Współpraca z Aurorem .

342 20 29
                                    

Szłam obładowana papierami korytarzami Ministerstwa Magii. Pracowałam tam dopiero od miesiąca. Jako nowicjuszka zajmowałam się tym czego nie chciało się robić moim przełożonym. Skręciłam w lewo i znalazłam się w skrzydle, gdzie swoje biura mieli Aurorzy.

Pomogłam sobie łokciem aby otworzyć drzwi. Za pomocą różdżki byłoby łatwiej. Uchyliły się z głośnym skrzypnięciem i wśliznełam się do środka. Nikt kto tam przebywał nie raczył zwrócić na mnie uwagi. Wiem że czasem dla zabawy starsi pracownicy byli złośliwi dla nowicjuszy ale to była już przesada.

Młody Auror siedział za biurkiem z różdżką w ręku, przed nim walały się jakieś papiery, kałamaż i pióro. Drugą ręką zaś obejmował siedzącą mu na kolanach małżonkę, która obdarowywała go całusem w policzek.

Z impetem położyłam dokumenty na biurku sprawiając że całe się zatrzęsło. Zajęta sobą para odkleiła się od siebie i zwróciła na mnie uwagę.
- Pan Windu prosił abyś to przejrzał.
- Zaraz się tym zajmę. - Skywalker poprawił włosy i pożegnał ukochaną.
Jego żona, Padmé Amidala - Skywalker wróciła do swojej pracy w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.

- Konstancja a czy ty czasem nie chciałaś pracować w Proroku Codziennym? - zagadał mnie przeglądając to co przyniosłam.
- Tak ale muszę poczekać aż będą potrzebować nowych ludzi.
- W takim razie będziemy na siebie skazani przez jakiś czas.
- Na to wygląda. Tylko że ty nie musisz siedzieć w papierach przez całe dnie.

Mineło kilka dni. Siedziałam przy swoim biurku. Jak zwykle byłam zawalona papierami. Windu kazał mi przejrzeć raporty z ostatnich działań Aurorów. Zostałam z tym sama. Umilałam sobie czas podjadając resztę landrynek z Miodowego Królestwa. Muszę tam kiedyś zajrzeć.

Zegar oznajmił mi że już pora do domu. Uprzątnełam swoje rzeczy i wziełam swój płaszcz. Chciałam już wyjść ale ktoś na mnie wpadł.
- Na brodę Merlina żyjesz?! - krzyknął zaraz po tym jak oberwałam drzwiami, które otworzył.
Tak oto wyglądało moje spotkanie ze Skywalkerem.
- Jeszcze tak. Czego tu szukasz?
- Ciebie.
- Mnie?
- Tak. Podobno jesteś mugolakiem.
- I co ci do tego? Mój status krwi nie powinien cię obchodzić.
- Nie o to chodzi.  Potrzebuję pomocy kogoś kto dobrze zna się na mugolach.
- A po co ci moja pomoc? Wszystkiego możesz się dowiedzieć.
- Tylko chodzi o to że jest to czasochłonne a ja muszę działać teraz.

Nie wiem jak ale dałam mu się namówić. Podobno jakaś grupka Ślizgonów z szóstego roku opróżniła szkolny magazynek z eliksirami i testuje je na mugolach. Nic lepszego nie mogli wymyślić? Zgodziłam się mu pomóc. Czekała mnie przez to bezsenna noc.

Czekałam na niego przy budce telefonicznej będącej wejściem do Ministerstwa. Ubrałam się ciepło. Zjawił się po kwadransie. Zdążyłam się już wynudzić.
- Gotowa?
Widziałam jak naciąga rękawy żeby ukryć dłonie. Domyślałam się że chce ukryć prawą rękę. Podobno na początku ścigając zbiega z Azkabanu stracił rękę. Nie zdąrzył wezwać pomocy. Zajeli nim się mugolscy lekarze.  Teraz utraconą kończynę ma zastąpioną protezą, którą samodzielnie ulepszył.

- To gdzie mamy ich szukać? - spytałam
- Nie wiem. Masz mi pomóc w znalezieniu ich.
Zamilkłam na chwilę. Musiałam sobie przypomnieć wszystko co wiedziałam o tych Ślizgonach. Znałam ich. Typki spod ciemnej gwiazdy.
- A co dokładnie przeskrobali że zajeło się tym Ministerstwo?
- Zabawiają się kosztem naiwnych dzieciaków. Już kilku trafiło przez to do szpitali. Sprawą zaczeły się interesować mugolskie władze.

Teleportowaliśmy się w miejsce, które wskazałam. Liczyłam na to że ich tam znajdziemy. Kiedyś widziałam tam grupkę uczniów Hogwartu rządnych przygód. Mocno ściskałam swoją różdżkę. Bałam się trochę. Jeszcze nigdy nie musiałam się bronić przy pomocy magii. Weszliśmy powoli do opuszczonego budynku.

Zastaliśmy ich w piwnicy. Było ich trzech. Poznali mnie.
- Nasza kochana Konstancja nas odnalazła! - krzyknął jeden z nich.
Nadal chciał się na mnie zemścić za to że Tłuczek który odbiłam zrzucił go z miotły. Prawda była taka że zbagatelizował lecącą do niego piłkę.
- Jeśli ukrywacie się w tak oczywistym miejscu jak to.
- Skąd tu niby wiedziałaś?
- To jedyne miejsce w mieście gdzie można natknąć się na Ślizgona.

Zaatakowali błyskawicznie. Bez najmniejszego wysiłko sprawili że nie byłam już dla nich zagrożeniem. Zanim padłam ogłuszona widziałam jak Skywalker rozbrioł dwóch nastolatków.

Leżałam chwilę zamroczona. Chwiejnie wstałam na własne nogi. Panowała cisza. Wszyscy trzej Ślizgoni siedzieli związani linami wyczarowanymi przez Anakina.
- Nic ci nie jest?
- Nie. A co z tobą?
- Średnio. Teraz wiem że powinnam zostać za biurkiem.
Po chwili usłyszałam świst. Zjawili się po winnych.

Byłam gotowa odejść. Posada w  Proroku Codziennym już na mnie czekała. Opuszczałam Ministerstwo. Przepracowany tam rok zapamiętam do końca. Pożegnałam wszystkich z wyjątkiem Anakina.

- Wpadnij czasem. - powiedział młody Auror ściskając mnie na pożegnanie.
- Na sto procent. A jeśli dokonasz czegoś wielkiego to napiszę o tym.
- Trzymam cię za słowo.
Uścisnełam jeszcze Padmé, która wykorzystała przerwę aby zobaczyć się z mężem. Musiałam uważać na jej spory już ciążowy brzuszek.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now