Rozdział 33

22 5 0
                                    

  Za drzwi było słychać głośną szarpaninę.
Brzęczące miecze stykały się, ze sobą jeden o drugi a ciężkie ciała uderzały w środek drzwi.
Głos rozchodził się coraz wyraźniej.
Efneja uniosła się, z łóżka wstając bardzo powolnym krokiem.
Podnosiła się, tak jakby nie chciała spłoszyć zebranych pod jej drzwiami. Zdawała się być tak cicha, że nie usłyszałaby jej nawet najbardziej płochliwa zwierzyna.
Na krawędzi łóżka leżał długa peleryna o ciemnym kolorze mieniąca się srebrem i zakończona czarnym puchem.
Dziewczyna zarzuciła ją na siebie i podeszła bliżej, aby otworzyć drzwi.
Wsunęła nogi w swoje delikatne kapcie i poczłapała do celu.
Na początku przysunęła ucho, jakby chciała czegoś dosłyszeć.
Od razu poznała znajomy głos.
Był to ich sługa Warinikie i nawet wiedziała, w jakiej sprawie przyszedł.
Odsunęła drzwi na zasuwę i nacisnęła miedzianą klamkę.
Kiedy drzwi się uchyliły nastała cisza.
Cała ich grupa skierowała oczy w jej stronę na chwile zapominając o swoje burzliwej rozmowie..
– Och Warinikie. – westchnęła, głośno przytrzymując się, za głowę jakby powstrzymała ból.
– Ty suko! – był przepełniony złością i najchętniej co by zrobił to uderzyłby ją teraz w twarz
Efneja cofnęła się dwa kroki do tyłu aby w razie czego uniknąć ataku.
Straż wbiegła tuż za nim i powaliła go na ziemię.
Księżniczka patrzyła na niego z góry, na to jak szamocze się na ziemi.
Dopiero kiedy się uspokoił, rycerze założyli mu kajdanki na ręce i pozwolili się podnieść.
Efneja wygładziła suknie i ustała, naprzeciwko niego wpatrując się swoim lodowatym wzrokiem.
– Planujesz na mnie drugą napaść ? Skoro udało mi się, przeżyć jedną myślę, że i tym razem się obronie. – posłała mu złowieszcze spojrzenie. – Chociaż muszę przyznać, że z Banafserzi jeszcze nigdy nie walczyłam.
Warinikie oddychał, ciężko ściskając z całej siły swoją pięść.
Dziewczyna bacznie obserwował jego gest, ale wiedziała, że zakuty w kajdany nie jest w stanie jej nic zrobić. – Czy sprawdziliście go dokładnie ? Jego córka była przykuta do łóżka kiedy nagle w jej dłoni pojawiło się ostrze. – zaznaczyła dziwną sytuację.
Rycerze nakazali mu rozłożyć dłonie, ale dziewczyna szybko przerwała całe zamieszanie.
– To nie będzie konieczne. Tym razem stanę trochę dalej. – posunęła się w stronę swojego łóżka, a Warinikie zostawiła przy rycerzach.
– Proszę, powiedz, po co tu przyszedłeś. Za moich drzwi było, słychać takie zamieszanie jakbyś chciał tu wejść i powtórzyć dzieło swojej córki.
Warinikie nie wytrzymał. – Tiau nic nie zrobiła! To ty wszystko ukartowałaś. Jaki ja byłem głupi, że uwierzyłem ci w to, że chcesz nam pomóc. Od początku chodziło ci tylko o to, żeby zrobić z mojej córki morderczynie ! – wykrzyknął na całe gardło.
Dziewczyna unosiła głowę do góry lekko oburzona tonem, jakim posługiwał się przy rozmowie z nią.
– Teraz będziesz zgrywać niewiniątko tak?! Dobrze wiem, że Tiau nikogo by nie zaatakowała, a już na pewno nie w dzień kiedy mogła dołączyć do mnie.
– ale to zrobiła. – za jego pleców wydobył się męski ton.
Warinkie znał ten głos. Spojrzał się przez ramię, aby zobaczyć jego twarz i utwierdzić się w tym, że to właśnie on.
W wejściu stal książę Koi wraz ze swym doradcom Czonem i resztą rycerzy.
– Na ciebie nawet nie mogę patrzeć. Jesteś najgorszym złem, jakie mogło spaść na Serymsak. Powinieneś zgnić za to wszystko, co zrobiłeś. To przez ciebie moja córka jest kaleką! – wysunął szczepione ze sobą dłonie w jego stronę.
Koi od razu kiwnął na swoich rycerzy, a ci wykonali jego prośbę. Uderzyli Warinikie w kolana tak, że upadł na ziemię.
– Twojej córce została wymierzona kara za próbę zamordowania mojej siostry. Ciesz się, że okazałem miłosierdzie i nie rozkazałem jej ściąć. – w jego głosie było słychać dumę i arogancję, jaką często się unosił
Wariniki nie mógł go słuchać. Gdyby teraz ktoś spytał, go jak wygląda, demon powiedziałby, że właśnie tak. Chociaż książę prezentował się, bardzo dostojnie to jego charakter był zepsuty do szpiku.
– Obiecałaś mi pomoc – skierował się w stronę księżniczki. – powiedziałaś, że zrobisz wszystko, żeby ją uwolnić, a tymczasem doprowadziłaś do nieszczęścia. – w jego głosie już nie było krzyku, a żal i smutek, jaki zadała mu zdrada Efneji.
– I zrobiłam to – odpowiedziała bez emocji. – tak jak obiecałam, poszłam do twojej córki. Starałam się ją nakłonić, aby zaczęła współpracować. Z początku wydawało mi się, że może coś z tego wyjdzie. Kiedy powiedziałam jej, że jest szansa, aby nie wracała, do więzienia wydawała mi się podekscytowana tym, co powiedziałam. Dopiero potem kiedy zbliżyłam się do niej praktycznie tak, że nasze nosy stykały się, ze sobą ona wyjęła ostrze i chciała mnie zabić. – poczuła na swoim ciele drgawki, a jej twarz momentalnie zbladła. Dotknęła się w miejsce, w które została zraniona. Zapewne ślad zostanie na zawsze, ale najważniejsze było to, że przeżyła.
Warinikie ruszył w jej stronę ciągnąć się na łańcuchu, który został do niego przyczepiony. – Jesteś perfidną wredną dziwką, którego karaluchem należałoby rozdeptać albo podpalić, aby już nigdy nie zasiał nowego zamętu. – chociaż strażnicy trzymali, go mocno on podchodził bliżej. – wystarczy spojrzeć się w twoje oczy, żeby cię przejrzeć. Nie jesteś córką króla. Ty jesteś demonem, a może nawet kimś gorszym. Podsycasz innych do złego, a sama zgrywasz niewinna, chociaż tak naprawdę to ty jesteś za wszystko odpowiedzialna.
Efneja stała jak posąg, nie poruszała się nawet odrobinę. Tępym wzrokiem wpatrywała się, w jego oczy czekając aż skoczy swoją wypowiedź.
– Oszalałaś Warinkie. Nic dziwnego, że zostałeś odsunięty od Banafserzi. Pogrążasz się w obłędzie, przestań się kompromitować. – powiedział, z pogardą książę nie posyłając mu ani odrobiny współczucia.
– To wy tu wszyscy oszaleliście. Gdyby rządy sprawował Kijaron ..
– To zrobiłby to samo albo jeszcze coś gorszego, zapewniam – odpowiedział Koi. – To nie my zaczęliśmy z tobą wojnę, ale ty sam ją wszcząłeś. Teraz należałoby siedzieć cicho i nie obarczać innych o to co zrobiła twoja córka.
Czon wyszedł lekko za księcia i zwrócił się do Warinikie.
Był tu po to, aby dopilnować zachowania młodego następcy tronu.
Tym razem, chociaż nigdy by się tego nie spodziewał, popierał posunięcie księcia.
Podjął dojrzałą decyzję i to prawie sam. Nie dało się przed nim ukryć, że w całej sprawie zapewne pomagała mu jego siostra. Chociaż była, dotknięta całym wydarzeniem to potrafiła myśleć trzeźwo i podzielić się z nim swoim planem.
– Warinikie, weź ze sobą swoją córkę i odejdź raz na zawsze. Nikt nie będzie cię zatrzymywał, a z naszej strony nie musisz się niczego obawiać.
Koi potwierdził skinięciem głowy, ale Warinikie ruszył z furią w ich stronę.
Rycerz pociągnął, go mocno do tyłu o mało nie przewracając go na ziemię.
– Nie muszę się niczego obawiać ?!– krzyknął oburzony. – Może jeszcze powiecie, że powinien być wam wdzięczny za to, że oszczędziliście moją córkę. – na myśl o tym, w jaki sposób ją potraktowali, poleciała mu łza. – Może podstawiliście jej ciało, ale złamaliście jej ducha. To już nie jest ta sama dziewczyna, którą była przedtem.
– Więźnie zmienia – odpowiedział Czon – nawet najtwardszych.
– Nie mówię o żadnym więzieniu. Mam namyśli to co jej zrobiliście. – ponownie zwrócił się do Efneji. – Sprytnie to wymyśliłaś wiedźmo. – połamałaś jej ręce, przypaliłaś dłonie i wycięłaś język. Mylisz, że nie wiem dlaczego ?
Księżniczka nie pozkazywała po sobie wzruszenia.
– Boisz się prawdy, a tylko zamykając, jej usta możesz ukazać się jako ta pokrzywdzona. Prawda jest taka, że rolę są zupełnie odwrotne. To ty jesteś katem, a ona ofiarą.  

  Koi wybuchnął głośnym śmiechem.
Straż stojącą obok niego popatrzyła się lekko zdziwiona jego zachowaniem.
– Przepraszam, ale to, co powiedział Warinikie naprawdę jest zbyt zabawne, żeby to przemilczeć. – książę szarpnął pelerynę i podszedł do byłego przywódcy.
– Naprawdę uważasz, że twoja córka jest niewinna. – przechylił głowę na bok i skrzywił brwi. – Za niewinność nie siedzi się w więźniu, chyba o tym wiesz ? Z tego co mi wiadomo – odszedł, nieco dalej nie zwracając uwagi na ciągnącą się pelerynę. – Efneja nigdy nie była za nic skazana. Jej reputacja cieszy się dobrą opinią. Poza tym jak miałaby to zrobić ? Myślisz, że wsadziła to szkło w jej rękę ? – skrzywił się i rozłożył, ręce pokazując, że nie rozumie jego toku myślenia. – to wariat – przysunął się do ucha Czona, po czym wrócił na swoje miejsce.
– Książę ma rację. – odpowiedział doradca. – Twoja córka jest winna. Na twoim miejscu cieszyłbym się, że książę darował jej życie.
– Darował życie ? – Warinkie nie wierzył w to co słyszał. To, że Koi był, szalony wiedział już dawno, ale nie miał pojęcia, że również Czon podzieli zdanie księcia. Zawsze wykazywał się rozwagą, ale tym razem stanął po niewłaściwej stronie.
– Czy to są twoje słowa, czy może chcesz wkupić się w łaski księcia, żeby zachował twoją pozycję kiedy zostanie królem ?
Doradca oburzył się jego słowami. – Jak śmiesz podejrzewać mnie o coś takiego. Nie jestem sprzedajny, a już na pewno w swoich stwierdzeniach nie kieruje się pozycją innych.
– Zawsze tak było, ale tym razem coś jest nie tak. Nie wierzę, że to są twoje słowa.
Koi i Efneja wymienili, ze sobą spojrzenia nie rozumiejąc, o co Warinkie podejrzewa Czona.
– Pewnie masz na myśli to, że niezbyt często stałem po stronie księcia Koiego ? Przyznaję, tak było, ale to nie znaczy, że nie mogę go poprzeć kiedy okazuje się, że miał on rację, a w tym przypadku uważam, że tak właśnie jest.
Warinikie szarpnął się mocno, aby zbliżyć się do Sera. Strażnicy trzymali łańcuchy, ale mimo to polecieli lekko za nim.
– Powiedz jakbyś się czuł gdyby to twoje dzieci po długim pobycie w ciemnościach zostały poprzypalane i wykręcane, a kiedy wyszłyby na, wolność, zamiast usłyszeć, od nich jakieś słowo usłyszałbyś jedynie jęk, gdyż zostałyby pozbawione języka! – wysyczał wściekły, a w jego sercu zagościła złość i ból. – Powiedz, co byś zrobił ? Przecież masz dzieci, więc to powiedz !
Czon poczuł się zdezorientowany. Nagle to, co było dla niego właściwe wydało mu się czymś okrutnym bowiem w oczach Warinikie zauważył cierpienie i w tym momencie wyobraził sobie siebie stojącego po jego stronie. Całego nagiego i pozbawionego wszystkiego tego czego najbardziej kochał. Odebrano mu tytuł, przyjaciół, cel w życiu, a najważniejsze zadano ból rodzinie.
Sam miał dzieci, wnuków i nie wyobrażał sobie co by zrobił gdyby ktoś potraktował ich tak jak Koi córkę Warinikie.
Chociaż wiedział, co myślał, nie potrafił powiedzieć tego na głos.
Bal się spojrzeć mu w oczy i przyznać rację po tym co się stało.
Tak naprawdę to Koi wszystkiego dokonał, ale on miał wpływy, mógł go przecież przed tym powstrzymać, problemem było to, że to nie chciał.
Książę obserwował dziwne zachowanie obu Serów.
Nie podobał mu się sposób, w jaki na siebie patrzyli.
Był pewien, że Czon jest już po jego stronie, a tymczasem wystarczyło, tylko żeby ktoś powiedział mu dosadnie o tym, do czego się przyczynił i już jego serce zmiękło. O nie teraz już wiedział, że taki człowiek na pewno nie zostanie przy jego boku.
Nie pozwoli sobie na to, aby jego doradcą był ktoś z tak zmiennym nastrojem.
– Myślę, że nasza rozmowa dobiegła końca. Odprowadźcie proszę Warinikie do jego pokoju, a ty – zwrócił się do byłego przywódcy. – Lepiej się pilnuj. To, że nie zamknąłem cię jeszcze w więźniu to tylko kwestia czasu. Podnieś tylko bunt, a od razu każe cię wtrącić do lochów razem z twoją córką.
Straż przyciągnęła Warinikie bliżej siebie i uderzyli go w plecy, aby szedł do przodu bez zbędnych słów.
Ser zaparł się, na nogach stawiając opór. Wpatrywał się w nich każdego z osobna.
Tych dwoje znał od małego. Kto by pomyślał, że wyrosną z nich takie potwory.
Przecież kiedyś tacy nie byli.
Dziewczyna zawsze była ponura, ale nigdy nie powiedziałby, że jest wcieleniem zła, a ta tu bez problemu mogłaby się dostać na sabat czarownic.
Koiego być może zmieniła władza. Chociaż dostał ją dopiero teraz, przecież dobrze wiedział, że to właśnie on ma zostać następcą i to właśnie to go zgubiło.
Kalfefin, pomyślał. Jest zupełnie inny niż oni, podobnie jak Niran i ich najmłodszy brat.
Co się tyczyło do Czona, ten zawsze był wiernym doradcą króla. Warinikie miał z nim wiele styczności. Ustali wspólnie spotkania z Kijaronem, plany wojny.
Musiał przyznać, że przez te wszystkie lata przy każdej pracy z nim nie miał do niego żadnych zastrzeżeń.
Zawsze zdawało mu się, że może określić go mianem swojego przyjaciela, ale teraz zobaczył, jak bardzo się pomylił.
Na swoich plecach poczuł kolejne uderzenie.
Wyrwał się z myśli i oderwał nogę od podłogi.
Postanowił oszczędzić swój język i odejść, zanim powie za dużo.
Do tej trójcy nic nie docierało, więc jak niby miałby to zmienić.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now