Rozdział 6

26 7 0
                                    

  Granie na wiolonczeli było czymś, co kochała ponad życie.
Mogłaby robić to całymi dniami, a i tak uważałaby, że to za mało.
Muskając, palcami każdą ze strun wydobywała jej najdelikatniejsze dźwięki.
Były tak czyste, że kiedy docierały, do obcego ucha można było chcieć tylko więcej.
Niran nie miała, nic przeciwko temu byle tylko nikt nie skupiał na niej uwagi.
Kochała to co robi i wiedziała, że jest w tym dobra, a mimo to nie była gotowa na wzrok tysiąca ludzi w jej stronę.
Małe grono odbiorców w zupełności jej wystarczyło.
Codziennie ćwiczyła ze swoim nauczycielem muzyki nowy utwór.
Jeśli nie dawała, sobie rady z przyswojeniem go zbyt szybko wtedy rozkładali lekcje na dwa dni, ale zwykle nie było tego typu problemów.
Księżniczka była za bardzo doskonała w tym co robiła.
Jej nauczyciel mógł być z niej dumny.
Kiedy wydobyła, z wiolonczeli ostatni dźwięk usłyszała głośne brawa.
- To było niesamowite, zresztą jak zawsze. Jesteś chyba moją najlepszą uczennicą. - zachwycał się nauczyciel. Nazywał się Tałman był faunem.
Serzy nie często mieli w zwyczaju przyjmowania na zamek obce rasy, ale tym razem nie mieli wyjścia. Nie było na świecie lepszego mistrza w grze na wiolonczeli niż Tałman.
On po prostu był muzyką. Jego ciało przepełniała każda nuta i potrafił wykryć mało znaczący, ale jednak nieczysty dźwięk.
Król Kijaron nie mógł nie przyjąć na zamek Tałman tylko dlatego, że jest faunem.
W końcu, w czym miało mu przeszkadzać to, że zamiast nóg miał parę kopyt i od pasa w dół przypominał kozę, a nie człowieka.
Z czasem nawet stwierdził, że to może lepiej, iż Tałman nie jest taki jak oni. Dzięki temu przynajmniej miał pewność, że nie dojdzie do niczego niestosownego pomiędzy nim a jego córką.
Chociaż nie uważał Niran za ten typ kobiet nic nigdy nie było wiadome kiedy u twojego boku pojawiał się przystojny młodzieniec, a właśnie taki był faun.  

  Księżniczka odsunęła się od instrumentu i z promiennym uśmiechem zrobiła parę kroków w przód do swojego nauczyciela.
- Nie było żadnych niedociśnienięć? - chciała się upewnić czy na pewno do końca była profesjonalna w tym co zrobiła.
- Ani jednego. To był raj dla moich uszu. Nawet nie masz, pojęcia jak się cieszę, że możemy razem pracować.
- Ja również jestem zaszczycona, że zgodziłeś się wybrać akurat mnie.
- O, bez przesady, nie miałem zbyt dużego wyboru, a, że płaciliście duże sumy padło właśnie na was. - machnął ręką i udawał obojętnego na jej talent.
- Och ty, odszczekaj to ! - udawała obrażoną.
- No wiesz co, w taki sposób zwracać się do swojego nauczyciela ? - roześmiał się, głośno chcąc, wygląda na osobę zadziwioną, ale tak naprawdę nie miał do niej żadnego problemu. Już na pierwszej lekcji poprosił ją, aby nie tatuowała go jako pan nauczyciel. Nie był stary. Miał dopiero dwadzieścia pięć lat więc wolał pozostać z nią na przyjacielskich stosunkach.
Dziewczyna zgodziła się chętnie, a z czasem okazało się, że oprócz zainteresowaniem muzycznym łączy ich wiele innych rzeczy.
- A ty jak zwracasz się do księżniczki ? I jeszcze nie chcesz wykonać mojego rozkazu ? Straż!- wydobyła z siebie głos, ale Tałman szybko złapał, ją za twarz powstrzymując przed tym.
- Czy ty jesteś nienormalna? Jeszcze naprawdę ktoś by pomyślał, że robię ci coś niewłaściwego
Nairan nie mogła opanować śmiechu.
Była wdzięczna ojcu, że to właśnie Tałman został wybrany na jej nauczyciela.
Dzięki temu oprócz przyjemności z gry na wiolonczeli zyskała również wspaniałego przyjaciela.
Kiedy ochłonęli, od wygłupów w poważny sposób pierwszy przemówił faun.
- Praca domowa odrobiona dlatego mam dla ciebie kolejną piosenkę.
Wyciągnął zza swojego biurka dużą kartkę.
Dziewczyna wyglądała, zza ławki starając się, dopatrzyć co tam dla niej ma chociaż wiedziała, że za chwilę dostanie ją do rąk.
- Postanowiłem, że tym razem zagrasz coś bardziej starszego, z odległych czasów. Jest to trudniejsza muzyka i bardziej skomplikowane nuty, ale wierzę, że ty poradzisz sobie z tym bez najmniejszego problemu. -uśmiechnął się do niej, a na jej twarzy pojawiła się duma i szczęście z opinii, którą wygłosił na jej temat faun.
- Na pewno cię nie zawiodę, dam sobie z nią radę, jaka by nie była.
- Oczywiście, że tak, gdyby tak nie było, po prostu bym ci jej nie wybrał. - popatrzył w jej oczy z dumą. - Usiądź teraz, a ja zagram ci początek, żebyś mogła, zobaczyć jak się w tym odnajdziesz.
- A o czym to będzie ?
- Na pewno zorientujesz się podczas mojego spektaklu.
Faun usiadł obok wiolonczeli i zaczął wydobywać z niej muzykę.
Niran zamknęła oczy, aby, bardziej móc poczuć klimat, do jakiego pozwalały jej się przenieść nuty.
Pierwsze dźwięki przypominały jakby szum fal.
Delikatny dotyk strun wiolonczeli pozwalał, aby oboje, mogli wyobrazić sobie, że w tej chwili znajdują się nad wodą.
Księżniczka rozmarzyła się do tego stopnia, że zaczęła, układać się na krześle jakby było leżakiem.
Zupełnie zapomniała, że znajduje się na lekcji, ale Tałmanowi w niczym to nie przeszkadzało. Mógł być tylko dumny z tego, że jego uczennica jak zwykle zrozumiała przesłanie muzyki.
Następny dźwięk był nieco bardziej gwałtowny. Cały czas przyspieszał, tempa jakby nie zamierzał nigdy zwolnić.
Dźwięki były coraz głośniejsze.
Księżniczka nadal nie otworzyła oczu, ale zaczęła czuć, że tym razem nie będzie tak przyjemnie jak poprzednio.
Wydawało się, jej jakby znajdowała się zamknięta w pomieszczeniu bez wyjścia, a w jej stronę kierował się ogień.
Następnie muzyka zmieniła się w nieco spokojniejszą, ale Niran nie miała zamiaru zawczasu się cieszyć.
Dźwięki dawały do zrozumienia jakby cały ogień, który przed chwilą szalał, po ziemi rozprzestrzenił się, za pomocą wiatru pozostawiając głuchą ciszę.
Na moment nie padł żaden dźwięk.
Wyglądało, na to jakby piosenka miała się już skończyć, ale nagle pojawiły się kolejne brzmienia.
Faun zaczął przebierać zgrabnie swoimi delikatnymi rękoma po wiolonczeli i Niran znów poczuła się tak jakby była w raju.
Muzyka była łagodna i dość cicha, ale na tyle odpowiednia, że bez trudu trafiała do jej uszu.
Księżniczka znów mogła się delektować spokojem i wyobrażać sobie, iż znajduje się, na pięknej polanie gdzie właśnie rodzi się przyroda, a ona ma zaszczyt być świadkiem tego jakże cudownego zdarzenia.
Nie mogła jednak długo pozostać w stanie błogości. Muzyka znów zaczęła się dynamicznie zmieniać i nadawać charakter agresji.
Kiedy utwór się skończył, poczuła, jak lodowate były jej dłonie.
Starała się je rozgrzać, ale faun przerwał jej to.
- Za chwilę wszystko minie. To normalne, że po pieśni łańcuchu żywiołów czujesz zimno. Każdy, kto od środka jest, naprawdę emocjonalny reaguje w ten sam sposób.
Wiedziałem, że zrozumiesz każdy dźwięk.
Poprawił wiolonczelę i zbliżył się do dziewczyny.
- Więc dobrze to zinterpretowałam ? To było pięć żywiołów — wyszeptała, sama dziwiąc się sobie, że wypowiedziała to na głos.
- Zgadza się. Nie często mam okazję porozmawiać z kimś, kto pierwszy raz słysząc, pieśń poznał ją bez żadnego problemu i odróżnił każdy żywioł. Bo patrząc, na ciebie nie dało się ukryć, że zdajesz sobie sprawę z każdego dźwięku, oczyma oczywiście świadczą również twoje zimne dłonie. - dotknął ich, a ona poczuła, jak przechodzi ją ciepło z jego rąk.
- Zaraz powinno wszystko zniknąć. Mam nadzieję, że nie oskarżysz mnie o znęcanie się nad tobą podczas lekcji ? - roześmiał się, cały czas patrząc w jej oczy.
- Nie — Niran nie chciała, aby przestawał dotykać jej dłoni.
- Czyli to była pieśń łańcuchu żywiołów ? - zapytała, jeszcze raz nie mogąc się nadziwić, że udało jej się to wszystko rozszyfrować samej.
- Tak — pokiwał głową.
Pierwsza zwrotka opowiadała historię pani wody, która zrodziła się w rzece Rejjm. Jest dość delikatna dlatego, że sama pani wody należy do spokojnych osób, ale kiedy trzeba, potrafi powiedzieć nie. Druga zwrotka zakłóca spokój pierwszej. Jest bardzo dynamiczna, a nawet musisz przyznać, że nieco groźna. Obrazuje ona ogień. Drugą panią żywiołu. Nie jest ona do końca zła, ale jej moc jest nieprzewidywalna. Ciężko jest okiełznać swoje emocje, a co dopiero ogień.
Kolejna część ukazuje nam aż dwa żywioły w jednej zwrotce. Jest to powietrze, które rozpędza płomień oraz następujący spokój natury.
Ostatnim żywiołem jest lód. To właśnie dlatego poczułaś zimno, a twoje ręce stały się lodowate.
Chciałbym, żebyś właśnie tej pieśni nauczyła się na następną lekcję. - zakończył z powagą.
- Myślisz, że dam radę przedstawić żywioły tak jak to zrobiłeś ty ? Nie wiem, czy jest we mnie tyle siły, aby obudzić wiolonczelę.
Nie chciała zawieść swojego nauczyciela nie dlatego, że przez to nie będzie, mogła, pokazać jak bardzo jest doskonała. Bardziej chodziło jej o to, że Tałman nigdy jej nie zawiodła więc i ona nie chciała popełnić tego błędu.
- Wszystko ci się uda, ja w ciebie wierzę.- w tym momencie puścił, jej rękę czując, że już do końca pozostała rozgrzana.
- Więc niech tak będzie. Od razu zabieram się do nauki.- powiedziała, ożywiona ruszając w stronę wiolonczeli.
- To właśnie chciałem od ciebie usłyszeć.
Niran zaczęła przeglądać nuty i nagle zatrzymała się w połowie czytania.
- A czy mógłbyś mi opowiedzieć o dzieciach żywiołu ?
Faun uśmiechnął się pod nosem i zaczął prawić.
Wszystko zaczęło się w czasach kiedy jeszcze nikt z nas nie stąpał po ziemi, a nasza planeta sama jeszcze nie do końca ukształtowała się tak jak do dziś.
Księżyc na niebie toczył wojnę ze słońcem o to kto jest ważniejszy i które z nich powinno rządzić światem.
Na obu z nich było życie i mieszkańcy.
Ognistą gwiazdę zamieszkiwali tamtejsi midzu, ludzie, którzy byli tak gorący, że zwykły śmiertelnik, stojąc, blisko nich mógłby umrzeć od ich żaru. Całe ich ciało płonęło w ogniu, a święcili się tak mocno, że w największej ciemności zostaliby zauważeni. Nieśli za sobą światło i życie.
Uznawano ich za osobników o łagodnej naturze. Złość objawiali właśnie w przypadku kłótni z ludźmi księżyca.
Lunowie, bo tak się właśnie nazywali, byli zupełnym przeciwieństwem midzów.
Zimni jak lód od środka jak i na zewnątrz.
Charakteryzowały ich bardzo blade twarze, które można było określić wręcz przezroczystymi. Posiadali niesamowicie piękną urodę, ale znani byli z tego, że nie do końca są przyjaźni dla innych.
Wiadome wszystkim było, że dwa królestwa nie nawiedzą się nawzajem.
Również wprowadzono zakaz na zadawanie się z osobnikami pochodzenia z innej planety.
Mieszkańcy słońce jak i mieszkańcy księżyca byli obdarowani darem lotu, który był tak silny, że jeśli tylko by chcieli, mogliby się przemieszczać po całym kosmosie.
Dwóch królów zaczęło prowadzić ze sobą wojnę, która wybuchła dlatego, iż oboje uważali, że miejsce, w którym mieszkają, jest bardziej potrzebne niż ich konkurent.
Wybuchła wojna, która trwała przez tysiące lat.
Kobieta pochodząca ze słońca o imieniu Samakon była wielką podróżniczką. Mimo wprowadzonego zakazu przez króla nie miała zamiaru rezygnować z dalszych swoich przygód. Zeskoczyła z urwiska gwiazdy i pofrunęła, w przestrzeń szukając nowych przygód.
Poznała już wiele planet, ale niestety nigdzie nie było jej dane poznać drugiej osoby. Na żadnej z planet nie zatrzymywała się ani na chwilę bojąc się reakcji na swoją osobę innych.
Wiedziała o trwaniu wojny, dlatego nie zamierzała ryzykować życiem.
Wolała, obserwować wszystko z boku pozostając w cieniu.
Ta wycieczka różniła się od ostatnich.
W drodze powrotnej kiedy wracała, na słońce ujrzała coś lecącego z naprzeciwka.
Cofnęła się do tyłu i przyjęła pozycję do ataku wyrazie gdyby musiało dojść do walki.

Kiedy kropka z daleka zaczęła przybierać kształt dziewczyna nie mogła się nadziwić temu co widziała.
Jej oczom zaczął się ukazywać ktoś podobny do niej. Tyle że on nie płonął ogniem, a biła od niego lodowata aura.
Mimo strachu, jaki wywarło, ich pierwsze spotkanie szybko okazało się, że nie było powodu do stresu.
Na początku oboje nie potrafili przełamać wspólnych lodów, ale z czasem zaczęli ze sobą rozmawiać.
Tym osobnikiem z daleka okazał się lun.
Miał na imię Szarahat i podobnie jak dziewczyna był podróżnikiem.
Od pierwszego momentu zauroczyli się sobą.
Oboje wiedzieli, że to niemożliwe, aby być razem, ale chcieli, chociaż móc spotykać się ze sobą.
Ustalili, że od teraz zawsze będą pojawiać się w tym samym miejscu o tym samym czasie.
Zakazana miłość była dla nich czymś niezwykłym. Uczucie rosło z każdym nowym spotkaniem, a oni oboje mogli śmiało przyznać, że jeszcze nigdy w życiu nie spotkała ich tak wspaniała przygoda jak ta.
W końcu nie potrafili już ze sobą tylko rozmawiać, oboje chcieli czegoś więcej.
Zbliżyli się do siebie blisko i połączyli, swoje usta w pocałunek podkreślając, tym jak ważna jest ich miłość.
Niestety nie mogli długo się nią nacieszyć.
W momencie kiedy ich usta złączyły się, ze sobą oboje zdali sobie sprawę, że z ich organizmem zaczyna dziać się coś dziwnego.
Samakon poczuła, jakby w jej oddech wleciało tysiące szkieł raniących ją od środka. Jej serce zaczęło gasnąć i nie radzić sobie z zimnem, które nie zamierzało przestać atakować. Powoli z jej ciała znikało ciepło, a lód wysysał ogień otaczający ją z każdej strony.
To samo dziwne uczucie dotknęło Szarahata.
Jego organizm rozpalił się, od środka tak jakby największy smok zionął mu do gardła.
Jego zimno zaczęło znikać, a ciało zaczęło się palić.
Oboje z przerażeniem przyglądali się, na siebie aż w końcu nie pozostało z nich nic.
Z pustki, jaką się stali, wyleciało pięć promieni.
Lód, wiatr, ogień, ziemia i woda.
Zaczęły kierować się w stronę jeszcze nieukształtowanej ziemi, a kiedy uderzyły, w jej serce pomogły jej przybrać kształt geoidy.
Z promieni zaczęły się rodzić dzieci. Pięć żywiołów mających władać światem.
Zostały rozproszone po różnych miejscach, przez co same nie zdawały sobie sprawy, że mają w sobie moc.
Podobno kiedy wszystkie pięć staną się, jednym przywrócą równowagę świata.
Nie będzie już wojen, katastrof żywiołowych, ale ludzie w końcu zaczną, żyć tak jak powinni.
Wiele osób szukało dzieci Damskim i Szarahata, ale nikomu się to nie udało. Z tego co mówią, są one podobne do ludzi i niczym specjalnym się nie wyróżniają.
Według niektórych źródeł przed śmiercią zakochani błagali wszechświat, aby ochronił ich dzieci, a ten postanowił stworzyć je anonimowe.  

Wiadomo również, że żywioły mają w sobie wielką moc, która trafiając, w niewłaściwe ręce może wywołać chaos.
Wystarczy, że osobnik zostanie rozpoznany przez kogoś o złych zamiarach i cały nasz świat może pogrążyć się w wojnie.
Ten, kto ma, żywioły ma władzę nad światem.
Oczywiście to tylko legenda, ale są też tacy, którzy wierzą w nią naprawdę. - zakończył faun.
-A ty ?
- Co ja ?
- Czy wierzysz, że żywioły są gdzieś na ziemi ? - patrzyła na niego z ekscytacją. Kochała baśnie, a jeśli jeszcze miały, w sobie wątek prawdy miała niedosyt aż do końca opowieści.
- Tak — odparł. - Nie wiem, czy wszystko wygląda tak jak w legendzie, ale wierzę w to, że żywioły są tu gdzieś między nami i jeszcze sprowadzą pokój na świat.
Niran, z ciekawości pochyliła się do przodu.
- Więc żywioły są tu gdzieś między nami?
- Według mnie tak. Przyznam ci, że sam kiedyś szukałem jednego z nich.
Dziewczyna osłupiała. - Naprawdę? Nigdy wcześniej mi o tym nie mówiłeś ? - poczuła, w sobie coraz większą ekscytację jakby zaraz miała ulec euforii.
- Tak. Jako młody chłopak..
Niran popatrzyła, na niego spod oka kpiąc z jego stwierdzenia. Teraz był młody, a co dopiero kiedyś.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now