Rozdział 14

23 5 0
                                    

  Amanda bacznie obserwowała Malcajdyn.
Siedziała w fotelu i przeglądała jakąś książkę. Starała się zaobserwować tytuł, ale niestety ręce damy dworu były na niej ułożone tak, że nie była w stanie nic dostrzec.
Kiedy dziewczyna podniosła głowę znad książki Amanda szybko opuściła, swoją udając, że nie przygląda się na nią.
Malcajdyn uśmiechnęła się serdecznie i powtórnie zabrała się za czytanie.
Na początku kiedy matka przedstawiła, jej nową damę dworu myślała, że to żart. Tyle złego wydarzyło się przez jej złe podejście do Dijiśin, a tymczasem dostała nową dziewczynę.
Chociaż to ona była tu nowa i musiała się liczyć ze wszystkim, co jej powie, księżniczka odczuwała prawnego rodzaju dyskomfort.
Nowa twarz w pokoju na dwadzieścia cztery godziny nie była zbyt miłą niespodzianką.
W tej nowej było coś, czego nie miała Dijiśin, coś, co powodowało, że kiedy patrzyło się, na jej oczy wiedziało się, że ta dziewczyna nie da sobą pomiatać, nawet jako służąca.
Amanda nie mogła do tego dopuścić, żeby czuć się spięta w swoim domu. Ona jest u siebie i to ona tu rządzi, a Malcajdyn powinna to zrozumieć.
Chociaż wiedziała, co należy, zrobić nie potrafiła przerwać milczenia.
Od kiedy rozeszły się z matką, a dama dworu powędrowała za nią do jej pokoju, tak od tej pory zapadła cisza.
Księżniczka pomyślał, że może warto byłoby zawołać Fije, może dzięki niej udałoby się nawiązać kontakt z nową dziewczyną.
Amanda ponownie wyjrzała za swojej książki i spojrzała w stronę nowej koleżanki.
Tym razem jednak ich oczy spotkały się ze sobą.
Malcajdyn roześmiała się ciepło i odłożyła książkę na nocny stolik. - No dobrze, to może ja zacznę rozmowę. Pewnie powinnam to zrobić wcześniej, ale nie chciałam ci przeszkadzać pani. W końcu jednak jestem twoją damą dworu, a nie ukochaną przyjaciółką. - dygnęła, głową jakby chciała się pokłonić.
Amanda nie przerywała jej zdania.
- Skoro już zauważyłam pani, że patrzysz w moją stronę, a nie kierujesz, pytania wnioskuję, że moja obecność tutaj jest ci bardzo nie na rękę. Postaram się oczywiście nie wchodzić ci w drogę, ale też nie mogę obiecać, że zniknę z twojego życia, no, chyba że zrobisz to za mnie. - ponownie ułożyła swoje czerwone usta w szeroki księżyc i zatrzepotała, rzęsami jakby były skrzydłami motyla.
Amanda zauważyła, że wypowiedź jej damy dworu dobiegła końca i teraz przydałoby się, aby to ona przemówiła. Absolutnie nie mogła pozwolić na to, aby dziewczyna zauważyła, że naprawdę wprowadza niezręczną sytuację.
- Nie o to chodzi i proszę cię, nie mów do mnie pani. Mam tego dość. Wszyscy tu zwracają się do mnie w taki sposób. - zdjęła z głowy diadem i odłożyła go na stolik.- Twoja poprzednia dama dworu była moją przyjaciółką. Pozwalałam jej zwracać się do mnie po imieniu i od ciebie oczekuje tego samego.
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, a kiedy chciała, zabrać głos Amanda od razu jej przeszkodziła.
- Nie przyjmuję żadnych wykrętów. To jest mój rozkaz.
- Naturalnie. - Malcajdyn pochyliła nisko głowę. - Proszę przyjąć moje wyrazy współczucia w sprawie twoje przyjaciółki, a mojej poprzedniczki. To straszne co ją spotkało, a tym bardziej to wszystko, o czym mówią inni.
- A co mówią? - zainteresowała się dziewczyna
- Że chodziło o ciebie.
Amanda zamilkła. Dobrze wiedziała, że śmierć Dijiśin nie była przypadkowa, ale nie chciała o tym z nikim rozmawiać. Miała nadzieję, że da rade ochronić się przed swoim przeznaczeniem, ale widocznie co komu pisane musi się po prostu spełnić.
Przełknęła ślinę i zaczęła ponownie mówić.
- W każdym razie chciałabym, żebyś na siebie uważała. Skoro zabito Dijiśin takie samo niebezpieczeństwo czekać może i ciebie. Nie chcę, żeby przeze mnie umierali moi poddani.
Malcajdyn położyła, rękę na sercu jakby w ten sposób chciała jej pokazać, że to, co mówi, jest ważne.
- Jeśli chodzi o tę sytuację, która przed chwilą zaistniała to nie myśl sobie, że przez ciebie czuję się niezręcznie. Przeciwnie, czuję się bardzo dobrze i cieszę się, że znów ktoś będzie pod moimi rozkazami. - Miała nadzieje, że to wszystko nie brzmi, tak jak ona to czuję, bo przecież wiedziała, że tak naprawdę nie chciała mieć już kolejnej damy dworu. - Mam nadzieję, że złapiemy wspólny kontakt i nie będziemy musiały się, że sobą męczyć.
Malcajdyn uśmiechnęła się do niej i podniosła z fotela gładząc swoją wygniecioną suknię. - Ja mogę przysiąść, że będę robić wszystko, aby ci się spodobać.
Amanda wskazała jej ręka, aby ponownie usiadła.
- Proponuje, żebyśmy się lepiej poznały, skoro musimy dotrzymywać sobie wspólnie towarzystwa.
- Ja oczywiście ułożę się do ciebie. - uśmiechnęła się jak zwykle szeroko.
- To może zadzwonię, żeby służąca przyniosła nam herbatę i mały poczęstunek? - zaproponowała, unosząc dzwonek.
Był to specjalny przedmiot, który miał dawać znać o tym, że księżniczka potrzebuje pomocy.
Maltacyn pokiwała, głową ciesząc się z propozycji.
- Skąd pochodzisz? Chyba nie jesteś innej rasy niż ludzie ? - przyglądała jej się z zaciekawieniem.
- Masz rację. Jestem zwykłym człowiekiem. Pochodzę z Szten.
Amanda wtrąciła się jej w zdanie. - To ta piękna kraina, na którą mówią miasto snów ? Ta nieopodal miasta czarodziejów ? - oparła się na łokciu podekscytowana.
- Tak to właśnie tam. Byłaś tam kiedyś ?  

Łańcuch żywiołówTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang