Rozdział 27

20 5 0
                                    

  Gwardziści wpadli do pokoju Tomba uzbrojeni i w zwartym szyku.
Nawet nie uprzedzili go, że się zjawią. Tak po prostu otworzyli drzwi i z kajdanami ustali nad jego łóżkiem.
Tomb jeszcze nie do końca się obudził, ale zdawał sobie sprawę, że to, co się dzieje, nie będzie dla niego przyjemne.
Przetarł jeszcze raz oczy, aby lepiej się im przyjrzeć i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to nie jest sen.
Strażnicy naprawdę stali nad jego łóżkiem, a w dodatku mieli ze sobą kajdany.
Nie do końca rozumiał, o co chodzi, ale wyglądało, to tak jakby zamierzali go aresztować.
– Panowie co się dzieje ? – zapytał zaspanym głosem. – O ile się nie mylę, to ja wydaje rozkazy o egzekucjach i aresztowaniach. Jeśli to jakiś głupi żart to naprawdę moglibyście przyjść nieco później.
Rycerz nawet nie zdawał sobie sprawy, że to może dotyczyć jego. Z całą gwardią znał się, bardzo dobrze dlatego też niezbyt poważnie potraktował ich przybycie.
Nikt jednak nawet się nie uśmiechnął.
Dalej stali z tak samo poważnymi minami jakby za chwile naprawdę miało dojść do aresztowania.
– Panowie czy mogę się dowiedzieć, o co się rozchodzi ? To coraz mniej mi się podoba. Czy zrobiłem coś, o czym nie wiem ?
Rycerz wyjął ze swojej torby pergamin i rozwinął go przed sobą.
Zapowiadał się na bardzo długą lekturę, ale z jego wzroku wyczytał, że przedstawi mu tylko najważniejsze informacje.
– Na mocy prawnej króla Karu, mamy prawo cię aresztować za podejrzenie o popełnieniu zbrodni, jaką jest morderstwo na jednej z podopiecznych władcy. Do czasu niewyjaśnienia sprawy odbędziesz swój pobyt w areszcie. Jeśli wszystko się sprostuję, ponownie wrócisz na swoje stanowisko, jednakże tymczasem twoje zadanie przypadnie komuś innemu.
Podpisano król Karu władca Rustos
Rycerz zwinął pergamin i schował z powrotem do torby.
Karu przyglądał się na nich nie wierząc w to co przed chwilą usłyszał. To wszystko musiała być jakaś pomyłka. Dlaczego twierdzili, że z jego ręki zginął ktoś z podopiecznych króla ? Przecież jego obowiązkiem było strzeżenie wszystkich, którzy znajdowali się w królestwie. Jeszcze nigdy nie wziął sprawy w swoje ręce i nie wymierzył sprawiedliwości komuś sam z siebie. Rozkazy zawsze wykonywał zgodnie ze zdaniem króla. Co mogło się stać i dlaczego on sam nie wiedział, że dokonał morderstwa?
– Panowie, zaszła jakaś godna pożałowania pomyłka, przecież mnie znacie i wiecie dobrze, że nigdy nie posunąłbym się do takiej zbrodni. Brzydzę się mordowaniem ludzi, a przede wszystkim słucham tego co mówi mi mój pan, a on nie pozwolił mi nikogo zabijać.
Starał się jakoś na nich wpłynąć i przetłumaczyć, że to wszystko to wielkie kłamstwo. Musieli mu uwierzyć. Przecież przez tyle lat pracowali ze sobą. Chyba zdarzyli go już poznać i wiedzą czego można się po nim spodziewać, a przynajmniej tak myślał.
– Nie utrudniaj nam pracy, możesz się ubrać, a potem spokojnie się poddaj. Jeśli będziesz, stawiał, opór załatwimy to inaczej, ale woleliśmy, żeby do tego nie doszło.
Znał dobrze tego rycerza. Pracowali ze sobą już dłuższy czas i z tego co zauważył, chyba zostało mu przydzielone jego stanowisko.
– A więc to tak ? To ty mnie chcesz w coś wrobić, żeby przejąć gwardię – podniósł się z łóżka i ustał, naprzeciwko niego mierząc go wzrokiem.
Rycerz popatrzył na niego jakby z żalem i politowaniem. – Naprawdę nie mamy czasu na rozmowy, ubierz się, a jeśli chcesz, dyskutować to domagają się wystąpienia u króla, w istocie jest takie prawo.
Tomb pokiwał głową. Faktycznie będzie musiał się do tego uciekać.
Od razu wystąpi o rozmowę z królem i cała sytuacja się wyjaśni, przecież Karu dobrze go znał, na pewno okaże się, że to wszystko jakaś pomyłka. Poza tym sam wiedział, że nie ma na sumieniu żadnego zabójstwa, a przecież jeśli nie znajdą na niego dowodów, a na pewno nie znajdą, to będą musieli go wypuścić.
Postanowił nie kłócić się z rycerzami i wykonać ich polecenie. Potem kiedy cała sprawa się wyjaśni, będzie się musiał z nimi policzyć. Wiedział, że wykonywali polecenia króla, ale mogli mu przecież powiedzieć wprost, że nie wierzą w oskarżenia.
Najbardziej nie uśmiechało mu się to, że będzie prowadzony przez całą salę jak więzień zakuty w kajdany.
Król będzie musiał mu to wszystko jakoś wynagrodzić, nie da się upokarzać bezpodstawnie.
Przez całą drogę kiedy był, prowadzony do celi przez dwóch rycerzy nie odzywał się ani słowem.
Szedł, starając się być obojętnym na wzrok tych, których mijali.
Niech sobie myślą co chcą, dopiero im będzie głupio kiedy okaże się, że posadzili go o coś, czego nie dokonał.
Zamknięto go w podziemiach tam, gdzie trzymano wszystkich więźniów.
Każdy miał oddzielną celę składająca się z jedynie z łóżka, które wyglądało tak, że na sam jego widok odechciewało się położyć, oraz miski, do której można było się wypróżniać.
Więźniowie nie mieli prywatności, ponieważ od strażników oddzielały ich jedynie kraty.
Kiedy mijał, tych wszystkich ludzi przypominał sobie, że prawie każdy z nich został tu wtrącony właśnie przez niego, a teraz on, ich oprawca znalazł się między nimi.
To było dosyć groteskowe, ale musiał wytrzymać ten dzień, aby po tem cieszyć się, że to wszystko w końcu się skończyło.
Kiedy zobaczył, swoją kanciapę wybuchnął śmiechem. – Na co ci przyszło Tomb – powiedział, sam do siebie patrząc na warunki, które absolutnie nie były godne jego, ale za to idealne dla reszty więźniów.  

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now