Wierzba .

131 19 21
                                    

Nieopodal statego domu nad brzegiem jeziora w głębi lasu rośnie wierzba. Najdłuższe z jej gałęzi muskają liśćmi taflę wody. Otoczona trzcinami góruje ponad nimi.
Każdego wieczoru pod drzewem zjawia się leśnik. Siedzi samotnie pilnując drzewa i tęskniąc za dawnym życiem, które wiódł ze swoją żoną.

¤¤¤¤¤


Pierwsze promienie słońca malowały na złoto taflę jeziora. Chłodny wietrzyk poruszał  liśćmi drzew i trzciną, rosnącej  nad jeziorem. Razem tworzyło to najpiękniejszy i najbardziej sielankowy widok. Wszystko to było dodatkowo skąpane w porannej mgle, która wydawała się wyłaniać z lasu niczym mleczne obłoki.

Podziwiała ten widok po raz pierwszy od dawna. Nie zraziła jej wczesna pora, chłód poranka czy trawa pokryta rosą.
Napawała się tym widokiem stojąc przed domem boso i w samej koszuli nocnej.
Świat wokół niej móbłby ulec zniszczeniu, a ona nadal by podziwiała narodziny nowego dnia w otoczeniu lasu i jeziora.

Z transu wyrwał ją czyjś dotyk. Jej mąż też się zbudził i zauważając żony brak obok siebie wyszedł na poszukiwania.
- Wystraszyłeś mnie. - powiedziała zaskoczona.
- I ty mnie. Bałem się, że znów zmarzniesz. - powiedział przytulając ją od tyłu i złożył na jej karku mały całus.
- Możesz mi coś obiecać.
- Tobie mogę obiecać i przysiąc wszystko.
- Więc chcę abyśmy razem codziennie przychodzili tutaj oglądać wschody i zachody słońca.
W odpowiedzi usłyszała ciche pojękiwanie.
- Nich ci będzie. Tylko zachody. - odwróciła się do niego twarzą - Ty mój śpiochu.
Złociste oblicze wschodzącego słońca całkowicie wyjżało zza horyzontu oblewając świat swymi promieniami.
W porannym słońcu skąpane było wszystko, łączne z młodym małżeństwem w trakcie pierwszego w tym dniu pocałunku.

Widząc jaka jest szczęśliwa, przestał żałować decyzji powrotu do domu.
Nie czuł już tej wielkiej potrzeby ucieczki do miasta, tak jak to było kilka lat temu. Może nawet stęsknił się za tym miejscem. Teraz nie ważne było gdzie trafi, ważne było, że z nią.
I skoro ona jest tu szczęśliwa to i on będzie, jako leśnik w samym sercu lasu.

Pierwsze tygodnie w leśnym domku mijały im na porządkowaniu zaniedbanego ostatnim czasem ogródka.
- Annie spójrz! - powiedziała rozradowana kobieta idąc do niego.
Ma wyciągniętej przez nią dłoni, okrytej rękawiczką, spoczywało pęknięte nasionko z którego wyrósł mały pęd i da listki.
- To jest bardzo ładne nasionko. Wspaniały okaz. - powiedział jej mąż kiwając głową i przybierając pozę i minę eksperta.
- Nabijasz się ze mnie! - krzykneła oburzona.
- Ja?! Skądże z nowu. - powiedział i podszedł do niej chcąc ją przytulić na pocieszenie, ale nie zdążył, bo ona podała mu już łopatę, która była wbita w ziemię obok.
- Idziemy zasadzić to nasionko. Najlepsze miejsce to... - rozejrzała się do okoła - Tam! - wskazała miejsce nad brzegiem jeziora.
- Między trzcinami?
- Tak. Tam będzie idealnie. - powiedziała i pociągneła go w kierunku jeziora.

Gdy zasadzili ziarenko niewielka roślinka ledwie wystawała ponad ziemię, lecz po kilku tygodniach lichy pęd i dwa listki zmieniły się w niewielkie drzewko.
Odnalezli je w czasie wieczornego spaceru. Listki rosnące na szczycie pędu zaczeły  być widoczne między czcinami.
- Nasze ziarenko? - stwierdził zdziwiony Anakin odgarniając długie liście na bok.
- Teraz jest to małe drzewko. - Padmé przyjżała się listkom - Będzieli mieli wierzbę.

Mineło kilka wiosen, a wierzba na brzegu jeziora nadal rozła i stawał się coraz wspanialszym drzewem.
Nie tak dawno wśród jej gałązek gniazdko uwiła sobię skrzydlata para.
Nie umkneło to uwadze młodego leśnika i gdy tylko przytrafiła się okazja przyprowadził tam tylko swoją żonę.
- Nasze drzewko stało się domem dla ptasiej rodziny. - powiedział z dumą w głosie.
- Tak, to wspaniale. - głos Padmé był inny niż zazwyczaj, bardziej niepewny, drżący.
- Coś się stało? - zapytał Anakin.
- Ja tylko chciałam ci powiedzieć... - młoda kobieta wbiła wzrok w ziemię, a jej policzki ozdobiły rumieńce - Coś się zmieniło, ktoś jeszcze się zjawił oprócz nowych lokatorów na naszym drzewku.
Skywalker patrzył na nią nie wiedząc co ma znaczyć jej wywód, ale gdy jej dłonie niepewnie dotkneły brzucha od razu doszedł do wniosku.
W mgnieniu oka wziął ją w obcięcia i zaczął śmiać się i płakać ze szczęścia.
- Puść mnie wariacie! Jeszcze nam coś zrobisz! - Padmé chciała brieć groźnie, ale udzieliła jej się radość ukochanego.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now