34.

513 37 26
                                    

- Kim jest Agares? - spytała Astaroth.

- Agares jest dla tutejszych mieszkańców, niczym bóstwo - Padła odpowiedź.

Rimmone i Astaroth podskoczyli zaskoczeni głosem. Wlepili zdumione spojrzenia w czarnowłosego mężczyznę, opartego o zgaszoną latarnię.

- Co tu robisz, Vagirio? - zdziwił się Rimmone.

- Pilnuję swojej córki. Naprawdę sądziłeś, że pozwolę Astaroth być z tobą sam na sam?

- Jakoś nad przeklętym bajorem nie miałeś z tym problemu.

- Akurat rana od anielskiego oręża nie dała mi wyboru. Ale nie ważne. Musimy się stąd wydostać, nim Agares się zorientuje, że tu jesteśmy - Ruszył w stronę bramy.

- Tak właściwie to dlaczego ludzie tak panicznie się go boją? - spytał Rimmone.

- Dziwisz im się? Widziałeś go kiedyś?

- Nie. Ale powiadają, że ma najstraszniejszy uśmiech, jaki można sobie wyobrazić.

- Nie dość, że ma paskudną gębę, to potrafi wywoływać halucynacje i manipulować snami. Wdziera się do głowy ofiary i sprawia, że dręczą ją najgorsze koszmary. W efekcie tak się boi, że umiera.

- Czemu ludzie, nie próbują się go pozbyć? - spytała Astaroth.

- Bo dla śmiertelników to jest niemożliwe. Agares może mieć ciało jak duch, wtedy nie da się go zranić, ale pozostaje cholernie niebezpieczny. Ale na szczęście ludzi, da się z nim dogadać. Co noc mieszkańcy zostawiają mu ofiarę, w postaci dokładnie oporządzonego mięsa, bądź ryb. Agares bez wysiłku zaspokaja głód, więc nie ma powodu nękać mieszkańców. Ale biada temu, co się nie ukryje. Każdego, kto szlaja się po zmroku, po mieście, traktuje jak złodzieja i go zabija.

Vagirio zaklął pod nosem, gdy dotarli do zamkniętej bramy.

- Powodzenia z Agaresem, Rimmone - rzucił.

- Co to ma znaczyć?

- Nie możesz latać, więc się stąd nie wydostaniesz.

- I chcesz mnie tu tak zostawić? - oburzył się mieszaniec.

- Tak - Łypnął na Astaroth i zmierzył wzrokiem jej zakryte plecy. - Kiepski wybór. Trzeba będzie wyciąć jakieś dziury - Przeistoczył się w potwora o błoniastych skrzydłach.

Nastolatka spojrzała na niego.

- Nigdzie nie lecę.

- Że co?

- Chesz zostawić Rimmone'a na pastwę Agaresa.

- Poradzi sobie. Lepiej martw się o siebie. Zresztą on z pewnością by cię zostawił.

- Wcale nie - mruknął mieszaniec.

- Uwierzyłbym gdybym cię nie znał.

- Nie wiesz jaki jestem.

- Ale znam takich jak ty.

Ich dyskusję przerwał upiorny śmiech, a następnie przeraźliwy wrzask.

- Chyba Agares właśnie kogoś dopadł... - Rimmone z trudem przełknął ślinę.

- Wynośmy się stąd. On gdzieś tu jest. To tylko kwestia paru chwil, gdy i nas dopadnie.

- Kwestia sekund, przyjacielu - zabrzmiał upiornie niski głos.

Zaczęli się rozglądać, szukając źródła dźwięku. Po chwili Vagirio zawarczał, ukazując zębiska, gdy dostrzegł czyjąś sylwetkę, leżącą na gzymsie jednego z domów, nieopodal bramy.
W mroku zalśniły upiorne, czerwone ogniki, które prawdopodobnie były ślepiami i błysnęły kły, wyszczerzone w mrożącym krew w żyłach uśmiechu.

Dwa ObliczaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang