Rozdział 17

21 6 0
                                    


Kalfefin znalazł się wśród swoich ludzi po ciężkim wyczerpującym treningu ze swoim mistrzem.
Pot łał się z jego czoła, ale wiedział, że to wszystko dla jego dobra. Dzięki takim wyciskom może naprawdę stanie się godnym następcą Warinikie?
Przypiął miecz na plecy, a tarcze zawiesił u boku tak jak to zwykle robili Banafserzi.
Zastanawiał się, dlaczego nie spiął swoich długich włosów do ćwiczeń. O ile łatwiej byłoby mu się poruszać i wykonywać wszystkie obrotu kiedy włosy nie wlatywałyby mu na twarz. No, ale niestety wstążka pękła mu jeszcze zanim dotarł na trening.
Zazwyczaj Banafserzi czesali się w dwa warkocze lub jeden gruby. Dzięki temu włosy się mniej plątały, a i im było wygodniej wykonywać swoje ruchy.
Kalfefin przetarł czoło suchą szmatką którą miał przy sobie w kieszeni.
Od razu wsiąknęła w siebie jego pot.
Książę zgniótł ją niedbale i schował z powrotem do kieszeni.
Odkorkował również wodę i zamoczył w niej usta, aby móc mówić.
Na placu byli już wszyscy Banafserzi.
Trenowali między sobą walki, zanim nie zaczął się poważny trening.
Kalfefin ustał między resztą, kiedy dotarł, na plac na balkonie pojawił się ich przywódca.
– Banafserzi! – krzyknął głośno tak, aby wszyscy na dole mogli go usłyszeć.
– Dziś mam dla was dwie wiadomości.
Nagle zapadła cisza.
– Teraz znacznie lepiej. – powiedział sam do siebie ciesząca się, że może słyszeć własne myśli.
– Banafserzi z przykrością muszę stwierdzić, że kończy się moja kadencja bycia waszym przywódcą.
Między zebranymi można było usłyszeć szepty. Nikt nie spodziewał się bowiem, że ich przywódca w tak młodym wieku może zechcieć już zrezygnować, nie wiedzieli, dlaczego to robi, ale nie śmieli się zapytać.
– Wiem, że nie spodziewaliście się tego z mojej strony.– a i ja sam się nie spodziewałem, pomyślał, a wśród zgromadzonych zauważył tylko jedną twarz która rozumiała jego ból. – ale niestety takie jest życie. Ktoś musi odejść, aby jego miejsce zastąpił ktoś nowy. Taka kolej rzeczy.
Zebrani ponownie zaczęli się rozglądać i rozmawiać ze sobą na temat tego kto i w jaki sposób zostanie przywódcą.
Warinikie przełknął głośno ślinę. Ręce zacisnął, w pięści czując, jak coraz bardziej się pocą. Był zdenerwowany do granic możliwości, ale przecież stał przed dokonanym wyborem. Od tego nie było odwrotu, skoro chciał, uratować córkę to musiał grać w otwarte karty.
– Myślę, że nikogo nie zdziwię swoim wyborem kiedy wyznaczę mojego następcę. – zatrzymał się na moment, aby jeszcze przez chwilę przedłużyć moment oczekiwania, nie dlatego, aby zbudować napięcie, lecz dlatego, że to on nie był przygotowany na to, aby powiedzieć to głośno.
Wśród zebranych Banafserzi również można było dostrzec zdenerwowanie. Czekali bowiem na coś, co wpływało znacznie na ich życie.
Warinikie złożył ręce jakby do modlitwy i przemówił ponownie. – Zdecydowałem, że nowym przywódcą zostanie Kalfefin. Nie potępiam tu nikogo z was i uważam, że wszyscy jesteście godnymi Banafserzi. Nikt z was nie był przyjęty z litości i każdy jak tu stoi nadaje się na Banafserzi jak nikt inny. Zaszczytem dla mnie było iść z wami przez te wszystkie lata do boju. Be zemnie, nie byłoby was, ale i bez was nie byłoby mnie.
Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie lata i szacunek na zawsze. Banafserzi! – krzyknął, głośno kłaniając się przed nimi, a oni odkrzyknęli jeszcze głośniej.
Kiedy wyrzucił, to wszystko z siebie poczuł ulgę. Miał już to za sobą, a teraz cała odpowiedzialność spada na Kalfefina.
Już z góry zauważył szepty i niezadowolony wzrok wśród jego ludzi.
Księciu będzie na pewno ciężko zdobyć miłość i zaufanie Serów, ale przecież z czasem kiedy staną, z nim ramię w ramię do boju na pewno zauważą w nim przywódcę.
Początki będą trudne, ale gdzie jest łatwo zaczynać. Nawet kucharka na zamku nie ma prostej drogi kiedy przychodzi z ulicy do pałacu.
Kalfefin ma predyspozycje i na pewno się wszystkiego nauczy.
Kiwnął na niego ręką z góry, aby wszedł i wygłosił przemówienie do swoich ludzi.
Książę minął Serów stojących mu na drodze.
Chociaż przed chwilą jeszcze czuł się, jakby był, wśród swoich to teraz cała atmosfera prysła, a on widział na sobie jedynie wrogie spojrzenia.
Spodziewał się, że tak właśnie będzie.
Owszem niektórzy pogratulowali mu wyróżnienia, ale nawet ci którzy klepali, go po plecach nie byli w tym do końca życzliwi. Bardziej chodziło im o to, aby teraz przypodobać się kolejnemu przywódcy i wyrobić sobie wygodną drogę do sławy.
Kalfefin jak najszybciej chciał się wydostać z tłumu. Chyba nikt nie czuje się dobrze kiedy wszystkie oczy patrzą na ciebie tak jakbyś zabił im rodzinę, albo jakby to oni mieli cię zabić.
Warinikie zrobił mu miejsce i wpuścił na mównicę.
Kalfefin czuł podobną tremę jak przed chwilą jego mistrz, ale starał się tego po sobie nie pokazać.
– Jest to dla mnie ogromne wyróżnienie zostać przywódcą i do tego usłyszeć to z ust naszego byłego mistrza. – pokłonił się, w jego stronę a on odwzajemnił jego pokłon.
– Tak jak wy jestem w ogromnym szoku. Nie spodziewałem się, że nasz mistrz tak szybko nas opuści. Minęło tyle lat, a ja czuję, jakbym dopiero zaczynał z nim przygodę. Czas naprawdę szybko leci i nie do końca wiem, czy działa to na naszą korzyść, czy jednak nie, ale wiem jedno. Skoro zostałem wybrany na przywódcę Banafserzi zrobię wszystko, żeby dzieło naszego mistrza pozostało doskonale. Zawsze to wiedziałem i powiem jeszcze raz. Lepszej armii niż Banafserzi nikt nie ma, a lepszym przywódcą niż Warinikie nikt nie będzie. Nie mam zamiaru się łudzić, że przewyższę go swoimi talentami, ale mam nadzieję, że chociaż go nie zawiodę. Skoro wybór padł, akurat na mnie to mam nadzieję, że był podjęty słusznie. – dobrze wiedział, na czym polegał cały plan, ale przecież nie mógł tego przekazać wszystkim zgromadzonym.
– Nie spodziewałem się, że tak szybko będą, mógł to wykrzyczeć, ale skoro mogę. – Banafserzi! – ryknął na cały głos, a wtedy oni odkrzyknęli, mu to samo stając na baczność w równej linii.
Czy podobało się im, czy nie nie mogli postąpić inaczej, rozkazów przywódcy zawsze było trzeba słuchać choćby nie były właściwe.
Kiedy Kalfefin odsunął się z mównicy Warinikie wrócił na nią ponownie.
– Jestem pewien, że Książę Kalfefin na pewno poradzi sobie jako nowy przywódca, chociaż muszę przyznać, że okiełznanie takiej bandy jak wy nie jest proste. – uśmiechnął się, a z dołu było słychać męski śmiech.
Kalfefin również się roześmiał, bo to, co powiedział, przywódca było prawdą.
– Myślę jednak, że nasz książę okiełzna was bardzo szybko. W końcu jest cały czas wśród was i wykazuje się niesamowitą siłą oraz umiejętnościami.
Mam jeszcze drugą wiadomość o której muszę was poinformować. Jak każdy wie co roku przygotowuje jednego z Banafserzi do turnieju. Tym razem, jako że odchodzę, a zawsze moim kandydatem jest Kalfefin zaproponowałem, aby to on wyszkolił kogoś z was na uczestnika.
Od razu podniósł się gwar, ale tym razem nie chodziło wcale o księcia.
– Cisza! – krzyknął, uspokajając całe towarzystwom. – wiem, że pozostało mało czasu, ale wy jesteście silni. Wszystko to, co odbywa się, na turnieju praktycznie wy macie w małym palcu, dlatego myślę, że nie potrzeba tu zbyt wielu treningów. Uważam, że Kalfefin jako częsty uczestnik będzie wiedział jak was właściwie przygotować i rozpracuje czas tak, aby z wszystkim zdarzyć. Nie wiem w jaki sposób planuje wybrać jednego z was, ale to zostawię już jemu. Dzisiejsze treningu również zostaną przeprowadzone przez Kalfefina. Ja jako wasz były przywódca będę nad nimi czuwał i bacznie przyglądał się z boku.
Skończył swoje przemówienie, po czym zapadła niezręczna cisza.

Łańcuch żywiołówTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon