Rozdział 30

22 6 0
                                    

Kiedy król Karu stracił już nadzieję na to, że zjawi się konkretny świadek, który będzie, miał, pojęcie o sprawie pojawiła się ona.
Kobieta o wysokiej posturze i błękitnych oczach.
W nieco za krótkiej sukience, która normalnie powinna sięgać do łydki i lekko podartej u dołu przybyła na zamek.
Chociaż jej strój nie świadczył o tym, że jest zadbana, było widać, że robiła wszystko, aby wyglądać dobrze.
Widocznie budżet nie pozwalał jej na wykwintne suknie, ale biła od niej kultura, której nikt nie mógł jej pozbawić.
Chociaż była, zwykłą wieśniaczką z jej ust płynęły mądre słowa.
Nikt nawet przez chwilę nie miał, wątpliwości kimś jest.
Była to ta sama kobieta, która wcześniej napisała do nich list.
Doradca od razu przyjął ją na sali narad i wypytał o wszystko, co mogła powiedzieć im o sprawie.
Informacje, które miała, były naprawdę konkretne. Przyniosła również dowody, które grały na szkodę Tomba.
Teraz król już wiedział, że rycerz jest naprawdę winny i nie pozostało nic innego jak wymierzyć mu wyrok
Kobieta poprosiła ich o anonimowość, nie chciała być obecna podczas sądu i zeznawać. Stwierdziła, że dostarczając wiadomości i tak już wiele dla nich zrobiła.
Król nie widział przeciwwskazań, żeby było, właśnie tak jak chciała.
Najważniejsze było to, że osobiście zeznała przed nimi, że jest pewna, że to Tomb zamordował damę dworu.
Pozostało najtrudniejsze zadanie.
Jaką karę wymierzyć ?
Sędzia cały czas namawiał króla, aby wymierzył mu kare śmierci.
Od zawsze był za tym, że to, co ktoś zrobił, innym powinno odbić się teraz na nim.
Król jednak nie był do końca pewien czy właśnie tak należy postąpić.
Mieli więzienia i może najodpowiedniejszym miejscem byłoby właśnie ono.
Kapłan podkreślał, że nikt na ziemi nie jest upoważniony, aby odebrać komuś życie.
Nawet jeśli Tomb okazał się, mordercą to on jako sługa aniołów nie zgadzał się z tym, aby wymierzyć mu kare śmierci.
Reszta z rady miała podzielone zdania, ale najważniejsza i ostatnia decyzja należała do króla.
Oni byli tylko jego doradcami. Mieli mu pomagać i kierować nim kiedy nie wiedział co zrobić i właśnie w tym momencie tak było.
Czy może uśmiercić człowieka ? Wydać na niego wyrok śmierci ? Zawsze bronił się, jak tylko mógł, aby do tego nie doszło. Zapierał się rękoma i nogami w poszukiwaniu innego rozwiązania, ale tym razem nie do końca wiedział, czy sam tego chce.
Tomb popełnił jedno z najgorszych przestępstw.
Zaplanował całą otoczkę tak, aby każdy nabrał się na jego niewinność. Sam wyznaczył się do zajęcia się sprawą i mówił, o jej morderstwie tak jakby naprawdę zależało mu na tym, aby, odkryć kto jest zabójcą. Grał jak prawdziwy profesjonalista. Jakby był po prostu do tego stworzony.
Król nigdy nie spodziewałby się, że Tomb może być skłonny do czegoś takiego.
Był jednym z najbardziej przepisowych rycerzy, a służbę u jego boku traktował jak zaszczyt. Kodeks rycerski był dla niego czymś świętym, a teraz się okazuje, że to wszystko było jedną wielką grą.
Zastanawiał się, czy w takim razie od zawsze nie był oszukany, czy może jednak to odrzucenie przez Dijiśin spowodowało, że Tomb rozwścieczony dopuścił się zbrodni.
Nie mógł już sobie dłużej łamać tym głowy i tak nigdy nie zrozumie jak można tak po prostu zabić niewinną dziewczynę.
Decyzja musiała zapaść dzisiaj i król doskonale to wiedział. Wiedział też, że chce podjąć ją sam.
To miała być jego decyzja, a nie siedzących w radzie.
Jedno było pewne. Tomb dopuścił się zbrodni i musiał ponieść karę.

Sąd odbył się wieczorem.
Kiedy słońce już zaszło, a na niebie jego miejsce zajął świecisty księżyc.
Sprawa odbyła się w sali tronowej przed samym królem.
Cała rada zajęła swoje miejsca tuż obok władcy.
Na stole, przed którym siedzieli, znalazło się mnóstwo papierów porozrzucanych jedne przy drugim tak, że nikt nie miał pojęcia, które notatki należą do niego.
Członkowie rady szeptali między sobą, jeśli tak w ogóle można było określić ton, jakim się posługiwali, ponieważ szept, który zazwyczaj powinien, być cichy niósł się po całej sali tak, że ludzie z końca mogliby usłyszeć poszczególne słowa.
Każdy z nich na swój sposób przeżywał, sprawę widząc ją zupełnie inaczej niż ten drugi. Chcieli bowiem doprowadzić do tego, aby rozstrzygnięcie było zgodne z ich myślami.
Przez to, że od wieków każdy z nich miał przydzielone swoje miejsce rozmowa była jeszcze bardziej zacięta, ponieważ zdarzało się tak, że osoby, które miały odmienne zdanie musiały być blisko siebie, a wtedy było wiadome, że mogą poruszyć razem niebo i ziemię.
Król siedział na swoim tronie z palcem przyłożonym do twarzy i rozmyślał.
W ogóle nie zwracał uwagi na swoich przyjaciół którzy gdyby tylko mogli, rozszarpaliby się, nawzajem chcąc pokazać, że to właśnie oni mają racje.
Był nadzwyczaj wyciszony i spokojny, chociaż każdy, kto go znał, wiedział, że słynął z bezpośredniego charakteru i wesołość, ale jak w takiej sytuacji można było się cieszyć.
Karu oprócz tego, że Tomb dopuścił się, morderstwa bolało to, że był jednym z nich, siedział z nimi na każdym zebraniu, dawał, mu rady jak należy kierować państwem, a teraz okazuje się, że był zdrajcą.
To był cios, z którym król nie mógł się pogodzić. Myślę, że przyjaciel, któremu ufasz, w każdej chwili może okazać się zdrajcą.
Miał jeszcze małą nadzieję, że może to wszystko okaże się nie porozumieniem, ale kiedy zjawił się, naoczny świadek jego nadzieja znikła. Musiał pogodzić się z tym, że Tomb naprawdę zamordował Dijiśin.
Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Miała nadzieję, że sprawa nie będzie zbyt długa i podejmie właściwą decyzję.
Żona zasiadła obok niego.
W długiej czerwonej sukni bufiastej jak ona sama wyglądała jeszcze grubiej niż zazwyczaj. Miliony falbanów powodowały, że kobieta, zamiast prezentować się, dobrze podkreślała tylko nie potrzebnie swoje nieatrakcyjne kształty.
Kreacja sama w sobie nie była brzydka, ale do królowej po prostu nie pasowała.
Owszem podkreślała bogactwo i jej pozycję, ale za cenę, z której nie powinna być zadowolona.
We włosach miała wplątaną czarowną różę, która jeszcze pachniała tak jak te z ogrodów.
Była specjalnie trzymana w pomieszczeniu gdzie rośliny, które normalnie nie miały, szans na przetrwanie w danej porze roku zostawały poddane procesowi utrzymania ich takimi, jakimi były naturalnie.
Właśnie z tego najczęściej korzystała królowa.
Amanda również zasiadła na sali, ale nie tak blisko jak jej matka.
Wraz z Malcajdyn zajęły miejsca z tyłu za stołem rady.
Gdyby tylko mogła, w ogóle nie przyszłaby na sprawę. Wstręt, jaki czuła do Tomba odkąd dowiedziała się, że to on jest, mordercą był nie do opisania.
Miała nadzieję, że kiedy zjawi się, na sali nie zrobi nic głupiego i nie wybuchnie żarem, jaki często jej towarzyszył w czasie nerw.
Postanowiła, że nie będzie się rzucać w oczy, a jeśli tylko da, radę postara się unikać jego wzroku.
Cieszyła się, że nie jest w skórze swojego ojca. Gdyby to od niej zależało, wyrok nie miałaby pojęcia, jaką decyzję należałoby podjąć.
Nadal czuła się odpowiedzialna za śmierć damy dworu.
Wiedziała, że gdyby bardziej jej pilnowała i nie pozwalała, na samowolkę na pewno nigdy by do tego nie doszło.
To ona odpowiadała za jej śmierć i to ona powinna dziś stanąć przed sądem.
Malcajdyn siedziała, ślepo wpatrując się w przestrzeń.
Nie zamieniły ze sobą ani jednego słowa odkąd znalazły się na sali.
Wyglądały jak dwie obrażone arystokratki, które muszą przebywać w swoim towarzystwie.
Dama dworu chyba wyczuła, że Amanda nie jest w nastroju do rozmowy.
Dobrze wiedziała, jak bardzo przeżywa całą sprawę i ile znaczyła dla niej Dijiśin.
Kiedy dziewczyna poprosiła ją o to, aby była, obecna podczas sądu od razu się zgodziła.
Nie zadawała jej żadnych pytań, ponieważ wystarczyło jej, że spojrzała na jej twarz, żeby, wiedzieć jak teraz się czuje.
Koło nich zasiadły inne Panny z arystokracji oraz reszta szlachty.
Księżniczka chciała zatopić się w tłumie, aby nikt nie zwracał na nią uwagi.
Oczywiście trudno było, żeby jej życzenie zostało spełnione, ponieważ każdy, który zerknął, w stronę widzów od razu przyklejał oko do jednej dziewczyny, a konkretnie księżniczki.
Jej błękitna suknie zajmowała, trzy miejsca dlatego obok niej zachowano przerwę.
Podobnie było w przypadku Malcajdyn.
Bufiaste falbany nie pozwalały na to, aby postawić tylko po jednym krześle.
Idealna smukła sylwetka była podkreślona jeszcze bardziej poprzez gorset, który znajdował się pod spodem.
Dziewczyna wyglądała, tak jakby wyjęto jej żebra, niektórzy nawet zastanawiali się, czy ona w ogóle je. Patrząc, na jej rodziców nie mieli pojęcia co robiła, że wyglądała aż tak dobrze, albo ile para królewska musiała jeść, że aż tak przestali przypominać budowę człowieka.
Delikatne ramiona księżniczki pozostały odsłonięte tak samo jak szyja, na której wisiał wielki różowy kamień.

Na uszach miała zawieszone długie niebieskie kolczyki z piór, które delikatnie opadały na jej gole ramiona.
Włosy zaczesane w kok oplatany grubym warkoczem zostały wypełnione małymi różyczkami zafarbowanymi na podobny kolor do sukienki.
Szyfonowa siateczka założona na sukienkę nadawała, jej dodatkowej delikatności podkreślając dziewczęcość.
Chociaż prezentowała się, ślicznie jej wyraz twarzy wcale tego nie ukazywał.
Do swojego nastroju powinna raczej ubrać się w czerń i może nawet by to zrobiła gdyby jej stylista się na to zgodził, ale on usilnie chciała przedstawić ją w błękicie więc musiała się zgodzić

Więzień miał zostać wprowadzony w momencie kiedy już wszyscy znajdą się na sali.
Tomb siedział w celi i czekał na moment kiedy to strażnicy zaprowadzą go na salę rozpraw.
Dalej nie mógł w to uwierzyć, że wszystko dzieje się naprawdę. Jakim cudem oczerniono go do tego stopnia, że teraz musiał znajdować się w tym miejscu.
Był pewien, że to zwykle nie porozumienie, które na pewno niedługo się rozwiąże, ale teraz kiedy spadły na niego dowody obciążające go morderstwem było mu coraz mniej do śmiechu.
Kim była kobieta, która go widziała i dlaczego wymyślała kłamstwa na jego temat.
Nie przypomniał sobie, żeby ostatnim czasem zrobił coś, za co można byłoby go aż tak znienawidzić.
Skąd w ogóle znalazła, na niego dowody skoro przecież on sam wiedział, że jest niewinny i jak spowodowała, że była na jego ubraniach krew Dijiśin.
Żeby, to zrobić musiała by znaleźć się na zamku, a do tego potrzebny jest niesamowity spryt. Ona nie mogła być zwykłą kobietą, tylko pytanie brzmiało w takim razie kim?
Jak miał udowodnić, że nie zamordował Dijiśin skoro jedyną osobą, która wierzyła, w jego niewinność był on sam.
Zostało mu tylko parę minut, żeby wymyślić argument, który ocali jego życie, a on nadal nie miał planujak to zrobić.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now