Rozdział 23

20 5 0
                                    

Nadszedł ten czas kiedy trzeba było wysłać przygotowanego wojownika na turniej.
Kalfefin wiedział, że już dawno powinien mieć swojego przedstawiciela na którym głównie skupi uwagę, ale jakoś nie potrafił się zdecydować.
Odkąd wygrał pojedynek każdy patrzył na niego z szacunkiem z jakim jeszcze nigdy nie patrzył na niego nikt inny.
Traktowali go jak przywódcę i mistrza w jednym. To, co powiedział, było święte i nikt nie zamierzał się sprzeciwiać.
Czuł się z tym nieco dziwnie, bo jeszcze nie dawno był taki jak oni. Stał między nimi i wykonywał wszystkie polecenia Warinikie, a teraz ? Teraz to on był tu panem.
Na Koiego spadła odpowiedzialność nad poddanymi i królestwem, a jemu przypadła obrona kraju.
Banafserzi od zawsze byli bardziej potrzebni do obrony niż zwykli żołnierze. Nie było wojny, żeby ich oddziały zostały wykluczone.
Znów zatrzymał się w miejscu i spojrzał na swoich Serów.
Każdy z Banafserzi wkładał w swoją pracę sto procent i to nie tylko dlatego, że zbliżał się turniej. Banafserzi już tacy byli, albo dokładni, albo nie robili czegoś wcale. Wiedzieli jakim zaszczytem jest, dostanie się na turniej, nie mówiąc już o wygraniu i uznaniu od swojego mistrza.
Kalfefin wrócił na chwilę do momentu w którym to wygrał ze wszystkimi Banafserzi. Zastanawiał, się długo jakaż to siła wstąpiła w niego tamtego pamiętnego dnia.
Nie miał już szans na wygraną, a w jednym momencie poczuł się, tak jakby jakaś obca energii napełniła go potęgą. Miła wrażenie, że przetrwa wszystko i faktycznie, zwyciężył i dzięki temu został mistrzem tyle, że nie zrobił tego sam.
Chciał poznać tę moc i dowiedzieć się jak można ją wytłumaczyć.
Bał się, ale mimo to coś go do niej ciągnęło. Zastanawiał się, czy nie porozmawiać o tym z kimś mu bliskim, ale bał się niezrozumienia. Kto mu uwierzy, że poczuł w sobie ogień ?
Ojciec od razu stwierdzi, że zwariował, a Warinikie też się do tego nie nadawał. W tym momencie zdał sobie sprawę, że jest ktoś, kto na pewno go zrozumie. Jego siostra,  Niran. Sama nie dawno była w podobnej sytuacji. Nikt nie wierzył jej w spotkanie z wampirem, tylko on zadeklarował się, że w każdej chwili może mu się ze wszystkiego zwierzyć i dał jej pewność, że nie jest w tym sama. Nie był pewien do końca czy obecność wampira w zamku była możliwa, ale wiedział, że siostra nigdy by czegoś nie wymyśliła tylko po to, aby przykuć uwagę. Była poważną osobą i jeśli mówiła, że bestia naprawdę tu była to nie miał podstaw, aby jej nie wierzyć.
Będzie musiał z nią porozmawiać o swoim problemie, ale teraz skupi się na treningu.
Nie był mistrzem który siedzi tylko w miejscu i rozkazuje innym ćwiczyć kiedy sam przygląda się na nich, on brał w nich udział.
Robił wszystko to co reszta Banafserzi. Nie czuł się od nich w niczym lepszy.
To, że zwyciężył, nie oznaczało, że może nimi pomiatać. Chciał być szanowany jak Warinikie dlatego i sam okazywał szacunek.
Do turnieju było tak mało czasu, a przecież ktoś musiał zostać przedstawicielem.
Każdy z nich powtarzał ten sam układ.
Wysuwał do przodu broń na wysokości swoich kolan, następnie przepływał zwinnym ruchem pod nim, po czym saltem wybijał się w powietrze.
Było to ćwiczenie na uniki.
Takie sztuczki mogły szybko zmylić przeciwnika i pozwolić na niespodziewany atak.
Jak książę miał, wybrać któregoś z nich skoro każdy robił to właściwie.
Ani jeden nie odstawał od drugiego.
Kalfefin zatrzymał się i złapał się za głowę.
Sam roześmiał się ze swojego problemu. Wszyscy Banafserzi są genialni, a ja uważam to za kłopot, pomyślał. Nie jeden chciałby mieć tak doskonałą armię na swoje rozkazy, ale wojna to co innego. Wybór uczestnika to zupełnie inna sprawa.
Kalfefin chciała być sprawiedliwy, aby potem nikt mu nie zarzucił, że wybrał kogoś z bliższej sympatii. Miał wśród swoich Banafserzi przyjaciół, ale przecież to nie znaczy, że z tego powodu wyślę ich na turniej.
Musiał znaleźć w nich coś, co mimo wszystko odrozni ich od reszty.
Książę machnął, do Serów pokazując im, że zarządził chwilową przerwę. Nie mógł jednocześnie ćwiczyć i myśleć o wybraniu uczestnika. Odłożył, miecz opierając go o ścianę i przetarł swoje mokre czoło ręcznikiem.
Wysunął rękę w stronę stołu w poszukiwaniu czegoś do picia, ale nie zauważył żadnej butelki.
– Tego szukasz ? – usłyszał znajomy głos, a kiedy się odkręcił, zobaczył swojego mistrza.
– Łap – rzucił w jego stronę wodę.
Kalfefin spragniony orzeźwienia od razu zamoczył w niej usta.
– O wiele lepiej
Mimo tego, że starał się ukryć swoje zakłopotanie Warinikie od razu je w nim wyczuł.
– Co się dzieje ?
– A co ma się dziać
Warinikie uśmiechnął się z powątpiewaniem.
– Mnie nie oszukasz, przecież widzę, że się obawiasz, tylko nie wiem dlaczego?
Przecież zyskałeś zaufanie swoich ludzi. Teraz będą ci posłuszni już do końca swojej służby, zyskałeś to co najważniejsze więc czego można chcieć więcej? Aż tak martwisz się o to, że to nie twoi Banafserzi wygrają turniej ? Nie spodziewałem się, że to dla ciebie takie ważne. – położył mu rękę na ramieniu i roześmiał się, głośno kręcąc przy tym głową.
– Nie o to chodzi.
Warinikie wziął się pod boki i ustał naprzeciwko swojego byłego ucznia. – Więc o co chodzi?
Kalfefin westchnął ciężko, po czym złapał się za głowę
– Nie mam pojęcia jak wybrać spomiędzy nich tego właściwego. Jest ich za dużo, a dodatkowo każdy sprawdza się w tym co robi w stu procentach. Czy mam się więc kierować skoro nie ich umiejętnościami? Powiedz, mi kogo wybrałbyś ty ?
Szybko pożałował, że zadał to pytanie, przecież wiedział, że on był związany z jego ojcem obowiązkiem. Zawsze musiał, postępować tak jak to on chciał. Jego zdanie, chociaż był mistrzem Banafserzi w tym momencie traciło jakąkolwiek wartość.
Warinikie chyba również wyczuł, że nie ma sensu, aby się odzywał.
Zapadła niezręczna cisza.
Kalfefin już chciał ją przerwać przeprosinami i wytłumaczyć się, że nie potrzebnie to powiedział, ale Warinikie był szybszy
– Skoro nie widzisz, w nich żadnej różnicy to pozostaje ci losowanie.
Kalfefin popatrzył się, tak jakby nie do końca rozumiał, o co mu chodzi.– Mam losować Serów ? A co to jakaś loteria ? – zakpił.
– Skoro nie ma innego wyjścia. – Warinikie rozłożył bezradnie ręce.
Nie miał zamiaru korzystać z tej propozycji. Nie chciał być zapamiętany jako przywódca który nawet nie potrafi wybrać kandydata na turniej.
Musi zrobić to zupełnie inaczej.
Chociaż jeszcze nie wiedział, jak miał nadzieję, że niedługo znajdzie swój sposób.
W tym czasie przecież dalej może szkolić ich wszystkich wedle kryteriów turnieju, a skoro każdy z nich jest, niesamowity to nie powinien się obawiać, że w ostatniej chwili wskaże kandydata.
Nagle pomyślał, że wypadałoby, zapytać swojego przyjaciela jak przeżywa spotkanie z córką i odejście z kraju.
Pewnie nie może się już doczekać kiedy to nastąpi i znów będą razem.
Wyobrażał, sobie co jego były mistrz musiał, odczuwać przez ten długi czas wiedząc, że jego córka jest w ciasnej celi, a on może korzystać z przywileju Serów.
Ciężko będzie im żyć na wygnaniu.
Tu jako przywódca Banafserzi praktycznie był nie do ruszenia. Tam poza murami królestwa będzie musiał dbać o samego siebie.
Nikt nie będzie martwił się o to czy ma co jeść i czy ma zapewnione podstawowe przedmioty do życia. Nie będzie również należał do żadnego plemienia.
Nawet dzicy barbarzyńcy czy orkowie mają swoich ludzi dzięki którym wspierają się nawzajem i są w stanie przeżyć również ciężkie czasy.
Kiedy Warinikie opuści, kraj wraz ze swoją córką zostaną skazani na śmierć, może nie jawnie, ale tak to będzie.
Nie chciał, żeby taki los przytrafił się jego byłemu przywódcy.
Musiał porozmawiać o tym z ojcem, może skoro do tego czasu obdarzył przywódcę zaufaniem to i teraz nie będzie obojętny na jego los.
Kijaron był trudny, ale nie okrutny, po treningu będzie musiał się do niego udać.
– Jestem, ciekaw jak to rozegrasz? Jeśli przyjdzie ci już coś do głowy to powiedz mi jaką podjąłeś decyzję.
– Oczywiście, ale na razie wracamy do treningu – uśmiechnął się tuszując pod tym żal na myśl o tym jak teraz ciężko będzie miał jego przyjaciel.

Łańcuch żywiołówUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum