Majówka w lesie .

280 30 55
                                    

Grupka nastolatków, obładowana plecakami szła przez las. Pod koronami drzew panował przyjemny chłód. Powietrze wypełniał zapach igliwia. Musieli uważać jak stąpają, bo droga usiana była szyszkami.

Na czele pochodu szeł Poe. Za nim Finn, niosący torbę Rose. Kolejna była para Phasma i Hux. Na końcu szedł Ben trzymiący Rey za rękę. Chłopacy wygwizdywali melodię a dziewczyny próbowały ułożyć do niej słowa.

Domek znajdował się na wzniesieniu niedaleko jeziora. Zbudowany był z drewna. Miał werandę i balkon.
- W końcu jesteśmy. - wysapał Dameron.
- Jak tu ślicznie. - Tico była zachwycona.

Dotarcie do domku zajeło im około dwóch godzin. Z miasta dojazd do najbliżsej wioski zajmował pół godziny a tesztę drogi przez las było trzeba pokonać pieszo. Nie żałowali tego. Tegoroczna majówka miała być udana. Mieli las, jezioro i chęć do przeżycia przygody.

Zanieśli bagaże do pokoi. Zajeli te na piętrze. Dziewczyny miały ten z balkonem od strony jeziora. Zza drzew mogły oglądać srebrną tafle wody.
- Jest tu elektryczność? - to było pierwsze pytanie jakie zadał Hux.
- Tak. Tylko trzeba sprawdzić czy wszystko działa i nic się nie przepaliło w bezpiecznikach. Pójdę sprawdzić. - Solo poszedł do przedpokoju.

Po zjedzeniu obiadu, składającego się z zupek w proszku ekipa podzieliła się na dwie części. Poe, Finn i Rose poszli w las aby znaleść opał na wieczorne ognisko. Reszta zajeła się szykowaniem prowiantu do przyrządzenia nad ogniem.

Czekali aż zrobi się ciemno. Wszystko było gotowe do wieczornej zabawy. Rey razem ze swoim chłopakiem wyprała się na spacer. Reszta obserwowała ich siedząc na balkonie.
- To wyjątkowe miejsce. - oboje stali na końcu drewnianego pomostu.
- Dlaczego? - Rey wtuliła się w ukochanego.
- Tutaj mój dziadek oświadczył się babci. O zachodzie słońca. - odruchowo spojrzał na pomarańcową twarz słońca kryjącą się za drzewami
po drugiej stronie jeziora.

Nastolatkowie siedzieli wokół płonącego ogniska. Koce chroniły ich przed nieprzyjemnym podłorzem. Trawa była mokra a piasek zimny.
Przynieśli ze sobą lodówkę turystyczną.
- Tak to robią prawdziwi mężczyźni. - Poe prezentował własnoręcznie naostrzony kij do pieczenia kiełbasek.
Wszyscy wybuchneli śmiechem.

Przed jedzeniem chcieli się trochę zabawić. Phasma wzieła ze sobą telefon. Ich zabawa polegała na tym że jedna z osób miała tańczyć do utworów wybranych przez resztę.
Na pierszy ogień poszła Phasma. Blondynka bardziej od tańca preferowała sztuki walki, dlatego jej taniec wyglądał jak walka w rytm muzyki.
Potem  byli Ben i Rey. Im trafiła się spokojna piosenka. Wykonali taniec - przytulaniec pod gwiazdami.
Rose wykonała taniec nowoczesny a Poe próbował stepowować.
Finnowi wybrano utwór brzmiący jak muzyka plemienna z dalekiego kraju.
Chłopak podjął się wyzwania. Wymachiwał rękami i nogami od czasu do czasu coś wykrzykując. Pozostała szóstka płakała ze śmiechu.

- Finn czy to co wykonywałeś było tańcem deszczu? - rudowłosy spojrzał na ciemnoskórego.
- Możliwe. A czemu pytasz?
- Bo podziałało.
Nastolatkowie z żalem patrzeli jak na zewnątrz szaleje wiatr i deszcz. Zdąrzyli zabrać swoje rzeczy z plaży. Natura sama ugasiła ognisko. Teraz czekała ich nuda.

W piżamach zebrali się w salonie, przy kominku. Z kocy i poduszek każde z nich ułożyło sobie legowisko. Dameron zeszedł do piwnicy po zaspas znajdującego się tam drewna. Postanowili upiec jedzenie nad ogniem w kominku.

- Nuda. - wyjęczała Tico w jednoczęściowej piżamie z kapturem, pokrytej wzorem w różowe krowy.
- Mamy telewizję.
- I coś jeszcze. Poczakajcie. - Solo zerwał się z miejsca i pobiegł na strych.

Postawił przed zebranymi dwa pudła.
Na jednym z nich widniał napis  "Anidala" a na drugim "Sorgana".
- To nasze rodzinne wspomnienia z wakacji. - chłopak uchylił wieko pierwszego.
Na spodzie leżały obite w skóre dzienniki. Każdy z rokiem. 1977, 1980 i 1983.
- To z wakacji moich dziadków. - Ben wziął do ręki pierwszy z nich z datą 1977.
- Czytaj. - zachęciła go blondynka.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now