Rozdział 41

16 4 0
                                    

Szmer liści mieszał się ze świstem wiatru.
Poranna rosa muskała trawę, a ta przyklejała się do butów wędrowca, ale ten nie zwracał na nią uwagi.
Przemieszczał się, z prędkością galopującego konia pędząc do celu.
Gałęzie drzew zachęcały o jego ubrania oraz uderzały w twarz, mimo to podróżnik dalej nie zwalniał tępa.
Jego twarz była starannie zakryta przez czarną kominiarkę, tak, że nic nie było w stanie go uszkodzić.
Pajęczyna, czy też same robaki zepchnięte na niego przez wiatr nie były żadną przeszkodą.
Las aż huczał od zawieruchy, normalnie ubrany człowiek mógłby uszkodzić swój słuch, ale nie wędrowiec. Jego uszy były, szczelnie zasłonięte więc nie miał żadnych obaw, że coś może mu się stać.
Ścisły opięty kostium od dołu był cały w błocie. Czarne buty wyglądały, jakby były, brązowe oblepione przez mokrą zmienię, a góra była cała w wodzie i liściach przyczepiających się po drodze.
Wędrowiec przecisnął się przez każdą szczelinę, zależało mu, aby nie zbaczać z drogi. Tak był nauczony, najważniejsze dotrzeć do celu. Ból można wytrzymać po jakimś czasie minie, ale najważniejsze to dotrzeć do celu i tak właśnie robił.
Kiedy znalazł się, już w głębokości lasu zauważył grupę zebranych.
Tak właśnie byli umówieni. Mieli tu być przed nim i tak się stało. Dotrzymali obietnicy.
Wędrowiec wyszedł im naprzeciw i stanął, nie potrzebując się, z niczego co go obsiadło.
Ci, którzy byli, tu przed nim nie byli zwykłymi ludźmi.
Trzech wysokich mężczyzn ubranych w kolorowe pióropusz mieniące się wszystkimi barwami świata.
Jeden z nich wyróżniał się na tle pozostałych. Jego okrycie głowy było znacznie większe i bogaciej wypełnione piórami.
Każdy z nich miał pomiędzy ozdobami coś przypominające jajo, a w nim wyrzeźbioną figurkę zapewne symbol ich życia.
Ich klatki piersiowej były ozdobione przeróżnymi malowidłami i tak jak z pióropuszem w przypadku tego jednego było ich znacznie więcej.
Ich ręce były okryte bransoletkami, niektóre z tworzywa roślinnego inne z korzeni, a jeszcze inne z kości.
Przy butach mieli frędzle, a do nich przyczepione koraliki.
Szyję zdobiły długie obroże, plecione łańcuszki z kwiatów lub kości.
W rękach trzymali dzidy dotykające ziemi, a sterczące poza ich głowy.
Biżuteria stanowiła dużą wartość w ich stroju. Do szmat, które zasłaniały, im genitalia było przypięte coś w rodzaju pawiego ogona zrobionego z liści, który rozkładała się za nimi na ich plecach, dodając im dzikości.
Ich nosy były przebite kośćmi, a kolczyki w uszach opadały, na ramiona rozciągając płatki. Co było najciekawsze to, to, czy mężczyźni posiadali włosy, ponieważ ich pióropusze były tak wielkie, że nie można było zauważyć nic pod nimi. To samo tyczyło się ich odcienia skóry. Farby, którymi byli wymazani i przeróżne ślaczki uniemożliwiały zidentyfikowanie, do jakiej rasy należą.

Byli to szamani, przedstawiciele plemienia barbarzyńców.
- Czy jesteś sama ? - zapytał ten, który stał na środku. Jego głos był stary i nieco zachrypnięty, ale dało się w nim wyczuć magiczną potęgę.
- Tak jak widzisz, nikogo ze mną nie ma. Czy wasz przywódca jest, z wami tak jak się umawialiśmy? Bo jak na razie go nie wiedzę. - wędrowiec rozejrzał się w poszukiwaniu czwartego mężczyzny, ale wtedy za krzaków wyjawił się ten, na którego czekała.
Nie był sam. Towarzyszył mu wysoki i masywny wojownik, dzierżąc w ręku olbrzymią włócznię.
Wędrowiec zauważył, że u boku miał jeszcze zakrzywiony miecz przypominający lekko kosę. Był dobrze uzbrojony i na pewno nie zawaha się nim posłużyć, kiedy przyjdzie potrzeba, ale ona nie potrzebowała rozlewu krwi.
Byli umówieni i miała zamiar dotrzymać obietnicy.
Kyryn wyszedł wszystkim naprzeciw, prezentując się jako ich przywódca.
- Przyszedłeś z ochroną? Obawiasz się, że chce cię zaatakować ? - uśmiechnęła się, chociaż wiedziała o tym jedynie ona, reszta mogła czytać jedynie z jej tonu.
- Przepraszam cię łotrzyco, ale to nie był mój pomysł. - popatrzył się z niesmakiem na swoich towarzyszy.
- Wiem, ty jesteś odważny, ale jednak jesteś synem barbarzyńskiego króla. W tobie jest jedyna nadzieja na przywrócenie władzy.
- Nie jestem synem króla.
- Dowódcy.- poprawiła się łotrzyca. Wiedziała, że barbarzyńcy nie lubili, kiedy przypisywało się im cechy władców.
- Powiedz, jaki jest powód naszego spotkania?
Łotrzyca przystanęła z nogi na nogę.
- Czyżby przyszła kolej na nasz ruch?
- Dokładnie tak. - odpowiedziała — To będzie już ostatnie moje spotkanie z księżniczką Amandą. Teraz wasza kolej.
Kyryn przysłuchiwał się temu, co mówiła.
- Mój plan jest prosty. Zaciągnę Amandę do tego samego lasu tyle, że nie tak daleko, jak spotkałam się z wami. To księżniczka, ona nie przeciśnie się przez takie chaszcze.
Spotkamy się na samym początku.
– I uważasz, że ona tu przyjdzie? A niby jak ją zaciągniesz ? Martwą? Mówiliśmy ci, że ma być żywa!– zabrał głos jeden z szamanów, chociaż łotrzyca nie wiedziała, czy można to było w ten sposób określić. On wydał, z siebie pisk związany z krzykiem jakby przemawiały na raz-dwa głosy. Szamani mieli wiele mocy, nie mogła wykluczyć, że posługiwanie się cudzym głosem nie wchodziło w ich sztukę.
– Amanda mi ufa, pójdzie ze mną wszędzie, jeśli powiem jej, że to właściwe.
– Jeśli zawiedziesz. – szaman wytykał w jej stronę swoją długą chudą rękę zakończoną szpiczastym pazurem.
– Nie zawiedzie. Skoro mówi, że Amanda jej ufa, to ja ufam jej. – skinął w jej stronę głową, aby dać do zrozumienia, iż nie chcą z nią żadnego sporu.
– Nie musicie się niczego obawiać. Księżniczka będzie w stanie nie naruszonym, to, co z nią zrobicie to już wasza sprawa. Ja nie wtrącam się w to, co dzieje się z zakładnikiem po wykonaniu zadania.
– A więc kiedy możemy się jej spodziewać? Nie słyszeliśmy nic nowego odnośnie ślubu.
– Ale ja słyszałam. Król Kijaron pokrzyżował nasze plany. Ślub został odwołany.
Jej ostanie słowa zostały zagłuszone przez okrzyki i głośne komentarze szamanów.
Zaczęli się, zachowywać tak jakby to ona stała za całą sprawą, a przecież nie miała na to żadnego wpływu.
– Jak to odwołany ? I co teraz będzie z naszą umową? – wzburzył się Kyryn.
– Gdybyście mi nie przerwali, zapewne usłyszeliście odpowiedź. – skwitowała.
– Miałaś tyle czasu, a teraz kiedy ślub odwołany straciliśmy szansę na jej zdobycie. – szaman uderzył kijem o ziemię i skierował w jej stronę ostre zakończenie.
Łotrzyca stała niewzruszona, ale w każdej chwili gotowa do ataku.
Szamani nie stanowili dla niej żadnego niebezpieczeństwa.
– Zrobiłaś to celowo, chcesz pokrzyżować nasze plany, bo masz w tym jakiś cel. – dodał drugi.
– Dość ! – krzyknął przywódca i położył rękę na jednej z dzid. – To wcale nie są jeszcze stracone szanse. Łotrzyca przyszła tu do nas z planem i oczekuje, że nadal jest on możliwy.
Szamani ucichli na rozkaz swego pana.
Łotrzyca odetchnęła. Może z tego barbarzyńcy w przyszłości naprawdę będzie dobry król. W końcu odetnie się od nich łatka, że są bezmózgimi stworzeniami.
Mitjen nie wiedziała, skąd wzięła się ta opinia. To, że żyli, bez nowoczesności to tylko świadczyło o tym, że są bardziej zaradni niż cała reszta.
Teraz ludzie bazują tylko na maszynach, natomiast oni potrafią wytrzymać zabójcze mrozy, oraz płomienne dni i to tylko za pomocą siebie samych.
Z dwóch kijów tworzą ogień, a jedzenie nie jest im dostarczane jak wielkim panom, lecz nie zależnie od rangi polują i zdobywają je własnymi rękoma.
Mitjen zawsze była pod wrażeniem ich kultury, a to, co robili ich szamani, ta cała magia, wywoływanie duchów, podróże w zaświaty, fantazja, dlatego też miała nadzieję, że nie będzie musiała stawiać im czoła. Dążyła ich zbyt dużym szacunkiem, aby odbierać im życie.
– Amanda przybędzie do lasu, tu nie mam wątpliwości. Książę Koi jej narzeczony został wygnany. Postanowiłam, że przekaże jej tą informacją i pomogę spotkać się z ukochanym. Udamy się do lasu, a wtedy zamiast księcia spotka ciebie. Przywódcę barbarzyńców.
– Kiedy to nastąpi ?
– Niebawem więc bądź czujny.
– Mam siedzieć w lesie i czekać aż się zjawicie?
Mitjen roześmiała się pod nosem. – ależ skąd. Znacie się na magi nieba prawda ? – skierowała pytanie do szamanów.
– Znamy się na każdej magi związanej z ziemią i niebem.
– Tak też myślałam. Dzień przed naszym przybiciem wypuszczę w górę nieba dwa złote świetliki. Po tym poznacie, że się zbliżam.
– Zaskakujesz mnie łotrzyco. Świetliki są symbolem nowej dobrej nowiny, posługują się nimi jedynie szamani, bo tylko oni wiedzą, co znaczy ich pojawienie na niebie. Czy nie jesteś, aby jednym z nas ?

Mitjen rozśmiała się głośno. – Nie synu nieba. – nadała mu tytuł znaczącym dla niego przydomkiem. Swoją drogą ciekawiło, ją jakby wyglądała jako szamanka. Czy też musiałaby zapuścić takie pazury. Zapewne kazano by się jej obnażyć. Córki natury nie zakrywały swoich wdzięków, gdyż jak twierdziły, to przeszkadza rozluźnić ciało i przelewać przez nie wiele istnień.
– W takim razie jesteś bardzo mądra. Ten, który cię szkolił, przekazał ci istotną wiedzę.
Tak jest wielkim człowiekiem, pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos.
Opuściła głowę na znak, iż przyjmuje pochwałę.
– Więc postanowione. Oczekujcie znaku i bądźcie w gotowości. Kiedy zjawię się, z waszą księżniczką w lesie będziecie mogli zrobić z nią to, na co macie ochotę.
Kyryn wziął rękę do góry, po czym zacisnął dłoń w pięść i przycisnął do piersi. – W końcu będziemy mogli odzyskać to, co się nam należy. Mając, ich księżniczkę w posiadaniu król Karu zgodzi się na wszystko, każdy wie, jak bardzo kocha swoją córeczkę. Jest dla niego więcej warta niż całe królestwo, a wtedy my wrócimy na nasze, ziemię.
– Cóż – wtrąciła się łotrzyca. – W takim razie nic tu po mnie. Sprawy są załatwione, a ja mogę wracać do siebie.
– Nie będziemy cię dłużej zatrzymywać. Zdajemy, sobie sprawę jak cenny jest twój czas.
Mieli rację, nie mogła pozwalać sobie na zbyt długie spędzanie samotnie czasu.
Była damą dworu Amandy i musiała być zawsze blisko niej.
Chociaż była, już ciemna noc księżniczka zawsze mogła coś wymyślić i zawołać ją wymyślając jakaś dziwną potrzebę, raczej nie byłoby to na miejscu, gdyby nie zastała jej wieczorem w swoim łóżku.
Łotrzyca wykonała swoje zadanie.
Miała się spotkać z barbarzyńcami i zrobiła to.
Jeszcze raz pożegnała ich w języku ich kultury nie omijać żadnego znaku, po czym rzuciła się gęsty las i znikła im z obrazu.
Teraz pozostało tylko namówić księżniczkę na opuszczenie zamku. Z tym nie było żadnego problemu, tym, bardziej, że młody książę pojawił się jako dodatkowa atrakcja.
Na początku była wściekła na samą siebie, że przez tak długi czas nie zrobiła nic, aby doprowadzić do spotkania między Kyrynem, a Amandą. Wiadomość o tym, że Karu jest, wygnańcem doprowadziła ją do szału.
Jeszcze nigdy nie zepsuła żadnego zadania i tym razem też nie mogła tego zrobić.
Teraz kiedy to wszystko sobie przemyślała była wdzięczna królowi Kijaronowi, za takie posunięcie. Nawet nie wiedział, ale w ten sposób ułatwił jej całą pracę.
Barbarzyńcy mieli napaść na większą grupę, w której składzie zapewne byliby również rodzice dziewczyny, a przecież wcale nie o nich chodziło. Teraz barbarzyńcy będą mieli to, na czym naprawdę im zależało.
Amanda zostanie im dostarczona już nie długo.
Trzeba było przyznać, że to zadanie należało do jednych z ciekawszych, no i pozostała jeszcze sprawa magi księżniczki, a raczej tego, co siedziało wewnątrz niej.
Pozostało mało czasu na rozwiązanie zagadki, ale Malcajdyn wiedziała, że tego dokona, w końcu była łotrzycą, łotrzyce potrafią zrobić wszystko, aby uzyskać to, czego pragną.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now