114.

179 8 11
                                    

Astaroth spała niespokojnie. Wierciła się nerwowo, jakby nie mogła sobie znaleźć wygodnego miejsca, pomimo cudownie miękkiego łóżka. Mruczała niezrozumiale przez sen. Słyszała dziwne szepty, które ją wzywały. Błagały, by je ochroniła. Płakały, prosząc, aby nie pozwoliła ich skrzywdzić. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Wszyscy szeptali, błagając, aby nie pozwoliła zrobić im krzywdy. Ale ona nic nie mogła zrobić. Tkwiła w ciemności. Nie widziała nikogo. Nie wiedziała gdzie iść, kogo szukać. Z czasem szepty, zmieniły się w agonalne krzyki, którym towarzyszyły szumy i trzaski. Jej ciało zalał pot. Te trzaski. To był ogień. Czuła ten gorąc i słyszała jego konające ofiary, jakby były w jednym pomieszczeniu. Nagle ktoś chwycił ją za nadgarstek
i mocno nią szarpnął. Dopiero wtedy dostrzegła, że stoi w samym sercu potężnego pożaru. Nie wiedziała gdzie jest. Widziała niewyraźne zarysy budynków, trawionych przez niszczycielski żywioł. Dostrzegła ludzkie sylwetki, wrzeszczące w niebogłosy i zwijające się z bólu. Jednak serce omal jej nie stanęło, dopiero kiedy spojrzała kto ją trzymał za rękę. Nie była w stanie poznać czy to był mężczyzna, czy kobieta. Ciało było niemal całkowicie zwęglone. Skóra zionęła czerwienią poparzeń i czernią spalenizny. Pochłonięta przez płomienie twarz to była już zwęglona czaszka, wpatrująca się w nią oczodołami, z których wypływały stopione oczy. Wargi już spłonęły, przez co zęby były na wierzchu, a trup zdawał się szczerzyć do niej paskudnie.
Z poparzonego gardła wydarł się przerażający wrzask boleści, a trupia dłoń zacisnęła się mocniej na nadgarstku Astaroth, gdy pociągnął ją do siebie.

Dziewczyna otworzyła oczy, kiedy poczuła smród palonego mięsa i włosów. Sapiąc ciężko, poderwała się do siadu i otarła spocone czoło. Zerknęła na niedokładnie zasłonięte okno. Na zewnątrz wciąż było ciemno. Nie było sensu wstawać z łóżka i bez sensu kręcić się po zamku. Miała zamiar znów spróbować zasnąć, kiedy się uspokoi. Jednak wiedziała, że szybko to nie nastąpi. Syknęła cicho. Bolała ją ręka. Wciąż miała wrażenie, że coś ją ściska za nadgarstek. Spojrzała na miejsce, gdzie we śnie chwycił ją nieboszczyk. Miała tam siniaka, któremu towarzyszyły lekkie poparzenia, ułożone w kształt trupiej dłoni.
Jej spoconym ciałem wstrząsnął dreszcz. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Uniosła wzrok
i mimowolnie wrzasnęła, gdy dostrzegła czyjąś sylwetkę i wpatrujące się w nią czerwone ślepia.

Astaroth łapczywie nabrała powietrza, podrywając się do siadu. Rozejrzała się szybko po pokoju. Tym razem na pewno się obudziła, a za oknem już robiło się jasno. Spojrzała na nadgarstek. Nie było ani śladu, po łapsku ofiary pożaru. Odetchnęła z ulgą. To tylko koszmar. Wrzaski ucichły,
a w pokoju panował przyjemny chłód. Nie czuła już smrodu spalenizny i co najważniejsze, nikt nie stał jej nad łóżkiem, i nie gapił się na nią bezczelnie. To tylko kolejny zły sen. Mogła być spokojna.
Zrzuciła kołdrę i wstała z łóżka, by podejść do szafy. Wyciągnęła przylegające spodnie i jakąś luźną, przewiewną bluzkę. Szybko doprowadziła włosy do porządku, a następnie poprawiła łóżko. O dziwo nie dostrzegła śladów potu na pościeli. To też musiała być część koszmaru.
Odpychając myśli o przerażającym śnie, podeszła do drzwi. Ostrożnie je otworzyła i rozejrzała się. Nie dostrzegając nikogo, opuściła komnatę i ruszyła w stronę biblioteki.
Kiedy weszła do olbrzymiej sali, nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie wiedziała czego szukać, od czego zacząć przeglądanie ksiąg. Podeszła do jednej ze ścian, robiącej za potężny, wypełniony po brzegi regał. Miała wrażenie, że grube, silne półki i tak uginają się pod ciężarem zbiorów. Patrzyła na nieczytelne dla niej symbole, widniejące na zakurzonych grzbietach ksiąg. Wyciągnęła rękę po jedną z książek o zadbanej, gładkiej okładce, z barwionej na niebiesko skóry. Odruchowo się cofnęła, gdy nagle symbole na grzbiecie zalśniły bladym światłem, które szybko zgasły, kiedy już była w bezpiecznej odległości od księgi. Zainteresowało ją to. Tym razem wiedząc czego się spodziewać, pewniej przyłożyła palce do księgi, a gdy ta znów zalśniła ruszyła wzdłuż regału, racząc swym dotykiem kolejne pozycje, które od lat nie czuły ciepła czyjejś dłoni. Wszystkie zachęcająco lśniły, gdy ich dotykała i powoli gasły, kiedy jej dłoń znikała.
Cieszył ją ten widok. Po raz pierwszy od dawna zobaczyła coś wyjątkowego, co było po prostu piękne i niewinne. Czuła się trochę jak podczas podróży statkiem, lata temu dostrzegła Skrzydlice. Piękne i łagodne stworzenia, których wspomnienie przypominało jej, że nie wszystko przesiąknięte magią było zabójcze i złe.
Nagle poczuła dziwny dreszcz. Obejrzała się, mając wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Zmierzyła wzrokiem owiane cieniem regały naprzeciwko i stoły. Nie pomyślała, by spojrzeć nad siebie. Być może wtedy dostrzegłaby czarne ślepia wpatrujące się w nią i smukłą sylwetkę, siedzącą na barierce tuż nad jej głową. Astaroth znów skupiła się na książkach. Odeszła nieco od obserwującej jej postaci i w końcu wzięła do ręki jakąś książkę, tym razem kuszącą czerwoną okładką. Mimowolnie rozdziawiła usta ze zdumienia, gdy nieczytelne znaczki, przeistoczyły się w znane jej litery, a obcy język, we Wspólną Mowę.
Była tak zajęta przeobrażającym się teksem, że nie dostrzegła jak obserwujący ją cień, zeskakuje z barierki i bezszelestnie ląduje na kamiennej podłodze.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now