Rozdział 37

20 5 0
                                    

  Wieść o odejściu Banafserzi rozpowszechniała się jak plotki wiejskich kobiet przenoszone z ust do ust.
Każdy, kto widział, Serów wyjeżdżających z bram miasta opowiadał to swoim przyjaciołom, a ci przekazywali następnym.
Wiadomość ta również dotarła do uszu Koiego, a kiedy już usłyszał, co się stało, oniemiał z wrażenia.
Nie przypuszczał, że odjęcie brata może nieść za sobą taką stratę.
Wyobrażał to sobie całkiem inaczej. Miał jedynie nadzieję, że już nigdy nie zobaczy prześmiewczej twarzy brata i będzie mógł uwolnić się od jego zaczepek, a tymczasem stracił, najlepszą armię jako miało całe państwo.
Nie spodziewał się, że Kalfefin może posunąć się do takiego ruchu.
Owszem groził mu, ale żeby zabierać ze sobą całą armię? Nigdy nie przypuszczałby, że brat jest aż tak sprytny.
Musiał zaplanować to wszystko od początku. Specjalnie przyszedł do niego z prośbą o uwolnienie Warinkie, aby pokazać, że chce się z nim ułożyć i aby on powiedział, stanowcze nie wtedy miał prawo, aby podnieść bunt i zabrać ze sobą całe wojsko.
Dlaczego nie zauważył, że kopiąc, dołek pod bratem sam wpada do jego środka.
Jak mógł być taki głupi.
Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Kręcił się, po całej komnacie zatrzymując się tylko na chwilę, aby złapać się za twarz i przemyśleć jak wszystko można odwrócić.
Wiedział bowiem, że bez Banafserzi może wybuchnąć chaos, a do tego nie mógł dopuścić.
Każdy z doradców był obecny na sali i starał się służyć swoimi dobrymi radami.
Niewe cały czas powtarzał o tym, iż uprzedzał, księcia jak wszystko się potoczy, kiedy nie przystaną na propozycję brata.
Koi nie chciał tego słuchać. Myśl o tym, że to z jego winy doszło do straty całego wojska była nie do zniesienia. Gdyby tylko mógł, obarczył tym, kogoś innego, ale kogo ? Przecież przy ich rozmowie było obecne za dużo ludzi, żeby teraz starać się wybielić.
Niewe robił, co mógł, aby przekonać go o tym, że to, co robi, jest niewłaściwe, ale on chciał zrobić jak zwykle po swojemu, a teraz musiał płacić karę za swoje błędy.
Jego mózg buzował jak wstrząśnięty sok, który eksploduje, kiedy tylko się go otworzy. Myśli obijały się jedna o drugą i wypychały, na przemian powodując chaos a na sam koniec pustkę.
Koi czuł, że za chwile zwariuje. Jeszcze nigdy nie był w tak ciężkiej sytuacji, może dlatego, że tak naprawdę nie robił nic oprócz wydawania bez sensownych rozkazów.
Dla niego bycie królem było tylko zabawą.
Siedzenie na tronie, organizowanie bali, poznawanie nowych ludzi i wychodzenie do swego ludu z balkonu, to właśnie były zajęcia młodego króla. Nic więc dziwnego, że w tej chwili nie miał ani krzty pomysłu jak rozwiązać swój problem.
Doradcy przekrzykiwali się, jedne przez drugich stawiając swoje racje jako pierwsze. Próbowali dotrzeć do króla i wpłynąć na jego dalsze losy.
Koi ustał w miejscu i na moment zamknął oczy. Chciała się odciąć od tego całego wrzasku i zamieszania i skupić się jedynie na swoich myślach. Miał nadzieję, że może jeśli dobrze się skupi, to jeszcze będzie w stanie coś wymyślić. Lecz kiedy tylko zamknął oczy, zamiast usłyszeć, swoje myśli usłyszał krzyki doradców.
W takim sposób nie było możliwości, aby podjąć właściwą decyzję.
Otworzył oczy i wrzasnął na cały głos – Dość !
Na sali natychmiast zapadła cisza, a spojrzenia doradców skupiły się jedynie na nim.
– W taki sposób nikt mi nie pomaga, jeśli macie, zamiar wrzeszczeć jak opętani to na niebiosa wyjdźcie na zewnątrz i tam zajmijcie się swoimi przemyśleniami.
Niewe jako pierwszy zabrał głos przerywając niezręczną ciszę po słowach Koiego.
– Każdy z nas stara się zrobić wszystko, aby uratować tę beznadziejną sytuację, w którą nas wpakowałeś.
– Ja ? – zapytał oburzony i zdziwiony, chociaż dobrze wiedział, kto tak naprawdę zawinił.
– Tak ty – wtrącił się inny z doradców. – Nieiwe ma rację. Cały czas starał się ci wytłumaczyć, jakie mogą być tego skutki. Skoro już dopuściłeś się do tortur na córce Warinkie to mogłeś, chociaż zawrzeć rozejm z bratem. Nie wiedziałeś, że na jego rozkazy jest cała armia Banafserzi ! – podniósł, ręce do góry jakby tym gestem chciał jeszcze bardziej podkreślić swoją wściekłość na bezrozumność młodego króla.
Koi zadarł głowę do góry i oburzyła się jego podniesionym głosem. – Chyba zapominasz się, z kim rozmawiasz. Jestem waszym królem, a nie jakimś tam doradcą, żebyś zwracał się do mnie w ten sposób.
Dvego pokręciło z irytacją głową. – Królem to ty chcesz być, a jesteś jedynie przebraniem.
Koi czuł, że za moment wyjdzie z siebie. Wszyscy wokół zaczęli się buntować i nie traktować poważnie jego pozycji.
Na to nie mógł sobie pozwolić. Nie po to tak długo czekał na tron, żeby teraz wszystko stracić. Musieli zobaczyć w nim potęgę i czuć strach, kiedy byli w jego obecności inaczej nigdy nie podporządkuje, sobie ich tak jak chciał.
– Twoje słowa są niczym w porównaniu z moimi. Możesz sobie, myśleć o mnie co chcesz, ale nie wypowiadaj tego na głos. Ojciec wyznaczył mnie na swojego zastępcę i czy ci się go podoba, czy nie musisz stosować się do moich zasad.
– Zasad? – zapytał z kpiną – A kto tu w ogóle mówi o zasadach. Ja mam namyśli twoje posunięcia. Jak zauważyłeś, straciliśmy swoją obronę. Kto stanie do walki jeśli będzie taka potrzeba ? Rycerze ? Wiesz dobrze tak samo jak ja, że bez Banafserzi nie mamy najmniejszych szans. Jeśli ich nie odzyskamy, armii już możemy założyć sobie pętlę na szyję i masowo się powiesić.
Koi nie zamierzał dać sobie zamknąć ust. – Rycerze są dobrze wyszkoleni. W końcu wykażą się swoimi umiejętnościami, a przecież od razu nikt nas nie zaatakuje. Nie wszyscy wiedzą o tym, że Banafserzi odeszli.
– Ale prędko się dowiedzą – wtrącił się Niewe.
– To wtedy poślemy po pomoc. – Koi rozłożył, obojętnie ręce jakby nie widział żadnego problemu. Tak naprawdę świetnie zdawał sobie sprawę z tego, w jakiej są sytuacji, po prostu za nic w świecie nie chciał pokazać, że to z jego winy są przegrani. – Elfy chyba przybędą nam na ratunek, jeśli zajdzie taka potrzeba?  

Łańcuch żywiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz