszcze bardziej się pogubiła.
- Jeśli chcesz, możesz nadal mnie tak nazywać, chociaż w tej chwili jestem jedynie łotrzycą. - powiedziała z dumą.
Amanda wytrzeszczyła oczy. Przez moment nawet chciała się roześmiać. Myślała bowiem, że może to jakiś kiepski żart, a te wszystkie dziwne stwory za nią to tylko przebrania, ale przyglądając się na Malcajdyn widziała, że mówi poważnie. - Łotrzyca? Ale jak to ? Przecież ty byłaś moją damą.
- Owszem byłam ją, ale już nie jestem. Wykonywałam jedno, ze swoich zadań. Barbarzyńcy zapłacą mi dużą sumę za to, co zrobiłam, a na tym zależy mi najbardziej.
- Umowa zostanie dotrzymana, o to twoja zapłata. - Kyryn rzucił w jej stronę worek ze złotem, który zadźwięczał w czasie lotu.
Amanda wodziła za nim oczami, aż do momentu, kiedy wylądował w rękach Malcajdyn.
- Ale jak mogłaś ? Zdradziłaś mnie dla tych kilku dukatów? Przecież mieszkałaś ze mną na zamku, jeśli czegoś potrzebowałaś, wystarczyło po prostu powiedzieć. Byłyśmy przyjaciółkami, mogłaś na mnie liczyć.
Malcajdyn roześmiała się głośno. - Przyjaciółkami? Wystarczyło po prostu powiedzieć ? - powtórzyła to, co powiedziała. - A co gdybym nie chciała być twoją przyjaciółką? Co, gdybym poprosiła, abyś dała mi odejść, czy mogłabym liczyć na to, że dotrzymasz słowa ? - nie musiała czekać na odpowiedź, znała ją. - Jesteś księżniczką. Dla ciebie wszystko musi się kręcić wokół ciebie. Nawet przyjaciół chcesz kupić, w twoim życiu liczysz tylko na pozycję. Uznajemy, że obie wypełniliśmy dobrze swoje role. Ty pogrywałaś, ze mną tak jak ci się podoba, a ja doprowadziłam cię do celu.
Amanda stała wyprostowana z rozłożonymi rękoma. Czuła się, jakby ktoś odarł ją z wszystkiego, co posiadała i zostawił jedynie pustkę. Jej najlepsza przyjaciółka okazała się zdrajczynią. Od początku to wszystko było zaplanowane. To wszystko, co mówiła, nie było prawdą, w ogóle jej na niej nie zależało.
- Przelicz czy wszystko się zgadza i możesz się zabierać. Zresztą poradzimy sobie sami. - wtrącił się barbarzyńca.
Malcajdyn zatrzęsła workiem i zajrzała do środka. - Wszystko się zgadza, nie będę liczyć szczegółowo. Jeśli okaże się, że brakuje, chociażby jednego centa to wrócę tu i osobiście się wami zajmę. - schowała worek do kieszeni i poklepała się po niej.
Pociągnęła mocniej za sznurek, na którym trzymała Amandę i popchnęła ją w stronę władcy barbarzyńców.
- Jesteś żałosna- odpowiedziała z pogardą księżniczka.
- To ciekawe, że nadal nie widzisz swoich błędów, a byłam pewna, że tak dobrze cię wyszkoliłam. - powiedziała, udając zawiedzioną.  

- Widzę. Moim błędem było otwarcie przed tobą serca. - wycedziła przez łzy.
- No cóż, w takim razie teraz będziesz już wiedziała, że nie wszystko jest takie, jakie się nam wydaje. Do zobaczenia księżniczko. Swoją drogą byłaby z ciebie dobra łotrzyca.
Szaman szarpnął za sznurek, na którym trzymano księżniczkę i pociągnął, ją w swoją stronę o mało nie przewracając jej na ziemię.
Amanda zaparła się nogami tak, aby nie dać im przeciągnąć się na swoją stronę. Miała jeszcze coś do powiedzenia Malcajdyn.
- Więc wszystko to, co mi mówiłaś, było kłamstwem ? Chce to wiedzieć. - szarpała się, walcząc z szamanem.
Malcajdyn dała mu znać, aby pościł sznur.
- Nie kłamałam księżniczko. To było życie Malcajdyn, wszystko to, co ci powiedziała, było prawdą. - wysunęła rękę w jej stronę, aby pogładzić ją po twarzy, ale cofnął, ją wiedząc, że jeszcze bardziej ją tym rosłości.- Kochała cię jak siostrę, której nigdy nie miała. Czuła się z tobą jak z najlepszą przyjaciółką, ale niestety jej bajka dobiegła końca.
Historię jej losu, możesz dopisać sobie sama. Być może zginęła po drodze rozszarpana przez dziką, bestie, nie mam pojęcia. Nie za bardzo wczuwam się w los postaci, z którą i tak muszę się pożegnać.
Amanda patrzyła się na nią z dziką wrogością. Gdyby nie ten sznur rzuciłby się na nią i wydrapała jej oczy za to, co zrobiła, ale teraz mogła sobie pozwolić jedynie na nic nieznaczące wyzwiska.
- Czy to już wszystko, co masz mi do powiedzenia ? - zapytała lekko znudzona. - Barbarzyńcy na pewno chcieliby już odejść ze swoją zdobyczą. - spojrzał w ich stronę.
- Jest wiele rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć, ale ty i tak ich nie zrozumiesz. Ile jadu bym na ciebie wylała ciebie i tak nic nie ruszy. Jesteś nieczułą, bezduszną kreaturą. Robisz wszystko dla pieniędzy i kiedyś to cię zgubi.
Malcajdyn ponownie się zaśmiała. - Powiedziała księżniczka żyjąca w luksusie, niepatrząca na to, jaki los mają jej poddani. - odgarnęła swoje brudne włosy z twarzy i zarzuciła je do tyłu.
Nie miała zamiaru wdawać się w dziecinne kłótnie z rozkapryszoną księżniczką. Znów była Mitjen, a o tym wszystkim, co tu zaszło, powinna zapomnieć. Teraz uda się do swojego mistrza i poczeka na kolejne zlecenie, bo na tym polegało jej życie.
Oddała pokłon Barbarzyńcom według ich zwyczaj i pognała, w las pozostawiając Amandę w ich rękach.
Nie powinna, zastanawiać się co dalej ją czeka. To już nie należało to części jej zadania, ale idąc, przez las cały czas słyszała w głowie jej śmiech przeplatający się z zalaną twarzą w łzach spowodowaną jej zdradą.

Amanda stała jak posąg wpatrując się w oddalającą się Malcajdyn. Chociaż wiedziała już, że to nie jest jej prawdziwe imię, masiała się nim posługiwać, ponieważ nie dane jej było poznać jej prawdziwą tożsamość.
Po jej twarzy leciały łzy. Chciała krzyczeć, szarpać się, zerwać więzy, ale wiedziała, że to się nie uda.
Wcale nie było tu nigdzie Koiego i nie mogła liczyć na jego pomoc.
Rodzice również jej nie usłyszą, kiedy zorientują się, że jej nie ma, zapewne będzie już po niej.
- Rusz się, nie będę się z tobą szarpał. - ponownie usłyszała ten przerażający głos.
Musiała wykonywać ich rozkazy, za bardzo się bała, żeby stawiać opór.
Z opuszczaną głową ruszyła tam, gdzie nakazał jej ochrypły głos.
Pod zasłaną z włosów widziała, jedynie swoje brudne buty bojąc się spojrzeć prosto w ich twarze.
Barbarzyńcy rozmawiali między sobą w swoim języku, z którego ona nic nie rozumiała. Może czytając, z ust udałoby się jej coś wyczytać, ale wtedy musiałaby podnieść głowę, a tego nie zamierzała zrobić.
W ciemnościach nie miała, pojęcia gdzie ją prowadzą, ale nie mając, wyboru szła cały czas za nimi.
Zmęczeni dotarli do małej wioski.
Amanda uniosła, lekko głowę słysząc zbliżającą się do niej postać.
- Witamy w naszym świecie. - powiedział przywódcą barbarzyńców.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now