Rozdział 5

23 6 0
                                    

Kiedy pokonał, bagienną drogę zatrzymał się, na moment czują, że coś dziwnego dzieje się z jego butami.
Były całe mokre i praktycznie nie nadawały się już do dalszej podróży, ale zombie nie planował ich teraz zostawić.
Opuścił głowę w dół i spojrzał, na nie próbując, wywnioskować co powinien zrobić, aby znów były takie jak przedtem.
To, że bagna się skończyły, nie znaczyło, że pokonał już całe moczary.
Przed nim była, jeszcze daleka droga tylko najgorsze było to, że zombie sam nie wiedział, gdzie zamierza się udać.
Przemierzył już tyle państw, ale nigdzie nie mógł znaleźć dla siebie miejsca.
Przecież nie mógł tak po prostu zamieszkać między ludźmi.
Martwi nie byli mile widziani w świecie żywych.
Wydawałoby się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby dla niego Nekropolis, ale zombie jakoś nie bardzo chciał się tam udać.
Nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi, a może po prostu nie wiedział, że powinien tego dokonać.
Nie wiedząc, czemu mimo to dalej ruszył, w nieznaną próbując dotrzeć tam, gdzie jeszcze nigdy nie był nikt.
Nie wiadomo skąd zerwał się silny wiatr który zaczął poruszać liśćmi drzew we wszystkie strony.
Na bagnach rzadkością było tego typu zjawisko przyrodnicze. Raczej zazwyczaj panowała tu umiarkowana pogoda.
Najczęściej padał deszcz, jeśli mowa była o czymś wydzielającym się z nieba.
Silny wiatr przeszyłby, każdego powodując u niego sińce na ciele, ale jak miał, wpłynąć na zombie skoro on już dawno był martwy.
Dla niego nie było czegoś takiego jak ból, nie odczuwał go nigdy.
Choćby nie wiem, jak został, brutalnie pobity zapewne nie zrobiłoby to na nim żadnej różnicy.
Nie można było jednak powiedzieć, że nie odczuwał dotyku. Miał świadomość kiedy ktoś złapał go za rękę, albo szturchnął w plecy.
Kiedy gałęzie drzew łamały się na jego głowie lub wiatr smagał jego twarz, czuł to, kiedy wchodził, w błoto a jego buty coraz bardziej przemiękały, również to czuł.
Jedynie ból był dla niego czymś nieznanym.
Każdy, kto znał się, trochę na zombie zawsze powtarzał, że nie istnieje u nich również coś takiego jak ból psychiczny.
Zdaniem innym zombie nie mógł mieć uczuć i wyższych wartości. Traktowano ich jak bezrozumne stworzenia kroczące po tym świecie i niemogące znaleźć sobie miejsca wśród żywych.
Jaka była prawda ? Tego jednak nikt nie wiedział. O odpowiedź można było po prosić jedynie zombie, ale raczej ciężko było liczyć na to, że będzie chciał jej udzielić.
Silny podmuch wiatru odpychał, jego ciało do tyłu nie pozwalając mi poruszać się tak jak wcześniej.
I tak miał szczęście, że nadal nie znajduje się w bagnie. Pokonanie wody i wiatru razem nie należało to zbyt prostych zadań.
W momencie silnego wiatru należałoby zatrzymać się i odczekać na to aż wreszcie minie, ale zombie nie zamierzał się zatrzymywać.
Walczył z przyrodą wszystkimi siłami z nadzieją, że uda mu się ją przezwyciężyć, chociaż jego szansę były nikłe.
Pchał się, z całej siły pod prąd zapierając się całym swoim ciałem.
Chociaż jego opór był, silny nie dał rady i chwiejąc się, na jednej nodze przewrócił się do tyłu na ziemię.
Do jego pleców przyczepiły się szyszki oraz reszta przyrody znajdującej się na piasku.
Wiatr ciągle wiał, przeszywając jego na wylot.
Zombie przyglądał się w przestrzeń jakby chciał dostrzec światełko w tunelu w którym się znalazł.
Patrzył się, tępym wzrokiem coraz bardziej starając się go wytężyć.
Nie miał celu, ale właśnie w tym momencie wyglądał tak jakby go miał.
Przechylił się, na lewą rękę układając na niej cały ciężar swojego ciała.
Wbijając, palce w piaszczystą ziemię starał się zahaczyć tak, aby mógł podnieść się i iść dalej.
Nie zamierzał leżeć i czekać na spokój.
Musiał iść dalej.
Wielu zazdrościłoby mu temperamentu.
Ludzie i inne stworzenia często nie potrafili zebrać w sobie tyle siły do czegoś, na czym naprawdę im zależało, a jemu udawało się to bez większego celu.
Dzięki swojemu uporowi podniósł się i stawiając, duży krok w przód starał się iść do przodu.
Wiatr nadal wiał, w jego stronę jakby chciał pokonać na zawsze swojego przeciwnika, ale tym razem zombie się już nie przewrócił.
Jedyne co to lekko się zachwiał, ale szybko złapał równowagę i korzystając z tego, że znajduje się, w lesie rzucił się, na drzewa przytrzymując się ich, aby nie stracić równowagi.
Przeskakiwał od jednego do drugiego, dzięki czemu udało mu się iść bez zatrzymania i tak właśnie pokonał żywioł powietrza.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now