Rozdział 22

21 5 0
                                    

- Według mnie ta dziewczyna jest zagrożeniem, kiedy wyjdzie, na wolność może rozpętać się piekło. Zamieszki na mieście powoli ucichły, a ona zniszczy nasz spokój na nowo. Nie można do tego dopuścić. Ja wiem, że ojciec obiecał jej wolność, ale może trzeba, mu przetłumaczyć ile niebezpieczeństwa się za tym ciągnie. Kto w ogóle ją ostatnio odwiedzał? To jakaś wariatka. Nawet jej ojciec powinien zrozumieć to, że tak niebezpieczna dziewczyna powinna zostać w więzieniu na zawsze.

Efneja chodziła po sali narad w długiej czarnej sukni do ziemi.
Jej włosy leżały, z tyłu zasłaniając jej nagie plecy.
- Ale czym ty się denerwujesz? Skoro nasz ojciec powiedział, że mamy ją wypuścić to trzeba to zrobić. A zamieszki? Były i zawsze będą. Gdybyś siedziała, na tych wszystkich zebraniach dopiero byś zobaczyła, co się dzieje na ulicach. - Koi siedział na wysokim tronie, a właściwie leżał z założoną nogą na nogę i zajadał się owocami stającymi obok niego.
- Myślisz, że nie wiem co się tam dzieje? Doskonale zdaje sobie sprawę z losu ludzi na zewnątrz i właśnie dlatego martwię się, że jeśli wypuścimy, tę żmiję nie damy rady nad wszystkim zapanować.
Koi wysunął palec w jej stronę i z pełnymi ustami owoców zaczął mówić i kiwać głową.
- O właśnie z tym się zgodzę. Nie mamy szans nad wszystkim zapanować i tego trzeba się trzymać. Król musi dbać o poddanych, ale przede wszystkim o siebie.
Efneją przewróciła oczami. - tak oczywiście, król jest najważniejszy.
- Co mówisz? - zapytał z lekkim oburzeniem.
- Mówię, że ty jedynie widzisz swoje problemy, a musimy również martwić się o ..
- Naszych podanych. - dokończył, monotonnym głosem naśladując siostrę. - Wiem, ale musisz zrozumieć, że nie wszystkie sprawy idzie się załatwić. A poza tym to ja jestem królem.- pokazał rękoma na swoją koronę i ponownie wrzucił do ust winogrono.
Dziewczyna uniosła brwi do góry. - zastępujesz ojca, a z tego co wiem to on jeszcze z tego świata nie zszedł
- Chyba nie myślisz, że życzę mu śmierci?
Efneja nie skomentowała.
- Chce zasiąść na tronie, ale ojciec obiecał mi, że to nie długo nadejdzie, a kiedy będę, już królem wszystko tu się zmieni.
- Aż tak ci się u nas nie podoba.
Koi przewrócił oczami. Nie mógł, już patrzeć jak siostra kręci się w kółko, zamiast usiąść obok niego. - Może spoczniesz?- zaproponował.
- Nie dziękuje, tak mi się lepiej myśli.
- Mi już dawno zakręciłoby się w głowie.
Dziewczyna ustala koło dużego filara i oparła o niego głowę. - Boję się o Otlu. Nie wierzę, że to przypadek z tym Elfem. On naprawdę musiał tu być, ja to czuję. Skąd ta kobieta wymyśliłaby akurat takie stworzenie. To on mu to zrobił. Nasz brat walczy teraz o życie, a być może niedługo i my będziemy musieli stawić czoło temu samemu. Gdyby ode mnie to wszystko zależało, już dawno skierowałabym nasze wojska na ich miasto — zacisnęła, dłoń na filarze jakby starała się wbić w niego swoje pazury. - Żeby mieć władzę i nic z nią nie robić, nie rozumiem tego. - wściekała się, wygładzając głośno swoje poglądy. Gdyby mogła, zapewne wzięłaby teraz coś ciężkiego i uderzyła tym o ziemię.
- Co mówisz ? - Koi nadstawił uszu.
- Mówię, że siedzisz bezczynnie kiedy Elfy planują na nas zamach.- szarpnęła za sukienkę i podeszła bliżej niego wspinając się na podwyższenie. - Ile razy się pomyliłam co? No ile ? - przysunęła twarz tak blisko, że Koi zaczął się obawiać, aby go nie ugryzła. - Dobrze wiesz, że mam dar. Potrafię przewidzieć to co się stanie. Nigdy się nie mylę. - ciemne włosy wpadły, na jej smukłą twarz zasłaniając jedno oko.
Koi odsunął ręką jej głowę, aby mieć trochę dystansu. - Skoro jesteś, taką wyrocznią to może przewidzisz, jak to wszystko się skończy, hmmm?
Dziewczyna podkręciła głową z obudzeniem. - Ty jesteś niemożliwy. Robisz tylko pod siebie i nikt się dla ciebie nie liczy, ani brat, ani twoi poddani. Nigdy nie będziesz lepszy od ojca, a wież skąd to wiem ? Zobaczyłam to w swojej wizji.
Szarpnęła za sukienkę, po czym z oburzeniem zeszła po schodach na dół i jak kruk wyfrunęła za drzwi.
Koi roześmiał się głośno tak, aby usłyszała go jeszcze za drzwiami.
Nie potrzebował jej pomocy i tak nie wierzył w jej magiczne sztuczki. Wcale nie była żadną wyrocznią, a jedynie czasem miała dobre przemyślenia. Czuła, że z matką stanie się coś złego i się stało, ale to nie znaczy, że jest wszechwiedząca, a wyszła dlatego, że powiedział jej prawdę.
Zarzucała mu same kłamstwa.
On nie chce dobra poddanych ? Przecież myśli o nich cały czas, w końcu to dla nich ma być królem. Nie martwi się o brata ? Co za bzdura, gdyby nie to, że ojciec wyznaczył, go jako swojego zastępcę na pewno siedziałby teraz przy bracie tak jak on.
Obwiniała go za to, bo sama, zamiast zająć się, Otlu siedziała tu z nim i rozmyślała o tym jak sprytnie przejąć władzę zamiast niego.
O do tego on na pewno nie dopuścić.
Jest najstarszym synem króla i to jemu należy się tron i nikomu innemu, a już na pewno nie dziewczynie.
Co ona sobie w ogóle wyobraża?
Koi nie zdawał sobie sprawy, że sam się okłamuje. Szukał dla siebie usprawiedliwienia, ale tak naprawdę siostra powiedziała o nim samą prawdę.
Dobrze wiedział, że w ogóle nie obchodzi go los poddanych. Dla niego ludzi z niższych sfer w ogóle mogłoby nie być, ale przecież nie może głosić takich poglądów publicznie, a już na pewno nie teraz kiedy jeszcze nie jest królem. Jeśli ktoś by o tym usłyszał, na pewno straciłby w oczach wszystkich, nawet swojego ojca.
Na salę wkroczył Czon.
Koi szybko zaczął się przekręcać, aby, usiąść tak jak na króla przystało. Miał nadzieję, że doradca nie zdarzył zobaczyć go w pozie, którą przyjmował przed chwilą.
Jego widok w ogóle go nie ucieszył.
Zaczął żałować, że nie może posiedzieć jeszcze trochę sam.
Widząc tego starca od razu miał z tyłu głowy obowiązki. On nigdy nie zjawiał się, aby po prostu przy nim pobyć, zawsze miał jakiś pomysł.
Czy on naprawdę tak bardzo lubi pracować, nie chce, chociaż czasami posiedzieć sobie w ciszy i zatracić się w nic nierobieniu? Pomyślał Koi.
- Książę, przyszedłem z wiadomością od twojego ojca.
Jak widać nie może, odpowiedział sobie sam na pytanie. - Czego mój ojciec pragnie ? - zapytał, odsuwając od siebie owoce i starając się jak najbardziej zachować powagę.
- Dostarczył list, ale kazał mi ci przeczytać go osobiście.
Co on sobie wyobraża, pomyślał. Pewnie myśli, że nic z tego nie zrozumiem. Chce ze mnie zrobić pośmiewisko przed moim przyszłym doradcą.
Królowie zawsze sami odczytywali prywatne listy, a ojciec wyznaczył do tego osobę, aby zrobiła to dla niego.
Poczuł, jak pulsuje mu skroń, ale nie mógł przecież kłócić się ze zdaniem ojca.
To od niego zależało czy będzie królem, więc musiał czasami wytrzymać jego dziwne pomysły.
Czon podał mu list, ale również zaczął tłumaczyć jego treść.
- Twój ojciec chce, abyś dzisiaj wysłał kogoś, kto wypuści z więzienia córkę Warinikie i pozwolił im razem odejść.
Koiemu do tej pory nie mieściło się w głowie, że przywódca Banafserzi może mieć za sobą taką historię.
Tak ważna osoba na tak wysokim stanowisko i taki skandal ?
Jak ojciec mógł się zgodzić, żeby złoczyńca dowodził ich armią? I to najsilniejszymi oddziałami.
Koi wiedział, że to jedynie jego córka popełniła przestępstwo, ale dla niego to nie miało znaczenia. Jeśli zadaje się z krymilaystami samemu się nim stanie.
Zastanawiało go, dlaczego ojciec wcześniej im o tym nie powiedział. Pewnie warunkie ubłagał go, aby nikt nie wiedział, że osoba na takim stanowisku pochodzi z tak zafajdanej rodziny.
Koi poznając, jego historie momentalnie stracił do niego szacunek.
Gdyby był Kalfefinem brzydziłby się takiego przyjaciela, a przejęcie od niego Banafserzich nie byłoby dla niego żadnym problemy.
Czon przerwał mu przemyślenia.
Musisz kogoś wyznaczyć dzisiaj. Warinikie już wszystko zostało, przekazane pozostało mu się tylko spakować.
- Czy on wyjeżdża dzisiaj ?
- jego powóz był przygotowany na dziś, ale to wszystko zależy od tego jak szybko przeprowadzasz całą sprawę.
Koi uśmiechnął się pod nosem. Czyli los Warinikie leży w jego rękach. A gdyby tak jeszcze wstrzymać tego łotra, żeby musiał potesknix za swoją córeczką?
Za te wszystkie zbrodnie, jakie wyrządziła, jego córka chyba przydałaby się mu solidna kara.
- Już przystępuje do planu. - podniósł się, z tronu wygładzając swoją długą srebrną pelerynę.
Wyglądał jak prawdziwy książę.
Jego włosy opadały na jedwabną błękitną. Koszule, a korona świeciła w blasku promieni słońca.
Wiadome było to, że każdy, który by na niego spojrzał, miałby pewność, że to właśnie jest królewskie dziecię, ale przecież nie to było najważniejsze w byciu królem, a niestety, poza tym Czon nie zauważał nic innego, do czego mógłby przypisać jego cechy królewskie.
- Więc kto ma przeprowadzić dziewczynę ?
Koi podniósł oczy do nieba i odreagował w głowie. Dopiero co zaczął myśleć, a ten już chciałby, żeby miał gotowy plan. - Przecież nie powiedziałem, że wiem już wszystko tylko, że zaraz się tym zajmę.  

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now