Rozdział 40

17 5 0
                                    

  List z Serymsak trafił do Rustos bardzo szybko.
I chociaż Koi miał już swoje plany jak odzyska władzę, to niestety los zaczął mu je coraz bardziej komplikować.
Księżniczka Amanda stała na balkonie i przyglądała się na własne dłonie.
Oglądała je z każdej strony, jakby chciała na nich znaleźć jakąś wiadomość.
Blond falowane włosy latały, jej na wietrze tworząc, jesienny obraz wtapiając się w czerwono zielone liście.
Jej ramiona były ochłodzone, a nawet przez chwilę pojawiła się na nich gęsią skórką.
Amanda, chociaż czuła, chłód zdawała się, jakby nie orientować co się dzieje z jej ciałem.
Właściwie wyglądała na nieobecną myślami.
Jakby coś innego zakrzątało jej umysł. Coś, co nie dawało jej spokoju.
Kolumny w stylu dawnej architektury przodków były ustawione od siebie w odległości pięciu centymetrów. Między szparami nie znajdowało się nic. Żadnego zabezpieczenia.
Kiedy księżniczka była, mała zawsze powtarzano jej, aby nie wychodziła na balkon sama.
Służba towarzyszyła jej od dziecka, pilnując na każdym kroku.
W sumie do tej pory nie zmieniło się wiele.
Amanda od zawsze miała przy sobie kogoś, kto musiał stale sprawować nad nią opiekę.
Chyba niezależnie ile miałaby, lat już do końca życia pozostanie obserwowana.
Chociaż teraz mogła pozostać przez chwilę sama.
Udało jej się wymknąć przed wszystkimi, którzy mieli obserwować każdy jej ruch.
Przez te parę chwil mogła pobyć tylko z sobą.
Wiedziała, że nie nacieszyć się tym zbyt długo i za chwilę zjawi się ktoś, kto przerwie jej samotność, dlatego tym bardziej chciał skorzystać z tak wyjątkowej chwili.
W ostatnim czasie spadło na nią tyle nowych wydarzeń, że nie dokonać ogarniała już co i kiedy się stało.
List, który dostarczono, do jej ojca potwierdził tylko jeszcze bardziej, że w jej życiu nie było szans na szczęście.
Amanda wysunęła nogę w zgrabnym pantofelku pomiędzy szparę.
Zamachała nią nad przepaścią i przyglądała się w dół.
Jedną nogę pozostawiła na gruncie, a drugą trzymała w powietrzu.
Takie właśnie było jej życie.
Cały czas niestabilne i pełne strachu o to, że znów kogoś straci, że znów ktoś ją zdradzi i zawiedzie się na przyjaciołach.
Zastanawiała się, czy gdyby skoczyła tam w dół ? Czy to by rozwiązało jej problemy ? Może właśnie tak powinna postąpić? Skończyć tę całą farsę.
Nie przejmować się niczym, tylko raz na zawsze zakończyć swoje życie.
Od przepaści dzieło ją tylko kilka kroków.
To była jej ostatnia szansa.
Teraz gdy nie było, nikogo mogła to zrobić, ale czy tego chciała ?
Przesunęła nogą w stronę srebrno złotego wazonu stojącego obok kolumny.
Pokiwał się, ale nie przewrócił, pozostając na swoim miejscu.
Ostrożnie wciągnęła nogę z powrotem i postawiła ją na marmurowej posadzce.
– Nad czym tak myślisz?
I nagle jej samotność została przerwana. Usłyszał delikatnie stąpanie obcasów o podłogę oraz szemranie sukienką.
Amanda nie odwróciła się do niej, po głosie poznała, że to Malcajdyn.
Była jedyną osobą, którą była w stanie tolerować u swego boku.
Całej reszty miała serdecznie dosyć.
Dama dworu podeszła w jej stronę z gracją i ustała obok niej.
Złożyła, swoje dłonie łącząc ze sobą palce i oparła je o barierkę.
Stały obok siebie nie mówiąc nic.
Obie wpatrywały się w widok, który miały przed sobą.
Było co podziwiać, z tak wysoka można było dostrzec prawdziwe piękno, jakie kryło się w Rustos.
Balkon był wyciągnięty daleko tak, aby księżniczka nie musiała widzieć pod sobą innych obywateli siedzących tak jak ona i podziwiających widoki.
Za to jej oczy dostrzegały całe państwo od głównej bramy po zwykle domy mieszczan.
Miała oko na każdego. Mogła tu stać i obserwować co dzieje się w każdym zakątku ich państwa.
Czasami właśnie tak robiła, obserwowała ich życie i zastanawiała się nad każdym z nich. Gdzie idzie ? Jaki ma cel w życiu ? Czy w jego rodzinie nie ma żadnych problemów ? Jak ocenia zady jej ojca ?
Westchnęła głośno i uwolniła dłonie z objęć.
Malcajdyn nadal milczała. Była gotowa w każdej chwili zabrać głos, ale wiedziała, że zrobi to tylko wtedy kiedy Amanda zacznie.
Nie chciała jej do niczego zmuszać.
Obje, zatraciły się w swoich myślach.
Tak naprawdę jej przyjaciółka nie musiała o nic pytać, dobrze wiedziała, co było powodem smutku na jej twarzy.
Amanda była wściekła, ponieważ jej ślub, który już i tak był, przekładany tym razem został odwołany i to na zawsze.
Malcajdyn rzadko drążyła temat o jej miłosnej relacji z Koim, nie wiedziała wiele o jej uczuciach, ale uważała, iż skoro teraz tak cierpi, to musieli poczuć do siebie coś więcej niż tylko sojusz.
Wiedziała, że oba królestwa i bez małżeństwa żyły ze sobą w zgodzie więc to nie to było przyczyną jej smutku.
Ciekawe.. zastanawiała się, czy prawdziwa miłość w ogóle jest możliwa?
Kiedyś sama przeżyła małe zauroczenie, ale to na pewno nie mogło się równać z prawdziwym uczuciem.
Była młoda i nie znała życia. To było jedynie dziecinne westchnienie do pospolitego chłopaka, nic więcej.
Bała się wyznać uczucia i tak z chwilą wszystko przeminęło.
Czasem zastanawiała się, czy taka osoba jak ona w ogóle była zdolna do miłości. Czy potrafiłaby kochać? Czy w ogóle wiedziała, co znaczy to słowo?
Na swojej drodze często mierzyła się z zadaniami, w których głównym celem było uprowadzenie dla okupu ukochanej lub odbicie jej z niewoli.
Według Malcajdyn żadne z zadań nie było ani złe, ani dobre. Gdyby miała, je określić wypośrodkowałaby je pomiędzy.
Każda jej misja miała plusy i minusy.
Na przykład mogła wziąć nawet Amandę.
Patrząc, z perspektywy księżniczki wyrządzała jej krzywdę. Kiedy już dokona, porwania wiedziała, że Amanda obrzuci ją wyzwiskami i oskarży o zdradę. Wspomnie, że jej ufała, a ona ją zawiodła i oczywiście będzie miała rację, ale co na to Kyryn?
Z jego ust usłyszy same pochwały, nie będzie w nich miejsca na obelgę. Będzie wychwalana, a to, czego dokona, pomoże mu w odzyskaniu jego własności.
Przyczyni się więc również do wartościowego wydarzenia.
Tak samo było w przypadku kiedy komuś wydawało się, że ratując, damę z opałów wykonuje szlachetny cel. Tak można, było, powiedzieć patrząc z perspektywy zakochanego księcia, ale kiedy brało się pod uwagę tego, który porwał ? Jego strata na pewno nie należała do najprzyjemniejszych.
Tak od zawsze jej tłumaczono.
Nie jesteś zła, nie robisz nic niegodziwego.
Świat jest pełen zakłamania, że nasze maski pasują do niego idealnie.
To były słowa jej mistrza.
Powtarzała je sobie od dziecka i nigdy nie zwątpiła w ich wartość.
Wiedziała, że to, on mówił, mistrz płynęło z wyższych mądrości.
Nie można było nie zgodzić się z mistrzem.
To, co mówił, wyższy zawsze było racją.
Ucząc się tych słów na pamięć, zastanawiała się, czy wewnątrz jej jest serce.
Jedyną osobą, jaką dążyła, czymś większym niż szacunek był właśnie jej mistrz.
Nie potrafiła nazwać tego uczucia. Nie wiedziała, co to było i do jakiej rangi należało, ale wydawało jej się, że kiedy jest, z nim to czuję, jakąś wieź.
Nie potrafiła określać, uczuć, dlatego też nie wiedziała, jakie znaczenie ma miłość.
– To wszystko jest bez sensu. – westchnęła Amanda
Malcajdyn uśmiechnęła się, do siebie nie patrząc w stronę dziewczyny. – A co nie jest bez sensu? Niestety takie jest życie. Myślisz, że wszystko ci się układa, a nagle cały twój plan, wszystko, co z nim wiązałaś, legnie w gruzach, ot, tak. – pstryknęła palcami i pokręciła głową.
Wyczuła, że to właśnie jest ten moment, w którym mogła zacząć zabierać głos.
Język Amandy powoli się rozplątywał, przemawiając, dała jej sygnał, że właśnie w tym momencie potrzebuje rozmowy.
Malcajdyn nadal nie wiedziała, jak w sprytny sposób ją podejść, ale miała nadzieję, że w końcu będzie jej dane przejść na tematy tajemniczej mocy księżniczki.
Wiedziała, że to nie mogły być przypadki, ba, przecież nie można nazwać przypadkiem ryku, który wydobył się z ust księżniczki.
W swoim życiu miała już wiele misji, ale chyba żadna nie była tak ekscytująca jak ta.
No może oprócz tych wszystkich początkujących. Tam każde zadanie było dla niej czymś niesamowitym, przeżyciem, z którym do tej pory nie miała jeszcze styczności, ale mimo to, to co spotkało, ją w przypadku Amandy nie mieściło się jej w głowie.
Jaką tajemnicę skrywała? Na pozór zwykła królewna, mieszkająca w wielkim zamku, mająca na rozkazy służbę. Czyli typowy standard, jeśli chodzi o zamkowe życie, a między tym wszystkim kryjąca się tajemnica.
Malcajdyn wiedziała, że musi dowiedzieć się czegoś więcej.
Zastanawiała się, czy przywódca barbarzyńców wiedziała o jej dziwnych zdolnościach ? Może to był kolejny powód, aby prosić ją o uprowadzenie księżniczki.
Spojrzała ukradkiem w jej stronę, podglądając wszystko za kosmyków włosów.
Amanda zaczęła jej ufać, dzięki temu będzie miała szansę, aby dowiedzieć się chociaż trochę o jej przeżyciach.  

Niedługo musiała do tego przejść, ale najpierw potrzebne było wprowadzenie.
Król Kijaron wraz ze swoim synem pokrzyżowali jej plan. Nie tak widzieli to barbarzyńcy.
Miała jechać do Serymsak, a wtedy Kyryn i jego ludzie napadaliby na ich powóz.
Teraz musiała to wszystko zrobić tak, aby wywiązać się z obietnicy danej barbarzyńcom. Owszem mogła powiedzieć, że plan nie przebiegł, tak jak to oni planowali, ale po co skoro miała już nowy obraz na to, jak przeprowadzić akcję.
Do tego potrzebne było tylko zaangażowanie Amandy w związek, a z tym, jak widziała nie będzie problemu.
– Też wiele razy czułam się tak jak ty. – zaczęła. – Miałam przed sobą ustawioną całą przyszłość, męża, pracę, ale nagle to wszystko zostało rozwiane jak wiatr. Mąż, który wydawał się, być mi przeznaczony okazał się łajdakiem, a praca znikła razem z nim, ale wiesz, co wtedy zrobiłam ?
Amanda nie odpowiedziała, a nawet nie spojrzała w jej stronę. Wydawała się, jakby nic nie słyszała, ale Malcajdyn mimo to mówiła. Wiedziała, że wszystko to, co powie, trafi do jej uszu, a nawet dalej.
– Zostawiłam to za sobą. Zapomniałam o tamtych planach i zaczęłam realizować nowe. Pomyślałam, że to, że raz mi nie wyszło, to nie znaczy, że teraz nie wyjdzie. I tak właśnie zawsze sobie mówię. Choćby miało mi się wszystko posypać nawet tysiąc razy to ja i tak będę dalej próbować osiągnąć swój cel.
Mlacajdyn odwróciła się w jej stronę, a kiedy zobaczyła, że dziewczyna nadal na nią nie patrzy, wysunął w jej stronę rękę.
Amanda zareagowała na ten gest i obróciła głowę lekko w bok.
– Wiesz, co chce przez to powiedzieć ? – zapytała, łapiąc ją za rękę. – Że nie ma rzeczy niemożliwych.
– Ta właśnie taka jest – przewróciła oczami nadąsana.
Malcajdyn powstrzymała się od nerwowej reakcji. Amanda jak zwykle nie myślała.
Najłatwiej było rozłożyć ręce i płakać nad swoim losem.
Na łotra to ona by się nie nadawała, pomyślała.
– A założymy się, że nie. – uśmiechnęła się tajemniczo.
– Przecież nie odwołasz decyzji Kijarona.
– Nie, masz rację, nie odwołałam, ale są inne możliwości.
– Jak na przykład?
Malcajdyn wyczuła jej zainteresowanie.
– Czy kochasz tego Sera ? – złapała ją mocniej za ręce, a kiedy poczuła, co robi, zluzowała swoje dłonie.
– Tak.
– W takim razie nie ma rzeczy niemożliwych.
– Nie pomyślałabym, że ty wierzysz w miłość ? – zdziwiła się księżniczka.
– A czy ja według ciebie nie mam uczuć? – popatrzyła się, na nią udając lekko oburzoną. To, że sama tak właśnie o sobie myślała, to nie znaczyło, że ona mogło wypowiedzieć to na głos. Poza tym przecież nie znała prawdziwej jej. Znała jedynie Malcajdyn, jedną z jej części.
– Nie, naprawdę nie to ..
– Nie ważne – przerwała jej szybko. – Pomogę ci, ponieważ nie mogę, patrzeć jak tu stoisz i wpatrujesz się w dal, zamiast walczyć o swoje. Nie mam pojęcia jak przekonam króla Kijarona do ślubu z twoim Koim, ale wiem, gdzie możesz go spotkać.
– Co ? – teraz Amanda była już na dobre zainteresowana tym, co mówiła dama dworu.
– Udało mi się nieco podsłuchać rozmowę twego ojca z jego doradcami. Niesamowite ile ten grubas potrafi zjeść. – spojrzała się, lekko w górę rozmyślając o kapłanie, ale szybko wróciła do opowieści. – jeden z nich mówił, że Koiego widziano niedaleko Rustos. Twój ojciec obawia się, że książę mimo zakazu chce się z tobą spotkać. Nie wiem, dlaczego ma obawy, ale tak powiedział. Wiem, że nie będzie chciał, aby do tego doszło, ale my możemy zrobić tak, że nikt oprócz nas trojga się o tym nie dwie. Co ty na to ? – czekała na reakcję Amandy. Miała nadzieję, że kupiła ją całą. Jak zwykle wymyśliła historię, aby spowodować zainteresowanie księżniczki. – Nie zrobimy niczego złego. Spotkacie się tylko, a potem wspólnie wymyślimy co dalej.
Amanda nadal nie odpowiadała.
Dobrze wiedziała, dlaczego chciała tego ślubu. Wcale nie chodziło jej o miłość do Koiego. Była wdzięczna Malcajdyn za zaangażowanie. Chociaż była jej przyjaciółką nie znała całej prawdy na jej temat. Ślub był bardziej koniecznością niż uczuciem, ale miło było usłyszeć, że książę Koi przyjechał tu dla niej.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób Malcajdyn może jej pomóc w przekonaniu Kijarona do ślubu z jego synem, ale skoro tak bardzo się starała postanowiła zgodzić się na spotkanie z Koim.
W końcu warto byłoby się dowiedzieć od księcia, jaka jest jego wersja.
Wygnany z zamku za zdradę ? Jakiej to zdrady mógł się dopuścić taki Ser?
Samo to było warte wyjścia i spotkania się z nim twarzą w twarz.

Łańcuch żywiołówNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ