........

18 4 0
                                    

  Dzisiejszy dzień nie odbył się według tego samego planu co zwykle.
Zajęcia zostały odwołane informującym pismem na drzwiach sali treningowej.
Można się było spodziewać, że gdyby Banafserzi musieli stawić się tego dnia i tak by tego nie zrobili.
Chociaż obowiązywał, ich nakaz wykonywania rozkazów swojego dowódcy tym razem nie daliby rady się zjawić.
Na szczęście dowódca mimo krótkiego stażu znał ich dobrze.
Tak samo jak oni nie wyobrażał, sobie poprowadzić treningu tak jakby nic się nie stało.
Od momentu, w którym dowiedział się, że Tiau jest, przed obliczem jego brat wszystko stanęło w miejscu.
Informacja jakimś dziwnym trafem dotarła do niego dopiero po krzywdach, jakie zadano dziewczynie.
Koi miał cel w tym, aby wszystkiego nie nagłaśniać. Wiedział, że gdyby on dowiedział się, o tym szybciej na pewno przeszkodziłby mu w jego poczynaniach.
Niestety ktoś dobrze dopilnował, aby wszystko zagrało na ich nie korzyść.
Kalfefin dowiedział się wszystkiego dopiero od swojej siostry. Niran przybiegła, do niego przerażona przerywając ich trening.
Podczas ćwiczeń Banafserzi obowiązywała jedna zasada.
Nikomu spoza ich składu nie wolno było przebywać w trakcie ich zajęć.
Kalfefin nie miał pojęcia, dlaczego tak ustalono, ale chyba chodziło o to, że nie każdy jest godzien posiąść ich umiejętności. Obawiano się, że jeśli ktoś nieupoważniony będzie spędzał, przy nich za dużo czasu może wynieść naukę w nieodpowiednie ręce, co oczywiście było bzdurą, bo przecież każdy Banafserzi poza placem mógł, przekazywać ją komu chciał i nikt by się o tym nie dowiedział.
Chociaż nie do końca rozumiał, w tym sens nie zamierzał sprzeciwiać się temu zakazowi.
Wkroczyć na salę mogła tylko osoba, która miała coś bardzo ważnego do przekazania ,dlatego też książę przeraził się widząc przed sobą swoją siostrę.
Pierwsze co przyszło mu do głowy to myśl, że jego brat nie żyje.
Otlu cały czas leżał, a ojciec nie przekazywał żadnych dobrych informacji.
Banafserzi szybkim ruchem unieśli miecze do góry i schowali je spowrotem za plecy kończąc tym aktem ćwiczenia pod obecnością nie proszonego gościa.
Książe zostawił ich na moment i odszedł razem z nią na bok aby dowiedzieć się co też takiegoż się stało, że siostra musiała się zjawić.
Przedstawiła mu wszystko jasno. Chociaż była, lekko wstrząśnięta zaistniałą sytuacją to potrafiła zachować trzeźwość w wypowiedzi i skalaniu zdań.
Dobrze wiedziała ile znaczy dla niego Warinikie, a w ten sam sposób również jego córka. Chociaż uważała, że dziewczyna nie powinna, zostać bez kary zdawała, sobie sprawę jak bardzo to posunięcie zraniło jej ojca. Koi zachował się jak kat i być może w ten sposób rozpętał wojnę.
Kalfefin wysłuchał słów siostry i od razu popędził do Warinkie.
W sytuacjach jak ta nie mógł pozostawić przyjaciela samego. Mógł sobie tylko wyobrazić jaki ból musiał czuć kiedy, zobaczył swoją córkę w takim stanie.
Nie wiedział jeszcze co, ale był pewnie, że musi, zrobić coś żaby Koi zapłacił za to, w jaki sposób potraktował wszystkich Banafserzi. Bo w momencie kiedy skrzywdził, ich byłego wodza podniósł rękę na całą resztę.
Władza, jaką obecni dysponował, nie mogła pozostać zmarnowana. Wiedział, że wykorzysta, ją jak tylko będzie, potrafił, ale najpierw musi poznać zdanie swojego mistrza w tej sprawie.
Nie było czasu, aby tłumaczyć wszystkim, co zaszło. Nakazał swoim Serom przerwać trening i poczekać na jego powrót.
Chociaż prosili o wyjaśnienia, musiał pozostawić ich bez nich.
Złapał siostrę za rękę i pociągnął za sobą, chociaż to ona powinna biec pierwsza, aby zaprowadzić go do Warinkie.
Biegł, z całych sił jakby czuł na sobie bicz popędzający go do szybszego tempa.
Niran nie miała na tyle sił, aby mu dorównać. – Zatrzymaj się bracie. – wydyszała na drugim piętrze schodów. – Ja Banafserzi nie jestem. – oparła się o ścianę i próbowała złapać oddech.
Kalfefin zatrzymał się już nieco wyżej.
Od momentu kiedy usłyszał o tym co się stało nie myślał trzeźwo. Chciał jak najszybciej dotrzeć do przyjaciela i nie zwracał uwagi na nic dookoła. – Przepraszam, trochę się zagalopowałem.
– Trochę – powiedziała z ironią
Kalfefin zszedł parę schodków niżej, aby być bliżej niej. – Odpocznij chwilę. – oparł rękę o ścianę i zahaczył nogę o nogę. – Przepraszam cię, tak bardzo zależy mi, żeby go zobaczyć, że zapomniałem, że jesteś tu ze mną.
– Nie musisz się tłumaczyć. Wiem, że jesteś tym przejęty w końcu to twój przyjaciel. Jeśli chcesz, to możesz iść sam. Ja cię potem dogonię.
– Nie, skoro ruszyliśmy, razem zaczekam na ciebie.
Niran wiedziała, że to powie. Teraz kiedy zauważył, jej obecność będzie mu głupio ją pozostawić. – Mówisz tak, ale tak naprawdę twoje serce rwie się od środka i krzyczy nie.
– Nie rozumiem ?
Niran uśmiechnęła się przyjaźnie. – Leć. Przecież nie zostawiasz mnie w potrzebie. Może wyglądam na zdychającą, ale wierz, mi nie zamierzam tu umierać. Nie róbmy, scen skoro nic się nie dzieje. Leć i nie trać czasu.
W jego wzroku można było wyczytać zmiękczenie. Siostra wiedziała, jak go rozczulić nawet w najbardziej, okropnym momencie. – Jesteś kochana.
– Leć już – poganiała, go machając rękę. – Powinien być w swoim pokoju. Jeśli Koi dotrzymał, słowa nie znajdziesz go w celi.
Nie miał wyjścia. Skoro nawet siostra namawiała go aby ją zostawił musiał to zrobić. Wziął nogi za pas i popedzl w górę do swojego przyjaciela.
Biegł tak prędko, że skrzela rozkładały się mu głęboko tworząc olbrzymie szpary wypuszczając powietrze.
Miał dobrą formę więc dla niego taka gonitwa nie była niczym nadzwyczajnym.
Wstyd mu było za siebie, że w ogóle nie pomyślał o siostrze, ale cieszył się, że jest na tyle inteligentna iż nie musiał obawiać się z jej strony obrażonej miny.
Z łatwością pokanal wszystkie schody o mało nie tratując przy tym Serów którzy go mijali. Później ich za to przeprosi, teraz nie było na to czasu. A zresztą, już od dawna był uznany za szalonego więc raczej nikt się nie zdziwił widząc go pedzacge niczym strusia.
Pokój Warinkie znajdował się pomiędzy dwoma małymi salami. Alchemiczną oraz pustą salą, jedną z tych na których wyprawiano spotkania i bawiono gości.
Marmurowe cegiełki położone na ścianie układały się na przemian, raz w lewo raz w prawo. Wzór przypominał trochę węża posuwającego się po zimii zygzakiem.
Druga ściana była pokryta drewnem.
Książę pamiętał jak razem z Koim starali się wypatrzeć różne obrazki z plam powstających na drzewie. To były dawne czasy, Kalfefin już nawet nie pamiętała kiedy ostatnio porozmawiał o czymś zwykłym ze swoim bratem. Niby byli rodziną, a traktowali się jak obcy. Więcej wspólnego miał z Banafserzi niż z nim. Podobnie miała jego siostra z Efneją.
Lata dorosłości zmieniły ich nie do poznania.
Nie na bez potrzeby Kalfefin starał się na zawsze pozostać dzieckiem. Może nie zachowywał się poważnie tam gdzie było trzeba, ale przynajmniej nie był zadufanym w sobie zarozumialcem jak oni.
Dwóch strażników stało przed pokojem pilnuajac wejścia do pokoju Warinkie.
A więc sprawa potoczyła się aż tak.
Kalfefin był ciekaw czy pozwolono Warinikie aby jego córka była z nim. W końcu król obiecał jej wolność, a i Koi po zadaniu jej kary nie powinien jej więzić.
Dzirskum krokiem ruszył do przodu, aby rozmówić się ze strażą.
– Przyszedłem widzić się z Warinkie.
Strażnicy wymienili między sobą spojrzenia poczym skupili uwagę tylko na nim.
– Możesz wesjc książę, ale uważaj. On nie zachowuje się jak normalny Ser. To wariat. Gdybyś potrzebował pomocy, albo chciał od razu abyśmy go skuli zrobimy to z wielką przyjemnością. – na ich ustach zagościł szyderczy uśmiech.
– To nie będzie potrzebne. – odpwoiedzial sucho. –A pozatym nie uważam, że Warinkie jest szalony i wy również niedługo się o tym przekonacie.
Strażnicy w milczeniu otworzyli mu drzwi i wpuścili go do środka.
Warinikie siedział na łóżku z pochyloną głową. Jego rękę leżała na wybrzuszonym prześcieradle i poruszała się po nim jakby kogoś głaskał.
Nakrycie zmieniało pozycję przy każdym jego ruchu.
Domyślił się kim może być postać ukrywająca się pod posłaniem.  

Łańcuch żywiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz