Rozdział 24

21 5 0
                                    

  Łazy zaczął, głośno klaskać w ręce tak jak jeszcze nigdy nie robił podczas zajęć, a na pewno nie wtedy kiedy chodziło o jej przygotowanie do lekcji.
Chociaż chciała pochłaniać wiedzę i być obytą księżniczką jakoś trudniej było jej to zastosować w praktyce.
Tym razem profesor nie mógł nadziwić się pracą, którą przedstawiła podczas zajęć.
Nie był, z niej dumny on był wprost oszołomiony.
Na jego twarzy ukazały się emocje, jakich jeszcze nigdy nie pokazywał po sobie. Był nią bardziej zachwycony niż wtedy Malcajdyn i właśnie to było jej celem, dać do zrozumienia swojej damie dworu gdzie jej miejsce i to, że ona również potrafi pokazać, na co ją stać.
– księżniczko, jestem pod wrażeniem. Musiałaś się bardzo postarać, aby wyciągnąć tak dokładne informacje. Przyznam, że niektóre z nich nawet mnie były obce. Gdybyś mogła mi podesłać książki, z których zaczerpnęłaś, wiadomości byłbym ci bardzo wdzięczny.
Dziewczyna na moment poczuła się nie pewnie. Przecież tak naprawdę to praca Malcajdyn, nie miała, pojęcia skąd ona to wszystko wie.
Szybko jednak wycofała swoje obawy, na pewno znajdzie na to sposób, aby odnaleźć potrzebne źródła. Nie może pokazać po sobie strachu, przecież właśnie teraz jest chwila jej triumfu.
Najbardziej zadziwiało ją to, że dziewczyna nie zrobiła, nic co świadczyłoby o tym, że jest zdziwiona identyczną pracą jak jej, być może po prostu pogodziła się z tym, że ze swoją księżniczką nie jest dobrze zadzierać i kiedy dzieją się, nawet takie rzeczy nie należy się wtrącać.
– Oczywiście, co tylko profesor będzie chciał – uśmiechnęła się, układając usta w księżyc i rzuciła spojrzenie w stronę swojej damy dworu, lecz ta odwzajemniła, uśmiechem nie czując się w ogóle zakłopotana.
Amanda zmrużyła oczy zdziwiona, ale szybko wróciła do poprzedniego wyrazu twarzy, jakim było zadowolenie.
– Jeszcze raz ci gratuluję. Mam nadzieję, że od teraz twoje wszystkie prace będą tak dobre jak ta obecna.
– Ja też mam taką nadzieję. – szybko pomyślała o zaangażowaniu nowej przyjaciółki do pracy za nią. Kto wie, może ulegnie swojej pani i nie będzie protestować, a jeśli będzie, to już ona się postara, aby matka się jej pozbyła.
– Towarzystwo nowej damy dworu bardzo ci służy. Trzymaj się, jej a na pewno wyjdziesz na ludzi.
Księżniczka poczuła w sobie uderzenie nienawiści, ale szybko postarała się, aby znikło. Odgarnęła włosy i przywróciła uśmiech na twarz. – O tak, bardzo się cieszę, że ją mama, ale muszę powiedzieć, że tym razem nie korzystałam z jej pomocy, chciałam, żeby to była tylko moja zasługa no i widzę, że mi się udało. – podniosła, głowę do góry ukazując swoją dumę.
Chciała, aby Malcajdyn poczuła się upokorzona tak jak wtedy ona kiedy to dama dworu zgarnęła cały triumf na lekcji tylko dla siebie. Miała jej już serdecznie dość. Na początku naprawdę chciała się z nią zaprzyjaźnić, ale przy każdym bliższym spotkaniu okazywało się, że nie jest taką, jaką ją widziała. Dama dworu powinna być oddana swojej pani, tak jak to były z Dijiśin. Na myśl o niej ponownie poczuła smutek.
Z tą dziewczyną były naprawdę blisko. Zawsze ją kryła kiedy była potrzeba i nigdy nie robiła czegoś wbrew jej. Szkoda, że musiała tak skończyć.
Westchnęła głośno na myśl o śmierci dziewczyny.
– Czy coś się stało? – wtrąciła się Malcajdyn.
– Co? – dziewczyna ocknęła się ze swoich rozmyśleń. – O nie, nic się nie stało. Przepraszam, trochę jestem zmęczona tym wszystkim, ale co ja robię? Stoję i słucham, wychwal na swój temat, a przecież jeszcze ty miałaś przedstawić nam swoją pracę. Już wracam na miejsce. – odsunęła się, z podium zabierając swoje notatki. Przechodząc, przy dziewczynie szepnęła jej do ucha tak cicho, że nawet ona ledwo słyszała. – powodzenia.
Wypowiadając, to słowo miała na ustach gadzi uśmiech, a kiedy zajęła, miejsce wpatrywała się w nią z wielkim oczekiwaniem porażki.
Malcajdyn ruszyła trochę nie pewnie, ale mimo to dotarła do stanowiska.
Profesor wskazał ręką, aby zajęła miejsce i oddał jej głos.
Żyła na głowie Amandy o mało nie pękła z podniecenia kiedy zobaczyła ją już na podium. W tym swoim zakłopotaniu sprawiała jej niesamowitą radość.
Malcajdyn świetnie odegrała swoją rolę, zresztą jak zwykle. Nie bycie sobą wychodziło jej zawsze najlepiej.
Tym razem udało jej się upewnić Amandę w tym, że jest jej całkowicie poddana.
Dziewczyna nawet nie miała, pojęcia co zamierza zrobić jej rywalka.
Bo właśnie tak się teraz traktowały. Nie jak przyjaciółki, nawet nie jak dama dworu ze swoją panią tylko konkurentki.
Zanim zrobiła to co miała zrobić spojrzała jeszcze raz na Amandę. Bawiło ją to, w jaki sposób dziewczyna jest pochłonięta jej brakiem przygotowania. Ona wręcz się pławiła w jej nieszczęściu.
Zaraz zniknie ci ten zakłamany uśmiech, a szczęka obleci bardzo nisko, pomyślała i rozłożyła swoje kartki na stole.
Były tylko dwie, ale to wcale nie było najważniejsze, jej zabójczą bronią była wiedzą, jaką zyskała, będąc łotrzycą.
Zaczęła od wstępu, który przedstawiła własnymi słowami, a potem powoli, powoli, aż wreszcie zaczęła się rozkręcać.
Kiedy mówiła, profesor nie tylko się zachwycał, ale jego oczy przepełniały wszystkie emocje, jakie tylko mogą przydarzyć się lidzkiej istocie.
Widać było, że rozumie to, o czym mówi i nie był tu jedyną osobą, na której przygotowana przez nią praca robiła wrażenie.
Amanda siedziała, tak sztywno jakby ktoś wsadził jej kij, a jej wzrok płonął nienawiścią do niej.
Niedługo mi podziękujesz, pomyślała, mając na myśli przyspieszenie jej ślubu z księciem Koi. W sumie potem nie czeka jej zbyt szczęśliwy los, ale to nie jej sprawa. Na każdego czeka jakiś koniec.
Księżniczka nie mogła, zrozumieć jak do tego wszystkiego doszło, przecież odebrała jej najlepszą pracę i to w ostatnim terminie. Nie było szans, aby przygotować coś lepszego, a ona ? Nawet nie przyszła do niej z pretensjami, chociaż dobrze wiedziała, że jedynie ją było w stanie stać na coś takiego.
Mimo to, iż odebrała, jej pracę ona stworzyła coś, na co arcydzieło było za małym słowem. Jak do tego doszło ? Takie rzeczy nie są realne u normalnego człowieka. Skąd ma aż tak wielką wiedzę ? Przecież Malcajdyn powinna tu wykładać zamiast profesora, w jej pracy znalazł już momenty, o których nie miał pojęcia, a co dopiero w tej, którą przedstawiła Malcajdyn.
Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Zastanawiał się, czy poderwać się z miejsca i wybiec oburzona z sali, ale jednak została przy tym, aby pozostać.  

Łańcuch żywiołówWo Geschichten leben. Entdecke jetzt