.....

17 5 0
                                    

- A żebyście wiedzieli, że odejdę. - zastanowiła się przez chwilę czy przedstawić im swoje plany, czy może po prostu zrobić to co zamierzał oszczędzając sobie zbędnie rozmowy, ale jednak stwierdził, że zagra im na emocjach.

- Nie odchodzę jedynie z sali, ale z całego Serymsak.
Na sali zapadła głucha cisza, po czym każdy skierował, na sobie wzrok próbując wywnioskować czy usłyszał to samo co reszta.
Przerażenie nie schodziło im z twarzy. Momentalnie pobledli, a ich pewne siebie charaktery schowały się pod zasłoną strachu.
- Książę chyba nie mówi poważnie? - zapytał Niewe unosząc się lekko od stołu, ale nie wychodząc do końca.
- Mówię całkiem poważnie. Już podjąłem decyzję. Jeśli w mieście, którym mieszkam ma rządzić tyran niepotrafiący liczyć się ze uczuciami innych to ja nie zamierzam tu dłużej pozostać. Taka jest moja wola, a decyzja nieodwołalna. Niewe zerknął na Koiego jakby oczekiwał od niego słów, które powstrzymają brata od podjętej decyzji, ale książę stał jak skamieniały.
Przyglądał się w jego stronę, ale nawet przez chwilę nie mrugnął oczami.
Złość gotowała się w nim od środka. Wystarczył nie odpowiedni ruch, a wszystkie swoje wściekłości wyrzuciłyby przed nich.
Skoro Koi nie chciał, współpracować musiał podjąć się rozmowy sam.
Odsunął krzesło i wygramolił się powolnym ruchem.
- Książę. - wysunął, rękę chcą położyć ją na jego plecach, ale ten był szybszy i uniknął jego dotyku. Cofnął, ją chowając, za siebie udając, że sięgał nią w ogóle w innym celu. - Dlaczego podejmujesz aż tak gwałtowne ruchy bez zastanowienia? Może warto to jeszcze przemyśleć, przecież wszyscy możemy się dogadać. - starał się go zatrzymać i dać do zrozumienia Koiemu, że najważniejszy czas, aby to on zabrał, głos przepraszając brata i cofając swoją decyzję.
Jednak nie miał na co liczyć. Koi był zbyt uparty i zbyt dumny, żeby tak po prostu przyznać się, że to on nie miał racji. Kiedy się zawziął, nie było szansy, aby przeciągnąć go na właściwą stronę. Od zawsze miał trudny charakter, a od kiedy został, królem stał się nie do wytrzymania.
- Tak gwałtowne ? !- książę podniósł głos- Ja przemyślałem to już dawno. Wiedziałem, z jaką propozycją do was przychodzę i jeszcze bardziej przygotowałem się na jej niepowodzenie. Zdawałem sobie sprawę, że Koi na nic się nie zgodzi, dlatego postanowiłem odejść. To nie jest moja gwałtowna decyzja. Jeśli mowa o gwałtowności macie tu przed sobą żywy dowód kogoś co właśnie pod wpływem emocji podejmuje decyzję. - nie musiał wskazywać bezpośrednio, żeby każdy zrozumiał, kogo miał na myśli.
Koi nadal stał jak posąg. Podobnie zachowywał się Czon, on również, chociaż zawsze błyskał, gadatliwością tym razem siedział jak skuty.
Niewe odsunął się lekko od księcia, aby go jeszcze bardziej nie rozdrażnić, ale nie zamierzał kończyć dyskusji.
- Jeśli odejdziesz, będziesz musiał żyć bez niczyjej pomocy. Będziesz zdany tylko na siebie. Pomysł ile masz do stracenia. Niedługo zawody, miałeś wysłać jednego ze swoich, zostałeś dowódcą Banafserzi, czy warto jest to wszystko stracić dla Warinkie?
Czekał, z nadzieją na to aż książę się opamięta i uspokoi swoje emocje.
Miał nadzieję, że to wszystko było tylko nagłym przypływem, ale kiedy spojrzy, na to trzeźwo nie będzie zamierzał odejść.
- Nie robię tego dla Warinkie. Gdybym tu został, to świadczyłoby o tym, że nie potrafię mieć własnego zdania i odpowiadają mi rządy mojego brata, a tak przecież nie jest. Wiem, że wszyscy uważacie mnie za głupca i nie próbujcie nawet zaprzeczyć, ale tak naprawdę największym głupcem jest Koi.
Książę nie dał rady dłużej się powstrzymywać. Każde jego słowo raziło go jak jad rozpuszczający się pomału od wewnątrz. - Dość ! - krzyknął tak głośno, że aż Czon oderwał uwagę od martwego punktu i przypomniał o swojej osobie.
- Skoro chcesz, odejść zrób to, nikt cię tu nie potrzebuje, a już na pewno nie ja. Wynoś się z Warinkie i tą plugawą dziwką.
I w tym momencie jakby coś go olśniło. Napełniła go wewnętrzna radość i chęć wydobycia jej od środka — A może ty to robisz dla niej co ? - ze złowieszczej miny przybrał na twarzy uśmiech szydercy. Był pewien, że trafił w punkt, a tego nie może zmarnować.
Kalfefin wyciągnął za pleców miecz i w mgnieniu oka znalazł się, tuż przy jego szyi celując centralnie w krtań. Jeden ruch, a książę zostałby pozbawiony życia na zawsze. Do śmierci brakowało tylko jednego drgnięcia dłonią.
Koi znieruchomiał, nie pozwalając sobie nawet na wypowiedzenie żadnego słowa.
Dobrze wiedział, że jeśli choćby drgnie, może być pewien, że zginie.
W gruncie rzeczy nie wierzył, że brat jest do tego skłonny, ale został rozwścieczony, że przecież w emocjach tak łatwo jest się zapomnieć.
Straż podbiegła do księcia i wysunęła, swoje miecze celując prosto w jego ciało.
Kalfefin nic sobie z tego nie robił.
Nie chciał zabić brata. Nawet mimo tego wszystkiego, co zrobił, wiedział, że nie byłoby mu łatwo dokonać czegoś takiego. Mimo wszystko byli rodziną i jakaś tam jego część nie do końca go skreśliła.
Tak samo zapewne było w sercu Koiego, ale ten w życiu by się do tego nie przyznał.
Strażnicy czekali aż Kalfefin odłoży broń na miejsce.
Musieli bronić zastępcy króla nawet względem życia ich księcia.
Nikt nie chciał rozlewu krwi, ale gdyby zaszła konieczność straż nie mogłaby, postąpić inaczej jak pozbawić życia Kalfefina.
Młody Ser odsunął miecz od gardła Koiego, a tym samym rycerze odstąpili od niego.
Odłożenie broni traktowali jako poddanie, ale mimo to cały czas byli w gotowości.
Co to za straż, że gdyby tylko chciał, zabiłby, ich króla a oni nie zdarzyłoby go obronić, pomyślał. Taka była prawda, miecz przy jego szyi był tak blisko, że wystarczyło lekkie pchnięcie, żeby przeciąć jego ciało a uwolnić duszę. Straż była bezradna. Cóż im z tego, że zabili by jego skoro własnego księcia nie daliby rady ocalić.
- Nie zabije cię bracie.- przekrzywił lekko głowę w bok obracająca swój miecz -Nie jestem tobą, ale wyraz, że jeszcze raz w niewłaściwy sposób o moich przyjaciołach a być może zmusisz mnie do tego, iż zmienię swoje zdanie.
Koi nie odpowiedział nic. Nadal wyczuwał zagrożenie i nie zamierzał jeszcze bardziej prowokować sytuacji.
Strażnicy nadal kierowali miecze w jego stronę i obserwowali staranie każdy jego ruch.
Kalfefin przejrzał się w odbiciu ostrza, a potem uniósł je przed siebie.
Rycerze przyjęli bojową pozycję gotowi do ataku.
- Tak jak powiedziałem tak też zrobię. Jeszcze dziś spakuje swoje rzeczy i odejdę razem z Warinikie. Moje zdanie jest niezmienne.
Widać było, że Niewe chce coś powiedzieć, ale w zaistniałej sytuacji bal się prowokować, jakichkolwiek ruchów.
Liczył jeszcze na Koiego, że może chociaż teraz zrozumie, jaka jest stawka.
Kalfefin był wyszkolonym Banafserzi, a dodatkowo ich księciem grzechem byłoby stracić kogoś takiego. To urodziny przywódca, widać to było w jego spojrzeniu.
Koi mimo wszystko pozostał przy swoim. Nie planował zmieniać zdania. Jeśli taka była, wola jego brata to nie będzie stał mu na drodze. Czy jego brak obecności na zamku może być czymś złym ? Przeciwnie, nawet lepiej by było gdyby nie musiał widywać jego osoby. Na pewno za nim nie zatęskni, tego mógł być pewien, a, że stracą dowódcę Banafserzi? Trudno, armii jest tyle, że na pewno znajdzie się ktoś na zastępstwo. Swoją drogą wątpił w doskonałość brata, ale mimo to nie chciał stanąć z nim do walki, aby go sprawdzić.
- Książę- Niewe skierował błagalnym wzrok, aby w jakiś sposób wpłynąć na Koiego i powstrzymać to wszystko za nim dojdzie do nieszczęścia.
Koi nie zareagował na jego wołanie. Czekał na to, aż Kalfefin naprawdę opuści salę.
Doradca mimo swojego strachu przełamał barierę i zabrał głos. - Nie możemy pozwolić na odejście Kalfefina, jest nam potrzebny. Skoro taka jest, wola księcia może powinniśmy przystać na jego pozycję.
Koi odwrócił, w jego stronę głowę z wysoko podniesionymi brwiami a na jego twarzy zagościło zdziwienie połączone z rozczarowaniem. Nie spodziewał się, że kolejny z jego doradców może wziąć stronę Kalfefina i to do tego w takiej sprawie jak ta. Zatrzymanie Warinkie było konieczne, nie rozumiał, dlaczego im tak ciężko było to zrozumieć.
Niewe nie zamierzał się wycofać. Widząc, relacje księcia postanowił kontynuować. - Owszem masz swoje racje, że Warinkie stanowi zagrożenie, ale może jeśli będzie pod naszą obserwacją dam rade utrzymać wszystko pod kontrolą. Czasami trzeba iść na kompromis nawet tak trudny tak jak ten tutaj.
Kalfefin wiedział, że Niewe chciał dobrze, ale dla Koiego to było za mało. Nie był naiwny, aby spodziewać się, że reakcja doradcy wpłynie na decyzję jego brata. Choćby cała rada stanęła, murem za nim to on mimo to wybrałby tę drugą stronę, aby tylko zrobić mu na przekór.
Pozostali doradcy zaczęli wymieniać się spostrzeżeniami i kiwać do siebie głową, iż również zgadzają się z tym co wypowiedział jedne z nich.
- Panie podejmij właściwą decyzję, póki jeszcze pora. - szepnął do Koiego -Odejście Kalfefina może nieść za sobą również wiele innych problemów. To już nie chodzi o niego, ale o Banafserzi. Kiedy on się zbuntuje, jako dowódca może wywołać katastrofę.
Koi nie chciał tego słuchać. Obserwował reakcje każdego z zebranych. Wyglądali na zgodnych ze sobą, a jedynie on był tym który nie chciał iść za całą resztą, ale przecież to po jego stronie leżało ostateczne słowo. To on miał władze i moc.
Mądry król powinien kierować się myślą o swoim państwie, tak zawsze słyszał od innych, ale czy właśnie teraz tego nie robi, nie godząc się na pozostawienie w mieście przestępcy.
Widział w ich spojrzeniach niezwykle skupienie. Wszyscy bowiem czekali, na to aż Koi podejmie ostateczną decyzję.

Czy Kalfefin naprawdę może wywołać coś gorszego od siebie samego ? - pomyślał.
Banafserzi są na jego rozkazy, a on jest jedynie ich dowódcą, skoro wtedy udało się wsadzić Tiau to chyba i tym razem nie powinno być buntu.
Koi wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze.
Wzroki zebranych nadal wpatrywały się tylko w niego. Nawet Kalfefin nie wtrącał żadnych zbędnych żartów, tylko czekał, aż on podejmie swoje kroki.
No dobrze, pomysł, czas wszystko zakończyć. Przyjął, postawę godną króla unosząc berło do góry i stojąc na baczność niczym żołnierz.
- Jako zastępcą króla a tym samym mojego ojca mam prawo wydawać wyroki i podejmować decyzje. Skoro to prawo zostało, mi na dane jestem również zobowiązany dbać o swoje królestwo. Uważam, że Warinikie jest groźnym Serem i nie powinien zagrzać u nas miejsca. Tak jak od początku tak podtrzymuje to, aby opuścił zamek. Nie ma już dla niego miejsca, a tym samym jeśli mój brat ma, zamiar z tego powodu odejść miejsca nie ma i dla niego.
Czuł satysfakcję, że ma nad nim władze i to od niego zależy los jego przyjaciela. Gdyby nie lęk, jaki odczuwał, wiedząc, do czego może się, posunąć mając, przy sobie broń na pewno powiedziałby o wiele więcej, ale na razie musiał zachować to co myśli dla siebie. Nie pokazywał po sobie radości, jaką czerpał z pozbycia się brata, ale też nie odgrywał roli przejętego sytuacją. Pozostał, neutralny nie prowokując dalszych rozruchów.
Niewe spojrzał na Kalfefina, a potem przeleciał, wzrokiem po wszystkich zbieranych licząc na to, że tak jak on będą próbowali powstrzymać księcia, ale wsparcie nie nadeszło.
- Książę czy jesteś pewien tego co powiedziałeś ? - dopytywał się, chociaż znał już odpowiedź, ale tak bardzo chciał to przedłużać, aby powstrzymać Koiego przed jego ruchem.
Zanim Koi otworzył usta, aby, odpowiedzieć Kalfefin zgrabnie zdarzył wtrącić się w rozmowę. - Jest pewien, przecież słyszeliście na własne uszy. Oboje podjęliśmy decyzję. Klamka zapadła. Zabieram Warinikie i Tiau i rozpoczynam nowe życie. Żegnam państwo.- uchylił czoła w stronę doradców.
Niewe stał z rozłożonymi rękoma i w komiczny sposób odkręcał się, to w lewo to w prawo obserwując obydwóch Serów.
- Do widzenia bracie. - pokłonił się, nisko jak to wypadało przed królem. - Pozwól, że zachowam ze sobą miecz. Nie chciałbym się z nim rozstawać, a tam poza murami na pewno mi się przyda.
Koi kiwnął głową.- Masz do tego prawo.
- Książę .. - Kalfefin uciszył go znakiem ręki. - Wystarczy.
Od początku nie chciał tworzyć konfliktów, ale wiedział, że i tak będzie musiało do tego dojść.
Doradcy zapewne pobiegną ze wszystkimi do Kijarona z nadzieją, że chociaż ten go powstrzyma. Może i on powinien udać się najpierw z prośbą do ojca w końcu Efneji pozwolił przeprowadzić rozmowę z Warinkie więc może i w tym przypadku zmieniłby zdanie, ale Książę miał już tego dość, może przynajmniej jak odejdzie, Koi zrozumie, jaki popełnił, błąd a ojciec pobłogosławi go za jego wygnanie.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now