Rozdział 43

16 4 0
                                    

Do jesiennego turnieju było coraz bliżej.
Tylko tydzień dzielił uczestników od wkroczenia na arenę i wykazania się swoimi umiejętnościami.
Całe wydarzenie miało mieć miejsce w Bajdun- Mahfukan inaczej znanego pod nazwą miasto gladiatorów.
Igrzyska zawsze odbywały się w tym samym miejscu, ponieważ jedynie tam znajdowała się tak wielka arena, aby pomieścić kilka tysięcy wojowników, a dodatkowo mieszkańcy byli przyzwyczajeni do ciągłych krzyków.
Nagrody były fundowane przez tamtejszych panów niewolników, którzy byli współtwórcami organizowanych igrzysk.
Stawka, o jaką toczyła się, ich walka była wysoka. Najczęstszą nagrodą, jaką oferowano, było obsypanie zwycięscy złotem, po czym wszystko to, co znalazło się, na ziemi zbierano i pakowano, w worki obdarowując tym wygranego.
Czasem do wygrania oprócz dużej sumy były również inne nagrody. Kiedyś nawet była to rękę księżniczki, ale to zależało tylko od króla czy chciał mieć za następcę silnego wojownika.
Namiestnik cały czas czekał na odpowiedź króla kogo w tym roku mają wystawić skoro Kalfefin i wszyscy ich najlepsi wojownicy zniknęli. Nachodził króla codziennie z tym samym pytaniem, a ten odpowiadał mu również to samo. Chyba cały czas cicho liczył na to, że Kalfefin jeszcze się znajdzie, ale namiestnik nie był aż tak pewny jak on.
Do turnieju pozostał tylko tydzień, nie było czasu czekać na powrót księcia.
Kijaron może patrzył na to zupełnie inaczej, ale on był odpowiedzialny, za poinformowanie kogo w tym roku wystawią.

Otlu postanowił, że po tym, co zrobił, jego ojciec nie będzie się do niego odzywał.
Zabijając, tą małą bezbronną świnkę sam wystawił na siebie wyrok.
Zamiast cieszyć się tym, że znów są, razem na nowo go stracił.
Książę pamiętał, co obiecał aniołom, kiedy modlił się, bojąc, iż nie przeżyje następnego dnia.
To, co się rzekło, trzeba było spełniać, tak zawsze słyszał i zgadzał się z tą racją.
Wszyscy od zawsze wodzili go jako zamkniętego w siebie chłopca, a, może nie mieli okazji poznać go innego? Może to on budował tą barierę i zamykał się na innych?
Właśnie przez to nikt tak naprawdę nie wiedział co gra w jego duszy, a on był żądny przygody, od całego dzieciństwa.
Ojciec obiecał mu, że teraz będzie spełniał jego życzenia i organizował mu czas tak, aby nigdy się nie nudził, ale on wiedział, że to nie jest do końca możliwe. Nigdy przecież nie puści go poza pałac na żadną z jego wymarzonych przygód. Nie pozwoli, mu wyruszyć samemu tak jak chciał. Jeśli go puści to tylko z obstawą, a to już nie będzie jego przygoda. Żeby, wyjechać sam musiał być pełnoletni, ale kiedy to będzie?
Otlu położył głowę na parapecie i przyglądał się przez okno na to, co dzieje się na dziedzińcu.
Od jego śpiączki nie zmieniło się nic. Dzieci nadal biegały na dworze i bawiły się w te sam gry, a on jak to zawsze siedział zamknięty w swoim pokoju i mógł jedynie przyglądać się na nich z wysokości.
I po co było mu złoto i pozycja skoro jego życie było pozbawione sensu.
Może i oni nie mieli tego, co on, ale byli wolni. Nie siedzieli zamknięci pod kluczem.
Książę głośno westchnął i odsunął się od okna.
Czy jego życie naprawdę musi tak wyglądać?
Nie. Nie to obiecał aniołom, a przed wszystkimi sobie. Czas na przygodę, a ona nie będzie czekać. Z czasem będzie tylko coraz starszy i starszy, a życie przeminie mu nie, wnoszące tak naprawdę nic.
Może był dziwny, że już w tym wieku myślał, w ten sposób jakby zbliżał się do śmierci, ale przecież taka była prawda. Wszytko kiedyś przeminie, czy więc nie należy korzystać z życia przez cały czas ?
Tak właśnie należało zrobić.
Nie dawno został wygnany jego brat Koi, może to dziwne, ale Otlu pomyślał, że chciałby być na jego miejscu. Co musiałby zrobić, żeby to jego wyrzucono?
Niech ojciec da mu tylko jakiś znak, a on postara się to wykonać. Problem polegał na tym, że do wygnania z zamku potrzebne były prawdziwe zbrodnie, wliczając w to zabójstwa. Otlu wiedział, że do tego nie będzie zdolny. Nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero człowieka.
Nie miał, pojęcia czego dopuścił się Koi, ponieważ nikt nie chciał mu o tym powiedzieć. Wszyscy traktowali go jak dziecko i odsyłali, do pokoju każąc nie wtrącać się im w sprawy dorosłych.
Miał już piętnaście lat, przecież potrafił sobie radzić samodzielnie. W lesie był sam już nie raz, a to, że akurat zaatakowała, go świnia nie świadczyło o tym, że nie potrafi o siebie zadbać. Gdyby ojciec pozwolił, mu posiadać swój miecz dałby radę się nim obronić. Nie raz przyglądał się jak posługuje się nim Kalfefin. Naśladował jego ruchy, a zamiast broni posługiwał się patykiem.
Nigdy nie potrafił jakoś poprosić Kalfefina, aby nauczył go krok po kroku jak robić to właściwie, nie dlatego, że wiedział, że on odmówi. Kalfefin na pewno by się zgodził, on pozwalał na wszystko, ale dlatego, że to on bał się powiedzieć bratu, że interesuje się szermierką.
Coś wewnątrz jego przeszkadzało mu, aby wypowiedzieć to na głos. Zawsze bał się, że ktoś może uznać, że nie potrzebnie zawraca mu głowę, a zgodzić się na jego prośbę tylko dlatego, że on nie dał im wyboru.
Nie chciał być dla nikogo ciężarem.
Właśnie dlatego przyjął postawę chłopca siedzącego w kącie i obserwującego wszystko z ubocza. Nigdy nie zabierał głosu w żadnej sprawie i nigdy o nic go nie pytano.
To, że siedział, w ciszy nie znaczyło, że wyłączył również słuch. Cały czas był bacznym obserwatorem i słuchaczem. Potrafił wyciągać ciekawe wnioski z powieści starszych, ale chociażby czuł, że jego pomysł jest genialny to i tak wiedział, że nie podzieli się z nim nikim głośno.
Zastanawiał się, czy Niunaj dotarł już do swego domu?
Kirka, tak nazywało się jego państwo.
Elf mówił, że jest tam wieczna zima. Otlu zastanawiał się, czy dałby, radę mieszkać gdzieś gdzie cały czas jest jedno zjawisko.
Dlaczego nie poszedłem z nim ?, pomyślał. Teraz żałował, że to wszystko tak się potoczyło, ale co miał zrobić. Jego noga została rozdarta. Skóra rozerwała się tak, że jeśli nie zająłby się, nim lekarz pewna była amputacja nogi, a wtedy już żadna przygoda na niego by nie czekała.
Gdyby tylko potrafił więcej. Od razu wyskoczył przez któreś z okien i popędził w nieznane. Gdyby wiedział więcej. O tym musiał cały czas pamiętać. Chodzenie do lasu to jedno, a ruszenie samemu w nieznane drugie. Tam nikt go nie uratuje, a jeszcze szybciej zginie.
Otlu rzucił się na łóżko i zamknął, oczy zapadając w sen i oddał się całkowicie przygodzie. Tej jedynej, na którą mógł sobie pozwolić.
Śniło mu się, że jedzie na koniu i przemierza świat. U jego boku był długi srebrny miecz, a na plecach miał tarcze.
Potrafił się nimi posługiwać w razie niebezpieczeństwa.
Nie był małym chłopcem, przerażonym i zagubionym w świecie. Wyglądał na pewnego siebie rycerza.

Łańcuch żywiołówWhere stories live. Discover now