Rozdział 29

23 6 0
                                    

  Więzienia w Serymsak znajdowały się w podziemiach królestwa, głęboko pod samymi piwnicami, w ciemnościach gdzie nie było szans nawet na jeden promień słońca.
Smród i stęchlizna, jakie panowały w tym miejscu były nie do wytrzymania dla nowo przybyłego.
Od dawna mawiano, że lepiej już zginąć na gilotynie lub zostać powiększonym niżby zostać wtrąconym do lochów w Serymsak.
Pająki plotły pajęczyny, a szczury masowo sprowadzały się ze swoimi stadami, aby zakładać kolonie.
Rycerze, którzy wykonywali, prace jako strażnicy dostawali wysokie sumy za swój zawód właśnie dlatego, że nikt o zdrowych zmysłach za marne pieniądze nie siedziałby całymi dniami w takich warunkach.
Chociaż król Kijaron cieszył się bogatym skarbcem i mógł, zainwestować w odbudowę więzienia to nie zamierzał tego robić, bo jak twierdził, nie było potrzeby dogadzać zbrodniarzom.
Tyle że nikt nie mówił tu o przestępcach, bardziej chodziło o tych, którzy musieli wykonywać swój zawód, ale skoro król tak postanowił, to nikt nie mógł kłócić się z jego zdaniem.
Pracownicy zdarzyli już przywyknąć do warunków, w jakich się znajdowali i z czasem smród zupełnie przestał im przeszkadzać, a szczury i inne robactwa traktowali jak swoje domowe zwierzęta.
Każda krata, za którą znajdowali się, więźniowie miała przy sobie pochodnię rozświetlającą wnętrze. Musiało być ich od groma, ponieważ tak jak wcześniej wspomniano, tu światło dzienne nie miało szans dotrzeć.
Więźniowie, którzy trafiali do lochów, zanim odbyli, tam pobyt mieli ostatnie, szansę na zapamiętanie dziennego światła, bo kiedy zostali, zamykani pozostawała im tylko ciemność i blask pochodni.
Ciężko było się przyzwyczaić do nowych warunków.
Przestępcy, którzy opuszczali więzienia nie raz opowiadali, jak trudno było im ponownie spojrzeć na słońce. Niektórzy nawet tracili wzrok oraz zmysły przez brak czystego powietrza i świata zewnętrznego.
Efneja kroczyła, ze swoją strażą mijając kolejne cele.
Każdy ze strażników na jej widok pochylał głowę i oddawał jej pokłon.
Dziewczyna machnęła, ręką nakazując im spocząć.
Przyszła tu bowiem wykonać zadanie i miała nadzieję, że jak najszybciej stąd wyjdzie.
Smród, który czuła, nie pozwalała jej na naturalne oddychanie. Starała się jak najdłużej wstrzymać powietrze i powstrzymywać się od zbędnej rozmowy.
Kiedy stąd wyjdzie, będzie musiała porozmawiać z ojcem, żeby coś z tym zrobił.
Zgadzała się z tym, że więźniowie powinni mieć najcięższe warunki, ale niestety szkodziły one również osobą takim jak ona.
Cały wygląd podziemia wprowadzał ją w stan obrzydzenia.
Gdyby ona trafiła, w to miejsce prędzej by się zabiła, niż pozwoliłaby sobie na gnicie w takich warunkach.
Drewniana deska, na którą ustała pękła, a jej obcas wpadł prosto w dziurę jaka powstała.
Dziewczyna krzyknęła i o mało nie upadła, przechylając się do tyłu, ale strażnik w ostatniej chwili zdarzył ją złapać.
- Trzymam panią. - wskazał drugą ręką na swojego towarzysza, aby ten pochylił się i wydostał nogę księżniczki z pułapki.
- Cholera co to za miejsce. - syknęła wściekła.
- Niestety pani takie są u nas warunki. Starałem się coś z tym zrobić, ale pani ojciec jak na razie nie ma w planach zajmować się naszym podziemiem. - wysoki Ser o czarnych włosach podszedł, do nich zauważając całą, sytuacje.
Był jednym ze strażników pilnujących więźniów i wyglądał na ich szefa.
- Coś będzie trzeba z tym zrobić — powiedziała oburzona sytuacją, w jakiej ją zastano.
- bardzo bym chciał, żeby coś się udało. - uśmiechnął się do niej
Dziewczyna nie miała nastroju na szczerzenie zębów dlatego nadal pozostała z nadąsaną miną.
Ser podszedł do miejsca, w którym przed chwilą utknęła i uderzył nogą w deskę. - Tak jak mogliśmy się spodziewać, spróchniało. W sumie nic dziwnego woda, która dostała się, do wewnątrz cały czas niszczy, podłogę a ja nie nadążam z wymianą desek. Poza tym nie mam ich skąd brać, przecież nie będę wycinał lasów, żeby położyć deski na podłogę, która i tak zaraz spróchnieje- roześmiał się, ale w jego śmiechu było słychać zażenowanie.
- To okropne, obiecuje, że porozmawiam o tym z ojcem kiedy tylko stąd wyjdę. - zasłoniła usta i zaczęła, głośno kasłać dusząc się smrodem.
- Dziękuję pani i przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Cicioł. Sprawuje tu straż nad całym porządkiem i jestem odpowiedzialny za to co tu się dzieje- wysunął rękę na przywitanie.
- Miło mi poznać. Szkoda, że spotykamy się w tak opłakanym miejscu jak to.
- Czasem nawet nieprzyjemne miejsce nie ma znaczenia kiedy poznaje się nowych przyjaciół. - pocałował ją w rękę i uśmiechnął się ponownie.
Na oko można było powiedzieć, że był w wieku jej ojca. Jak na swój wiek wyglądał przystojnie, a zachowywał się bardzo szarmancko. Efneja od razu zauważyła, że chce ją sobą oczarować, ale ona nie była łatwa, a poza tym nie gustowała w starszych i do tego na niższej pozycji od siebie
– Pani pewnie przybyła w sprawie Tiau ?– kontynuował rozmowę, aby jak najdłużej muc być przy czarnowłosej piękności.
– Tak, czy daleko do jej celi ?
– O nie, to już za zakrętem.– wskazał palcem na ścianę, w której zwężał się korytarz – Trzeba przyznać, że długo wytrzymała w naszych murach. Nie wiem, czy będzie w stanie po takim pobycie przystosować się do życia na zewnątrz. Wielu naszych więźniów boi się kiedy po latach słyszy słowo wolność, ponieważ spotkanie z rzeczywistością wiąże się z nowymi dostosowaniami.
– Ja myślę, że Tiau czekała do tego dnia, aby móc wrócić do ojca. – podtrzymywała swoje zdanie.
– Ach. – westchnął Cicioł– ta cała sprawa jest naprawdę dziwna. Najważniejszy dowódca króla jest ojcem przestępczyni ganiającej w naszych lochach. Zawsze się zastanawiałem co on musi czuć kiedy jest tam między wami i zdaje sobie sprawę z tego, że jego córka powoli wyniszcza się psychicznie. To musi być straszne uczucie dla ojca. – rozmyślał, na głos cały czas dotrzymując jej kroku.
– Na pewno jest mu ciężko, ale też zdaje sobie sprawę, że Tiau popełniła przestępstwo i musi odsiedzieć swoje.
Mijając pozostałe cele Efneja przyglądała się sprawcą siedzącym za kratkami.
To dziwne uczucie kiedy mieszkasz w tym samym królestwie, a nie masz, pojęcia kto znajduje się w jego lochach.
Połowy przestępców, których widziała, nie znała, nie miała pojęcia, za co siedzą i na ile są niebezpieczni.
Sprawy kryminalne nie specjalnie ją interesowały, zastanawiała się na ile ojciec wie kto jest kim, a ile osób stąd już nie przypomina siebie.
Twarze, które widziała, były zarośnięte, a ich ubrania brudne i poprzecierane. Większość, których mieniła, mieli na sobie długie szare kalosze, za pewno dlatego, że tak jak poinformował ich Cicioł wszędzie było pełno wody.
Włosy nosili długie i poplątane tak, że kiedy wsadziłoby się, w nie szczotkę na pewno utknęłaby, uniemożliwiając dalsze czesanie.
– Czy oni w ogóle się myją? – wzdrygnęła się na widok Sera, który był pokryty czarną mazią, a smród, jaki się od niego unosił był tak wstrętny, że dziewczyna nie zwracając uwagi na to kto co sobie pomyśli zatkała nos.
– Myją się. Dwa razy w tygodniu przynosimy im miski i mydło, aby doprowadzili się do w miarę normalnego stanu. Wymieniany im również ubrania i sprawdzamy, włosy czy nie zaległy się wszy.
– A temu tutaj też sprawdziliście ? – zapytała z obrzydzeniem.
– Temu? – wskazał w jego stronę Cicioł. – On nie wyraża zgody na żadną współpracę. Nie chcę, dać się skuć dlatego my nie zapewnia mu potrzebnych środków.
Efneja przyglądała się na niego z zaciekawieniem jak i również wstrętem.
Ser przystawił głowę do kratki i wyszczerzył, do nich zęby wlepiając w nią oczy. – Pannica zbyt daleko się zapuszcza. – wychrypiał.
Efneja zatrzymała się i odkręciła w jego stronę. – Słucham?
Cicioł zatrzymał się również. – pani, nie warto zaprzątać sobie głowy tym, co mówi to morderca i szaleniec nie mówi, nic, co powinno cię zainteresować.
Efneja niezważając uwagi na to co powiedział podeszła parę kroków bliżej.
– Radziłbym się nie zbliżać – ostrzegał strażnik.
Dziewczyna stanęła blisko, ale w bezpiecznej odległości od przestępcy. – Co mówiłeś ? – spojrzała się, swoim lodowatym wzrokiem tak głęboko jakby starała się przejrzeć go od wewnątrz.  

Morderca nie odrywał od niej oczu i przyglądał się w nie jak zahipnotyzowany.
Dziewczyna oparła, lekko głowę na swoim ramieniu opuściła włosy na twarz.
Oboje nie mówili nic. Nie padło ani jedno słowo, ale mimo to wydawało się, jakby morderca rozumiał jej wzrok. Jakby zdawał sobie sprawę z tego co chciała mu przekazać.
Był nadzwyczaj spokojny, chociaż najczęściej kiedy widział, Sera zwracającego się do niego bezpośrednio rzucał wyzwiska lub miotał się jak szalony. Tym razem był zupełnie inny.
Strażnicy stali obok swojej pani nie przeszkadzając jej w tym co robiła.
Żaden z nich nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, ale Efneja miała w sobie coś takiego, że strach było jej przerwać.
Morderca coraz bardziej ściskał kratę, na której trzymał swoją dłoń. Jego źrenice powiększały się znacznie mocniej, a kiedy otworzył już tak szeroko, że nie mógł bardziej, krzyknął na cały głos i odskoczył jak oparzony z przerażeniem na twarzy.
– Idź przeklęta ! – zaczął wymachiwać rękoma i szamotać się przy łóżku.
Strażnik od razu wysunął miecz i stanął przed swoją panią. – Jak śmiesz zwracać się tak do córki króla.
– nie jest córką króla, lecz demon nie z tego świata. Wiele diabłów widziałem i w ludziach i we własnej postaci, ale czegoś takiego nigdy – kulił się, koło łóżka i z założonymi rękoma na głowie zanosił się płaczem.
– Co ty wygadujesz wariacie. Swoje chore, paranoje zachowaj dla siebie.
– To nie są żadne paranoje! – krzyknął wściekły, a jego twarz aż się zatrzęsła.
– Pani wybacz, tu jest wiele dziwnych przypadków, a ten tu nie dość, że jest mordercą to do tego to psychol.– zaczął tłumaczyć strażnik.
– W porządku, nie musisz mnie za niego przepraszać. W sumie się mu nie dziwię. Jestem ubrana cała na czarno, a do tego wystrojona od góry do dołu. Pewnie rzadko widzi tu takie kobiety, a raczej bliżej mi dziś do demona niż anioła. – roześmiała się, sama z siebie gładząc swoją długą czarną szyfonową suknię.
– Dziękuję pani, że jesteś wyrozumiała. Takich jak on powinno się ściąć, nie nadają się nawet do więzienia. – spojrzał się na niego przez ramię z wielką pogardą.
Ser nadal wykrzykiwał złowieszcze słowa i miotał się po całej celi jakby od wizyty Efneji coś go opętało.
– Myślę, że nasze więzienie ma takie warunki, że kara śmierci byłaby jak ułaskawienie. – przytkała, lekko nos pokazując pogardę do tego miejsca.
Odchodząc, zwróciła jeszcze uwagę na szaleńca, który wykrzykiwał w jej stronę przekleństwa.
Ser zauważając, jej twarz jak najszybciej uniknął, kontaktu wzrokowego zakrywając się ręką. – sczeźniesz suko. – warknął
Nawet nie mrugnęła okiem – Prędzej ty to zrobisz – powiedziała z tępym wyrazem twarzy, posłała mu całusa i odeszła z resztą straży.

Za zakrętem w drugim pomieszczeniu od ściany znajdowała się właściwa cela.
Ta, o którą chodziło od początku.
Cel całej wyprawy Efneji do podziemia.
W tej części śmierdziało tak samo jak w poprzedniej.
Nie było miejsc, w którym było można na chwilę odetchnąć. No, ale cóż. Teraz pozostała jej tylko rozmowa z córką Warinikie i wreszcie będzie mogła się wydostać z tego obrzydliwego miejsca.
Szczury, które przebiegały jej koło butów przestały robić na niej jakiekolwiek wrażenie.
Zachowywały się jak oswojone, a to pewnie dlatego, że więźniowie pozwalali im na swoje odwiedziny, aby chociaż w taki sposób nie być samotnym.
Strażnik wskazał ręką na cele, do której miała wejść księżniczka.
Na ciemnym łóżku w rogu przy samej ścianie siedziała chuda postać.
Ciemne włosy jak smoła opadały, na jej twarz nie ukazując jej w całości.
Były, krótkie co nieco zdziwiło dziewczynę, ponieważ pozostali więźniowie, nawet jeśli chodziło, o mężczyzn mieli długie włosy.
Może dziewczyna była na tyle szalona, że wyrwała sobie je sama. W takim razie Efemja nie wiedziała, czy chce wchodzić do jej celi.
Ubranie, które miała, na sobie przypinało brudną szmatę do podłogi, która utraciła swój dawny biały kolor na skutek syfu, w jakim się znajdowała. Była długa i sięgała prawie do ziemi.
Dziewczyna na widok gościa poderwała się z łóżka.
Kiedy wstała, wyglądała jeszcze gorzej, a to jak się poruszała, było drugą historią.
Pokraczne ruchy na chudych patykowatych nogach sprawiały, że wyglądała jak kulawa kaczka.
Jej ręce były blade, ale brudne i sine tak jakby ktoś je specjalnie ściskał.
Efneja przeraziła się jej widokiem.
Nie miała, pojęcia jak dziewczyna wyglądała. Spodziewała się, że nie ujrzy nikogo pięknego, ale ta była potworem.
– Tata ? – zapytała, podchodząc bliżej do celi.
W tym momencie ukazała się również jej twarz. Ciemne oczy podkrążone jakby wymalowane smołą, lekko zapadnięte tak jakby nie spala parę nocy. Popękane usta zapewne od zimna i ciągłego oblizywania.
Ale najbardziej przykuwała uwagę jej duża blizna przy nosie.
Efneja od razu poznała w niej buntowniczkę. One właśnie najczęściej tak wyglądały.
Szrama na twarzy zapewne była oznaką buntu 

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now