......

19 5 0
                                    

  Tiau ustala przed Niran wlepiając w nią swoje oczy tak, aby zobowiązać ją do patrzenia na jej twarz.
Wysunęła, do przodu ręce ukazując ich bezkształtność.
Tortury musiały być długie i bolesne, ponieważ dłonie nie znajdowały się już na właściwym miejscu. Były wywrócone w drugą stronę tak, że kiedy brała, je do przodu widoczny był łokieć zamiast jego zgięcia.
Obraz był przerażający.
Rany nadal były świeże a skóra oparzona.
Teraz rozumiała, że nie zawsze życie jest lepsze od śmierci.
Chociaż już zrozumiała jej cierpienie prawdziwe przerażenie wywołał w niej moment kiedy dziewczyna otworzyła buzię.
Tak jak mówili, nie miała języka.
Koi wyrwał go, aby zamknąć jej usta na zawsze, być może chciał, żeby swoją prawdę zabrała ze sobą do grobu, aby nie utrudniała mu jego planu.
Niran nie wytrzymała spojrzenia dziewczyny.
Złapała się za twarz, po czym wybuchła palcem i wybiegła z sali.
Kalfefin dał znak Warinkie, że zaraz wróci i pobiegł za siostrą.
Strażnicy nie śmieli się wtrącać w to co się między nimi stało. Skoro nie wzywali, pomocy powinni postać na swoich miejscach.
Kalfefin zaczął się, rozglądać nie mogąc wychwycić jej wzrokiem.
Przecież wybiegł tuż za nią. Gdzie ona mogła być?
Już miał się spytać, strażników czy jej nie widzieli kiedy nagle usłyszał płacz w koncie za ścianą.
Wpadł w zakręt i zobaczył swoją siostrę siedzącą na schodach.
Na kolanach opierała głowę i zanosiła się płaczem.
- Niran
- Zostaw mnie, wracaj do Warinkie on bardziej cię potrzebuję. - mówiła szlochającym tonem.
- Jak mógłbym wrócić do Warinkie kiedy moja siostra siedzi tu sama i potrzebuje pomocy. - przykucnął na schodku wyżej i połączył ze sobą dłonie.
- Widziałeś, jak ona wygadała ? - zapytała, nie patrząc mu w twarz. - Już nie chodzi o te tortury, ale samo to jak traktowali ją w tym więzieniu. Czy ty kiedykolwiek tam byłeś ? Widziałeś ich warunki ?
Kalfefin pokręcił głową.
Musiał przyznać, że jakoś nigdy nie rozmyślał o losie ich więźniów. Nawet kiedy dowiedział się, że Tiau spędza, tam swoje życie nie zastanawiał się, w jakich warunkach przebywa i jak jest tam traktowana. Jakoś nie było na to czasu.
- Kiedy na nią spojrzałam, zdałam, sobie sprawę jak bardzo jestem pusta. Modlę się całe swoje życie do aniołów o pomoc dla innych, staram się mieć otwarte serce na dobro, a kiedy mam szanse pomóc nie widzę tego zła które dzieje się tuż obok mnie. Jaki to wszystko ma sens? - podniosła, głowę do góry ukazując swoją czerwoną twarz całą mokrą od płaczu.
Kalfefin nie mógł na nią patrzeć. Serce mu się rwali kiedy widział ją w takim stanie.
Niran określiłby raczej wesołą dziewczyną, dlatego kiedy była, smutna starał się zrobić wszystko, aby przywrócić jej piękny uśmiech.
W prawdzie powinien pomyśleć o tym, że najprawdopodobniej Tiau będzie obecna w pokoju jego przyjaciela, a tym samym zdać sobie sprawę jak jej widok wpłynie na jego delikatną siostrę.
Niran miała dobry charakter i nie nadawała się, do takich sytuacji czym dowodem było jej obecne załamanie.
Wysunął rękę w jej stronę i zaczął, głaskając ją po plecach. - Posłuchaj mnie. - Podniósł jej głowę, lekko kierując w swoją stronę. - Nie jesteś niczemu winna. Ani Warinikie, ani Tiau nie obwiniają cię o to co się stało. Ja również czuje wyrzuty w całej tej sprawie, ale oboje chyba nie powinniśmy się tym obwiniać. Co mogliśmy zrobić? Nikt nie wiedział, że Koi i Efneja zaplanują coś takiego. Sprawa więzienia to akurat wina ojca. Nie wprowadził, nas w podziemne życie więc nie mogliśmy rozmyślać o losie więźniów. Całego świata nie zbawisz, a przecież nie będziesz płakać przy każdej okazji kiedy zobaczysz pokrzywdzoną istotę.
Niran kiwała, głową nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Cały czas nie mogła powstrzymać kataru oraz łez lecących niczym wodospad. Jej twarz nabierała, coraz bardziej czerwonych kolorów a podbródek marszczył się jak u starszej osoby.
- Wytrzyj się i choć ze mną do Warinkie. Jesteśmy mu teraz potrzebni, na pewno każde wsparcie jest dla niego ważne.
Niran wzięła od niego chusteczkę i przetarła swoją twarz, po czym wydmuchała nos.
Ukrycie tego, że płakała, było nie możliwe, ale przecież wszyscy widzieli kiedy wybiegła z sali, w jakim była stanie więc nie było potrzeby się maskować.
Niran była w rozsypce. Czuła się, tak jakby ktoś posadził ją na obrotowym kółku i zakręcił z całej siły, a ona nie mogła go zatrzymać. Nie miała, pojęcia kto mówi prawdę.
Z jednej strony Efneja opowiada jej jak bardzo była przerażona kiedy Tiau rzuciła się na nią ze szkłem i odgrywa to realistycznie, a z drugiej Tiau stojąca przed nią bez żadnych dowodów, ale właśnie przez ich barak powoduje to, że chce się jej wierzyć. Obie strony miały swoje racje. Księżniczka nie miała, pojęcia jak rozgryźć kto z nich jest kłamcą.
Jeśli maila, by kierować się, ich codziennym charakterem dalej to nic by nie dało.
Tiau nie znała, ale przecież wiedziała, że jest, zdolna zrobić wiele skoro siedziała w więźniu, natomiast Koiego i Efneję znała aż za dobrze, żeby od razu odrzucić ich spisek.
– Nie mogę – wycedziła przez płacz
– Słucham ? – chciała się upewnić czy dobrze usłysz.
– Nie dam rady. Nie mogę pójść do Warinkie i stanąć tam przed jego córką nadal nie będąc, pewną kto ma rację. Co zrobię jeśli zapyta mnie, jakie mam zdanie w tej sprawie? On będzie oczekiwał, że stoję po jego stronie, ale ja nie mogę tego zrobić.
– Naprawdę wierzysz Koiemu i Efneji? Przecież ich znasz. Wiesz, jacy są obydwoje.
Chociaż mnie tam nie było, jestem pewien, że wszystko zostało ukartowane. Zmówili się wspólnie, aby pozbyć się Warinkie.
Jakim Serem musiałaby być Tiau, żeby rzucić się na swoją zbawicielkę ze szkłem. I może najpierw zastanowimy się, czy jej Obra pasuje ci do miłosierdzia. Specjalnie pokazała się Warinikie jako niosąca pomoc, aby uśpić jego czujność.
Kiedy została, sam na sam mogła już zrobić wszystko, aby pozbyć się swojej przeszkody.
Efneja zarzuciła głowę do tyłu, po czym westchnęła głośno. – No i ty widzisz to właśnie tak.
– A jak mam to widzieć ? – był zdziwiony relacją siostry. Wcześniej nawet przez myśl nie przeszłoby mu, że może ona trzymać stronę kogoś takiego jak ich siostra.
Po jej wyrazie twarzy można było wyczytać, że sączy się w niej zło. Czerń, która nosiła, pokazywała tylko jeszcze bardziej jaka jest naprawdę. Nawet nie starała się tego maskować. Ze strony Niran oczekiwał raczej wsparcia. Nie spodziewał się, że będzie, musiał, jej tłumaczyć hak wygląda cała prawda.
– Ty wybrałeś stronę swojego przyjaciela i nie mam ci tego za złe. Nie mówię, że nie masz racji i nie myśl, że skreśliłam Warinkie, ale ja po prostu widzę to zupełnie inaczej. Dla mnie obie strony niosą za sobą coś z prawdy i kłamstwa. Dopóki nie dowiem się, kto ma, rację nie stanę po żadnej stronie.
– Już stanęłaś – odpowiedział
Efneja podnosiła brwi i spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Wybrałam? – podniosła nieco głos. – To ty wybrałeś, ale ja nie robię ci z tego powodu pretensji. Ja nie stanąłem po żadnej stronie, a ty tylko dlatego, że nie chce, pójść do twojego przyjaciela oceniłeś mnie, iż wierzę naszemu rodzeństwu.
Przytrzymała się, lekko ściany pozostawiając na niej mokre krople od łez.
– Daj mi to wszystko przemyśleć. Nie jestem taka szybka jak żadne z was. Koi wydał już wyrok, Efneja trzyma się jego racji a ty bronisz Warinikie. Ja chcę spojrzeć na tę sprawę trzeźwo i chyba mam do tego prawo.  

Kalfefin czuł, jak gotuje się w nim krew.
– Warinikie czeka teraz na nasze wsparcie. Jak ty to sobie wyobrażasz ? Mam tam wejść i tak po prostu powiedzieć, że moja siostra mu nie ufa.
Niran podniosła się gwałtownie. Zrobiła to tak szybko, że nawet nie zwróciła uwagi jak niewygodna jest jej sukienka kiedy musi się podnieść.
– Posłuchaj mnie wreszcie i zrozum też to, co ja czuję. Nie widziałeś Efneji. Nie patrzyłeś jej w oczy kiedy była przerażona, a ja tak. Siedziałam tam przy niej i obserwowałam jej każdy ruch. W życiu jeszcze nie widziałam jej w takim stanie. Ten strach przesiąkał ją całą. W końcu była naga, żadna osłona nie pozwala jej ukryć tego, co tak bardzo chciała zatuszować. Znasz ją, bo jest twoją siostrą. Wiesz, jaka jest na co dzień tak samo dobrze jak ja. Jeśli choć trochę mi wierzysz, to uwierz, że takiej jej jeszcze nie widziałam. – podeszła jeszcze bliżej stawiając brata praktycznie pod samą barierką.
– Zawsze byliśmy zgodni. Kiedy miałam jakieś kłopoty, albo po prostu czułam, się źle przychodziłam do ciebie. Byłeś moim oparciem, a ja, chociaż tak mi się wydaje, byłam twoim. – łzy poleciały jej po policzku niczym strumień wypływający z gór. – Dlaczego teraz nie chcesz mnie zrozumieć? Dlaczego nie możesz zrozumieć, że nie wszyscy są tacy sami. Potrzebuje tylko czasu. – wzięła, oczy do góry jakby w ten sposób chciała odreagować na swój ból. – Nie mam pojęcia co powiesz Warinkie, ale nie każ mi iść tam z tobą i wybierać między jednym a drugim.
Klafefin otworzył, lekko usta wypuszczając z nich powietrze.
Chciał coś powiedzieć, ale czuł się, tak jakby jakaś nieludzka siła trzymała go za gardło i nie pozwalała na wypowiedzenie ani jednego słowa.
Patrząc w twarz Niran czuł coś takiego, z czym rzadko kiedy się spotykał, a mianowicie strach.
Na co dzień był bezpośredni, ale kiedy stała przed nim niewinna istota, pogubiona i zakłopotana nie potrafił na nią krzyknąć. Może gdyby był, zmuszony zrobiłby to, ale w tej chwili pozostało mu się tylko powstrzymać.
Chociaż zachowanie siostry było, dla niego czymś nie do końca zrozumiałym a wybór właściwej strony wydawał mu się, oczywistym to musiał przyznać, że w tym co powiedziała, jego siostra było wiele racji.
Nie potrzebnie aż tak bardzo naciskał.
Niran zawsze była delikatna i inaczej patrzyła na świat.
Nigdy nie powiedział jej tego bezpośrednio, ale w żartach dawał jej do zrozumienia, że jej nadmierna wiara w Anioły nie jest czymś normalnym.
Tym razem nie pomyślał, jak bardzo jego podejście do życia różni się od niej.
Chociaż zawsze dogadywali się, między sobą to przecież nie było możliwości, żeby nigdy między nimi nie doszło do spięcia.
Kiedyś musiał być ten pierwszy raz, oby pierwszy i ostatni, pomyślał.
– Daj mi wrócić do siebie, proszę ?– łzy ciekły, po jej twarzy bez ustanku a twarz robiła się coraz bardziej czerwona.
Ten widok nie był niczym przyjemnym, a po części on sam się do niego przyczynił.
Wyciągnął rękę i odgarnął włosy z jej twarzy.
Nie potrafił powstrzymać tego co zaczął, ale miała nadzieję, że może właśnie te łzy przyniosę jej w końcu ulgę.
Czasem dobrze jest pozwolić wziąć emocjom górę nad sobą, aby wyzwolić się od ich ciężaru.
– Proszę – wyszeptała ponownie, a jej podbródek trząsł się przy każdym wypowiedzianym słowie.
– Miałaś rację. Ja wybrałem. – odchylił, głowę na bok nie spuszczając z niej wzroku. – To mój przyjaciel, a ty jesteś moją siostrą. Nie wierzę Efneji, ale tobie tak. Możesz wracać do siebie. Nie będę, dyktował, ci jak masz postępować, rób tak jak podpowiada ci serce tak samo jak robię to ja.
Efneja przyłożyła rękę do piersi i zamknęła, oczy odnajdując ulgę.
– Dziękuję – wyszeptała
Pochyliła głowę i spuściła nogę na niższy szczebel.
Ich ręce połączyły się ze sobą tylko po to, żeby za chwilę ponownie je wypuścić.
Niran czuła się, dziwnie opuszczając brata, ale nie mogła zrobić inaczej.
Po prostu nie maila wyjścia. Czuła, że gdyby została, tu z nimi to właśnie wtedy popełniłaby najgorszy błąd.
Dając nadzieję i odbierając ją w chwili kiedy zaufali jej doszczętnie.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now