63.

306 31 6
                                    

Ciałem Astaroth wstrząsnął dreszcz, gdy kolejna wizja Beliala wyrwała Astaroth ze snu. Ku jej zdziwieniu było już późne popołudnie. Dawno nie spała tak długo i gdyby nie ostatnie minuty snu, to byłby to najdłuższy i najspokojniejszy odpoczynek od dawna. Westchnęła ciężko, po czym usiadła i spojrzała na swoją dłoń, w której wciąż spoczywało pióro jej matki. Odłożyła lotkę do pudełka, po czym spojrzała w stronę skał gdzie miała dostrzec Vagirio. Jednak demona nie było w zagłębieniu. Jedyną oznaką jego obecności były ślady po pazurach w skale i drobne, czarne plamki na ziemi. 

Rimmone zaś był dość wysoko nad jej głową. Leżał wygodnie na suchej, choć dość grubej gałęzi, wyrastającej z jednej z kamiennych ścian. Korzystał z promieni słońca, ciesząc się przyjemnym ciepłem. 

- Rimmone! - zawołała Astaroth, zwracając na siebie jego uwagę.

Chłopak spojrzał w dół, po czym zsunął się z gałęzi i rozłożył skrzydła, by spokojnie opaść na ziemię.  

- Gdzie jest Vagirio? - spytała, gdy wylądował.

- Nie mam pojęcia. Nie było go już, kiedy wstałem.

Skłamał. Podczas, gdy Astaroth spała jak zabita, Rimmone'a obudził potworny  kaszel Vagirio. Demon męczył się tak bardzo, że z bólu wyrył w skale głębokie rysy. Był świadkiem kolejnego ataku. Widział, jak Vagirio plując własną krwią i walcząc z niekontrolowanym drżeniem mięśni, ucieka jak najdalej, pomimo, że słońce jeszcze oświetlało większość gór. Zdołał jedynie krzyknąć do mieszańca, aby opiekował się Astaroth, dopóki nie wróci. I od tamtej pory nie dawał znaku życia.

Rimmone twardo ukrywał fakt, że się martwi. Uśmiechał się do Astaroth, pomimo że jego myśli wciąż dręczył widok smolistej krwi wypływającej z paszczy demona.

- Może się rozejrzymy, po okolicy? - zaproponował, podnosząc worek dziewczyny, by narzucić go na ramię.

- Czemu nie? Gdziekolwiek Vagirio poszedł i tak nie wróci przez zachodem słońca. Może przy okazji znajdziemy coś do jedzenia. 

Ruszyli przed siebie, w milczeniu. Rimmone modlił się w duchu, aby Astaroth nie dostrzegła kolejnych plam mrocznej krwi. Na szczęście dziewczyna była zbyt zajęta rozmyślaniem o ponownej wizji o swym upiornym bracie. Zastanawiała się nad przyczyną tych przywidzeń. Rozmyślała czy te straszne opowieści o Belialu są prawdziwe i co by się stało, gdyby któregoś dnia przyszło jej stanąć przed jego obliczem. Z każdym kolejnym snem o nim, obawiała się go coraz bardziej.

Z rozmyślań wyrwało ją szarpnięcie. Oprzytomniała, gdy Rimmone chwycił ją za rękę i pociągnął dość mocno w tył, ratując ją przed upadkiem z nagłego, stromego urwiska. Spojrzała w dół na ciemną wodę, z której wystawały ostre skały. 

- Lecimy? - Rimmone puścił jej rękę, po czym wziął lekki rozbieg i skoczył z krawędzi, by następnie zawisnąć w powietrzu. - No dalej, ptaszyno.

- Nie - Pokręciła głową. - Nie chcę skończyć tam na dole, nadziana jak na pal.

Rimmone westchnął, lądując przy niej. Splótł ręce za sobą, z niewinnym uśmieszkiem przyklejonym do ust, dość specyficznym ale i zabawnym krokiem, obszedł ją i stanął za jej plecami.

Astaroth wodziła za nim jedynie wzrokiem, zastanawiając się co ma zamiar zrobić.

- W takim razie nie dajesz mi wyboru - Nachylił się nieco, by szepnąć jej do ucha.

- Hm? - Nieco obróciła głowę, by spojrzeć na niego kątem oka. - Co masz na myśli?

Nim zdążyła rozgryźć jego zamiar, nie szczędząc siły pchnął ją w przepaść. Dziewczyna odruchowo rozłożyła skrzydła i instynktownie zaczęła lecieć przed siebie.

Dwa ObliczaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora