Rozdział 8

22 5 0
                                    

  - Ojcze czy mogę cię poprosić na słowo ?- książę Koi wkroczył na salę tronową króla Kijarona.
Jak zwykle wyglądał olśniewająco.
Serzy sami z siebie cechowali się wysokim wzrost, ale on był, od nich jeszcze wyższy co tylko dodawało mu postawności.
Miał na sobie tunikę z jedwabiu, obszytą złotym sznurkiem i z wyszytym herbem państwa. Zielone ciemne spodnie zakończone szerszymi nogawkami i przepasane paskiem, przy którym z każdym ruchem poruszał się długi złoty miecz, wykuty ze szczerego złota.
Jego długie bujne jasne włosy leżały na baczność na plecach, nawet nie poruszając się przez chwilę.
Kiedy spojrzałoby się z boku na Koiego można byłoby śmiało powiedzieć, że pochodzi z królewskiej rodziny i zapewne jest generałem dobrze wyszkolonej armii, jednak to były tylko pozory.
Książę starał się, aby tak właśnie o nim myślano. Zależało mu na opinii jak na niczym innym w życiu.
Prawda była taka, że gdyby ktoś rzucił mu wyzwanie, aby stanął do walki, marne byłyby jego szansę.
Książę lekcji szermierki unikał jak ognia.
Wolał poświęcać czas na bale i inne przyjemności, prace nad swoim ciałem i ruchami uważał jednak za zbyteczną, bo jak twierdził, potrafił już to, co powinien znać każdy rycerz.
Dla Koiego od początku bardziej pociągająca była sama władza króla niż bronienie państwa. Od tego miał swoich żołnierzy, niech oni martwią się o obronę, a on tymczasem zajmie się byciem królem.
Kijaron pokładał w synu nadzieję, że kiedyś w przyszłości ten stanie się jego godnym zastępcą. Oczywiście był jeszcze Kalfefin, ale jako to, że to najstarszy syn dziedziczył tron Kijaron nie brał go pod uwagę.
To Koi musi zająć jego miejsce kiedy przyjdzie pora, no, a teraz kiedy miał już na oku narzeczoną następstwo tronu było już tuż, tuż.
Król obiecał mu, że kiedy ten znajdzie odpowiednią partnerkę na swoją wybrankę życia, z rzeknie się tronu i odda go w jego ręce.
Koi od tamtego czasu nie myślał już o niczym innym jak o tym, aby znaleźć sobie żonę i w końcu móc zasiąść na tronie.
Na szczęście na jego drodze pojawiła się Amanda.
Kiedy tylko wypowiadał, to imię czuł jak coś dziwnego dzieje się z nim od środka.
Nigdy nie spodziewał się, że da się zahipnotyzować jakiejś dziewczynie, a tymczasem, jej udało się to przy pierwszym spotkaniu.
Była tak niesamowicie piękna, że książę zaczynał się zastanawiać czy może nie należy ona do sukkub, które dzięki swoim uroczym twarzą potrafią uwieść nie jednego mężczyznę.
Oczywiście to były tylko rozmyślania, wcale nie podejrzewał jej o to, że należy do demonów.
Była na to za dobra.
Książę zapamiętał, sobie dobrze co ostatnio obiecał swojej przyszłej żonie.
Dziewczynie bardzo zależało na tym, aby załatwił jak najszybszą datę ich ślubu.
Wyglądała na poważną kiedy o tym mówiła, dlatego książę wiedział, że nie może jej zawieść.
Koi wierzył w to, że zrobił na niej tak dobre wrażenie, że po prostu księżniczka chciała z nim być jak najprędzej.
W sumie sam rozumiał ją. Kiedy patrzył w lustro i widział, swoje odbicie nie mógł się dziwić tym wszystkim dziewczynom, które mdlały na jego widok.
Był w sobie zakochany na zabój, przez co często był mylony z kobietą.
Potrafił przesadzić z dodatkami, przy czym używał bardzo kwiecistych perfum najczęściej stosowanych przez kobiety.
Serzy przebywający bliżej księcia byli już do tego przyzwyczajeni. Pogodzili się z tym, że chłopak miał dość specyficzne podejście do swojej osoby, natomiast ci z zewnątrz często widząc, księcia jadącego z eskortą byli pewni, że to jedna z córek Kijarona.
Raz nawet doszło do dziwnego incydentu kiedy jeden ze sklepikarzy nowo zatrudniony pomylił księcia z jego siostrami i o mało nie złożył na jego dłoni pocałunku.
Koi rozwścieczył się jego pomyłką i kazał, go zwolnić nie chcąc już nigdy widzieć go na swoje oczy. Szef sklepu uprosił króla Kijarona, aby, pozwolił zachować pracownikowi pracy, ponieważ wiedział, że jego sytuacja rodzinna jest niezbyt dobra.
Król oczywiście zgodził się na pozostawienie Sera, a służbę syna uprzedził, aby więcej nie przychodzili do tego sklepu.
Koi tak jak obiecał Amandzie tak też zrobił.
Wkroczył na salę i spojrzał, w stronę ojca czekając na jego odpowiedź.
Król Kijaron właśnie zajmował się sprawą podzielenia terenu dla gospodarzy i rolników.
Syn jak zwykle przybył nie w porę.
Kijaron postanowił go zlekceważyć.
Rzucił mu krótkie spojrzenie, po czym wrócił do rozmowy z przedstawicielami sporów.
Koi przełożył, ciężar ciała na drugą nogę czekając, chwilę aż król zacznie z nim rozmawiać.
Kiedy Kijaron zauważył, że jego dziecko dalej tu stoi przeprosił na chwilę zebranych i krzyknął z końca sali tak, aby syn mógł go usłyszeć.
- Koi, poczekaj na mnie na zewnątrz. Spotkanie i tak zaraz się kończy.
Znów odwrócił się, do pozostałych wskazując im, aby ponownie zaczęli mówić.
Koi nie miał wyjścia.
Opuścił salę i ustawił się, tuż za drzwiami czekając, aż ojciec znajdzie dla niego czas, chociaż sam wątpił, że mężczyzna poświęci mu parę minut.
Kijaron jeśli chodziło, o sprawy królestwa był bardzo precyzyjny i zaangażowany.
Nigdy nie odkładał żadnej sprawy na bok i starał się być przy wszystkich wydarzeniach osobiście bez pośredników.
Jako Król można byłoby powiedzieć, że zachowywał się wzorowo, ale na pewno nie jako ojciec.
Sprawy zamku przysłaniały mu to, co działo się w życiu jego dzieci.
Ciężko mu było znaleźć tyle wolnego czasu, aby móc zapytać ich choćby o to jak minął im dzień. Uważał jednak, że gdyby dzieci potrzebowały się, podzielić z nim czymś ważnym na pewno by to zrobiły, a on przecież nie odesłałby ich od siebie.
To, co myślał jednak nie szło w parze z tym co robił.
Zaniedbywał dzieci jeszcze za czasów kiedy żyła jego żona.
Zawsze to jej zlecał zajmowanie się małymi pociechami, a sam oddawał się w wir pracy, jaka wiązała się z odpowiedzialnością bycia królem.
Koi wiedział jedno. Jeśli tak będzie, miało, wyglądać jego życie jako król to nie zamierzał zakładać rodziny. Nie chciał, żeby jego dziecko wychowywało się bez taty, a wiedział, że gdyby został, królem tak właśnie by było.
Jako dziecko często miewał żal do ojca, natomiast teraz zdążył się już do wszystkiego przyzwyczaić.
Nawet tego, że jego własny ojciec wystawił go za drzwi jak jakiegoś psa.
Nawet nie miał, pojęcia czym może zająć się do tego czasu.
Przed salą tronową znajdowały się jedynie portrety ich dawnych przodków, ale je zdążył już wszystkie poznać.
Ojciec zawsze powtarzał mu, że z czasem i on trafi na ścianę, a w przyszłości jego potomkowie będą, interesować się kim był za życia.
Księciu nie bardzo na tym zależało. Nie przejmował się, tym jak zostanie zapamiętany po śmierci, najważniejsze było to, żeby za życia każdy znał jego imię, potem mogli nie mówić na jego temat nic.
Ojciec powiedział mu, że zebranie zaraz się skończy, ale Koi jakoś nie widział, żeby wszystko do tego darzyło.
Stając, przy drzwiach słyszał niektóre słowa i z tego co się dało wywnioskować rozmowa trwała i chyba nie zamierzała się szybko skończyć.
Po upływie pół godzinnym książę miał już wszystkiego dość.
Kiedy służba przechodziła i patrzyła się, w jego stronę zastanawiając się, co robi, na zewnątrz czuł, jak od środka cały się gotuje.
Myśl o tym, że ktoś widzi, jego znieważenie doprowadzała go do furii.
Czuł jak od środka cały płonie. Miał wrażenie, że gdyby ktoś dotknął się, jego ręki mógłby się o nią sparzyć.
Starał się udawać, że przyszedł tu, aby pooglądać obrazy przodków, ale i tak dobrze zdawał sobie sprawę, że w tym momencie wygląda jak głupek.
Kiedy zegarek przekroczył, kolejne minuty nie wytrzymał.
Szarpnął za klamkę tak mocno, że o mało jej nie wyrwał, drzwi uderzyły z hukiem o pozłacaną ścianę.
Ojciec i pozostali spojrzeli się w jego stronę wyrwani z rozmowy z wielkim szokiem na twarzy.
- Przepraszam bardzo, ale ja już dłużej nie będę czekał. Potrzebuje ojca tylko na parę minut, za chwilę wam go oddam.
Na jego twarzy pojawił się nieszczery uśmiech, bo tak naprawdę kipiała w nim złość
Zabawnie było widzieć w tym momencie króla Kijarona. Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego i najwidoczniej nie miał, jeszcze planu jak wytłumaczy zachowanie syna swoimi wspólnikom.
Koi nie zamierzał ustąpić. Skoro już wszedł, do środka wiedział, że musi stąd wyjść z ojcem, inaczej nie będzie sobą.
Stał prosto i ani drgnął, prezentując jeszcze bardziej swoją sylwetkę.
Kijaron czuł na swoim ciele pot.
Jeszcze nigdy nikt nie postawił go w tak dziwnej sytuacji, i to jeszcze kto? Jego własny syn.
Swoim szybkim bystrym wzrokiem zwrócił uwagę na kartki znajdujące się na stole, na których były główne problemy przedstawicieli.
Szybko chwycił za papiery i odsunął krzesło ze zgrzytem.
Koi powstrzymał się, aby nie złapać się za uszy.
- Przepraszam panów, ale właśnie przypomniałem sobie, że mój syn czeka na swój projekt nieco dłużej niż wy. - zaczął się śmiać i powoli odchodzić od stołu.
Starał się za wszelką cenę ukryć zakłopotanie.
Kartki, które zebrał ze stołu upadły na ziemię przy uderzeniu o blat.
Król już chciał powiedzieć coś niestosownego, ale powstrzymał się, w porę robiąc dobrą minę do złej gry.
- Oczywiście to zrozumiałe, ale sam musisz przyznać, że mogłeś nas uprzedzić - zauważył jeden z gospodarzy.
- Jeśli chodzi o mnie, nie mam w ogóle żalu- wtrącił się rudowłosy ser o grubej sylwetce. - Lepiej niech władca szybko leci do księcia Koiego. Ja na jego miejscu nie poczekałbym nawet minuty. - roześmiał się chropowatym głosem i bujnął się na krześle, chociaż ono wcale do tego nie służyło.  

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now