......

18 5 0
                                    

  Nie miał wyboru.
Chociaż bał się, tego spotkania musiał stawić mu czoła.
Czuł się jak barany prowadzone na rzeź.
Chociaż nie spodziewał się tortur, a tym bardziej kary śmierci to wiedział, że za swe czyny raczej nie może liczyć na pochwałę.
Mijając tych wszystkich Serów którzy znajdowali się na salach zamku czół ich ostry wzrok na sobie.
Każdy już wiedział, czego dokonał.
W tym miejscu nie było tajemnic.
Chociaż zawsze to on patrzył, na nich z góry to tym razem ich rolę postanowiły się odwrócić.
Teraz to on był śmieciem, a oni mieli nad nim władze.
Każdy odstępował od swego zadania i zatrzymywał się, aby chociaż na chwilę spojrzeć w jego stronę.
Książę cieszył się, że chociaż nie wysłano do niego straży i nie zakuto go w kajdanki, bo takiej zniewagi by nie przeżył.
Szedł z nim jeden ze straży króla, ale jako zwykły rycerz.
Jego zadaniem było bardziej dopilnowanie, aby Koi doszedł na miejsce niż trzymanie na łańcuchu.
Od środka, cały się trząsł. Czuł, jak jego ciało dygocze, a miejscami nawet pewnie zmieniło kolor, ale starał się to wszystko powstrzymać.
Nie mógł sobie pozwolić, aby inni zobaczyli, w jakim jest stanie.
Nikt nie mógł się, dowiedzieć jak tak naprawdę się czuł.
To, co odczuwał, miało zostać jedynie dla niego.
Słabość była czymś nieznośnym. Nie przystawało, aby król odczuwał takie uczucia.
Chociaż nie był jeszcze władcą, a incydent, który wywołał, jeszcze bardziej go od tego odsuwał, to mimo to Koi cicho liczył, że jego ojciec nie zmieni swojej decyzji.
Tym razem akurat nie miał zbyt dużego wyboru. Władze będzie musiał komuś przekazać, a pozostał tylko on. Przecież nie odda tronu dziewczynom ani dziecku.
O swoją pozycję nie powinien zbytnio się przejmować, bardziej się bał samej reakcji ojca. Tego, co powie, kiedy wejdzie na salę i zobaczy go po tej krótkiej przerwie.
Ojciec był jedyną osobą, z której zdaniem się liczył. Reszta była dla niego za nisko, czuł się ponad i nie wyobrażał sobie się przed nimi korzyć, ale Kijaron był królem i w jego przypadku czuł respekt.
Rycerz otworzył przed nim drzwi i razem wkroczyli na salę.
Koi poczuł, że kiedy znalazł się, jeszcze bliżej ojca zaczął stresować się podwójnie.
Gdyby tylko mógł, od razu rzuciłby się w stronę drzwi i wybiegł z sali, aby być jak najdalej ojca. Wiedział jednak, że to nie jest możliwe.
Jeśli chciałby, uciec to musiałby to zrobić teraz, i to nie zamknąć się w swoim pokoju, bo na takie ucieczki to mogły sobie pozwalać dzieci. W jego przypadku pozostawało zrobić tak jak Kalfefin. Wynieść się daleko stąd i nigdy nie wracać, ale to nie wchodziło w grę.
Jeśli postawi, nogę poza bramę to tak naprawdę mógł przebić się mieczem i wykrwawić.
On musiał być królem. Takie było jego przeznaczenie. Będzie królem, albo nikim.
Schował swoje lęki głęboko, a pozostawił na wierzchu jedynie maskę dająca mu pewność siebie.
Kijaron stał na środku wielkiej sali bez niczyjego towarzystwa.
Rycerz ukłonił się przed królem. - Przyprowadziłem księcia Koiego wedle twoich rozkazów panie.
Świetnie, możesz już odejść.
Rycerz dygnał ponownie tym razem robiąc skłon w stronę księcia oraz króla.
Koi odpowiedział mu skinieniem, po czym rycerz wyszedł.
Książe uwielbiał, kiedy jego poddani składali mu pokłony. Mógłby przez cały dzień chodzić w te i z powrotem, a oni padaliby do ziemi przed jego majestatem.
Kochał pławić się w sławie, jaką dawało mu bycie księciem.
- Nie zasłużyłeś na pokłony.
Poważny i gruby głos ojca obił się, o ściany roznosząc echo.
Koi poczuł na swym ciele dreszcze, ale nie zamierzał pokazywać tego po sobie.
Pamiętaj, ze strachem zdemaskujesz swoją pozycję, powtórzył, sobie w głowie starając się uspokoić.
Zakręcił się na nodze i ruszył marszem w stronę swego ojca. Stawiał pewne kroki i zachował dostojną postawę.
Nadal nosił się, jak godny król nie pokazując po sobie strachu.
- nikt nie powinien się przed tobą kłaniać.
Jego głos przybierał na sile, był coraz bardziej, głośny.
- Czyż nie jestem księciem ? - odchylił się lekko do tyłu i przybrał udawaną zdziwioną minę.
- To, że jesteś, księciem to nie znaczy, że powinno dążyć się ciebie szacunkiem. Nie zasłużyłeś sobie.
- O ile wiem- ruszył, ręką w jego stronę starając się gestami pomóc swej wypowiedzi i jeszcze bardziej nadać jej charakteru. - moja pozycja wskazuje na to, że należy mi składać pokłony. Jako książę Serymsak i twój przyszły zastępca ...
Kijaron gwałtownie zbliżył się, tak blisko do jego twarzy jakby nie szedł, a teleportował się naprzeciw niego. Uniósł, rękę wysoko zaciskając, lekko place jakby przygotowując się do zagięcia ich w pięść, ale powstrzymał swój szał. - Śmiesz jeszcze tytułować się następca ? - jego oczy wyrażały gniew, a w źrenicach można było dostrzec płomienie wściekłości.
- Koi tym razem się nie poruszył i nie zamieścił własnego komentarza.
- Nie jesteś ani królem, ani następcę. Jesteś zwykłym małym chłopcem, który założył na głowę koronę i zasiadał na tronie, aby przez chwilę się pobawić, tylko wiesz, co jest najgorsze ? Że ta zabawa przyniosła zbyt poważne skutki.
Odsunął swoją twarz od syna i odskoczył w bok. - Starałem się przygotować cię jak najlepiej. Na tyle ile było, to możliwe zabierałem cię na wszystkie spotkania.
Pokazałem ci, w jaki sposób rządzę państwem i jak podejmuje decyzję. Wskazałem ci, które sprawy są ważne, a którymi można zajmować się potem.
Te spotkania nie były po to, abyś miał rozrywkę. Chciałem, żebyś wyciągnął z nich lekcje. To miało cię nauczyć jak być dobrym królem. Wiem, że nie zobaczyłeś jeszcze wszystkiego, ale śpiączka Otlu nie była przeze mnie zamierzona. To spadło na nas nagle, a ja potrzebowałem zastępcy.  

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now