3.

1K 77 23
                                    

Vagirio siedział na krawędzi gzymsu jednego z domów, stojących nieopodal kościoła.
Był wczesny ranek.
Ulewa i czarne, burzowe chmury dawno odeszły w zapomnienie. Słońce powoli, wręcz leniwie wyłaniało się zza horyzontu.
Po rwących potokach pozostały jedynie kałuże, dzięki wypalonej przez tygodnie suszy ziemi.

Demon, kryjąc się w ludzkiej postaci, uważnie obserwował kościół, w którym znajdowała się Astaroth. Starał się całą swą uwagę skupić na budynku. Próbował nie myśleć o ranach, które odniósł w pojedynkach, stoczonych poprzedniej nocy.
Był wyczerpany. Nie tylko przez upływ krwi i ból katujący jego pocharatane ciało. Duży wpływ na jego złe samopoczucie miały promienie słoneczne, które poważnie go osłabiały, gdyż był stworzeniem mroku.
Gdyby nie Astaroth, zapewne skryłby się gdzieś daleko w lesie, w jakiejś jaskini, bądź norze i przeczekał do zmroku.
Jednak musiał odnaleźć córkę. Dlatego pozostało mu tylko dokładnie okryć się ubraniami i jakoś przetrwać.

Choć trzymał się w bezpiecznej odległości od świątyni, czuł obecność córeczki.
Przymknął powieki, wytężając słuch. Nie słyszał płaczu, więc mógł być spokojny. Ktoś się dobrze zajął jego maleństwem.
W końcu otworzył oczy, gdy usłyszał trzask. Skupił wzrok na kobiecie, która trzymała niemowlę, owinięte czystym kocykiem.

Przyjrzał się jej dokładnie.
Jej sukienka była w opłakanym stanie.
Prosiła się o interwencję krawca i porządne pranie.
Panienka była bardzo chuda, co świadczyło o tym, iż jadała skromnie, a być może zdarzało jej się też nie mieć nic w ustach przez kilka dni.
Dłonie były drobne i zniszczone przez pracę. Na jednym z ramion miała zawieszony koszyk.
Włosy o barwie ciemnego blondu spięła w niezbyt dokładnego koka.
Miała lekko zaróżowione, zapadniętę policzki i drobny nos.
W zielonych oczach czaiła się chęć do życia, pomimo, że los jej nie szczędził.

Vagirio napiął mięśnie, szykując się do skoku na ziemię.
W duchu cieszył się, że miał zaatakować tą panienkę.
Tak drobna kobieta nie była dla niego żadnym wyzwaniem, nawet gdy ledwo trzymał się na nogach.

Po chwili do niewiasty podszedł stary mężczyzna, ubrany w brązowy habit.
Vagirio zupełnie go zlekceważył. Jego celem nie był duchowny o sędziwym wieku, a kobieta tuląca do siebie jego dzieko.

- Jak ktoś mógł porzucić te urocze maleństwo? - spytała.

- Nie wiem, Mariso.

- Myślisz, ojcze, że mogłabym...? Mogłabym ją przygarnąć?

- A co na to twój mąż?

- Porozmawiam z nim. Myślę, że się zgodzi, chociaż... Nie jesteśmy zamożni...

- Z pewnością małej będzie lepiej z wami, w skromnym domu, niż w sierocińcu.

Panienka uśmiechnęła się lekko, zerkając na dziewczynkę spoczywającą w jej drobnych ramionach.

- Pora na mnie - Spojrzała na duchownego. - Szczęść Boże.

- Szczęść Boże - Starzec uśmiechnął się łagodnie, po czym zniknął w kościele.

Vagirio patrzył jak kobieta oddala się od kościoła. W końcu zeskoczył z dachu i trzymając się w bezpiecznej odległości, ruszył za niewiastą.

Podążając jej śladem dotarł na duży plac, na którym ustawiono wiele straganów.
Zbliżył się do jednego z kramów i zaczął udawać zainteresowanie stosem jabłek, gdy Marisa podała kosz któremuś z handlarzy.
Kątem oka co chwilę na nią zerkał.
Obserwował jak oddaje kupcowi swoje ostatnie grosze w zamian za kawałek chleba i trochę warzyw.

W końcu rozejrzał się. Staży nie było w zasięgu wzroku. To była idealna szansa na atak.
Ruszył w stronę panienki, która była skupiona na gawędzeniu z kupcem.
Nie spieszył się. Nie chciał zwracać na siebie niczyjej uwagi, co utrudniało mu ubranie, które dokładnie kryło każdy skrawek jego ciała.

Zamarł w bezruchu, gdy przez chodnik przemknęły cienie. Zadarł głowę. Z trudem powstrzymał syk, kiedy jego wzrok napotkał kilka sylwetek, siedzących na dachach. Śmiertelnicy widzieli tylko zwykłe, białe gołębie, ale Vagirio dostrzegał ich prawdziwe oblicze. Byli to jego odwieczni wrogiowie. Anioły.
Prawdopodobnie szukały demona i jego dziecka, które przyszło na świat ledwie kilka godzin temu.

Vagirio jako ojciec czuł obecność Astaroth, ale jako demon, wyczuwał jeszcze niezwykłą energię, bijącą od noworodka. I prawdopodobnie właśnie ta energia ściągnęła anioły do tego małego miasteczka.
Demon musiał być czujny póki nie minie doba od narodzin jego maleństwa. Po tym czasie magia bijąca od Astaroth zniknie. Przynajmniej na rok...

Na córeczkę Vagirio czyhały nie tylko demony, czające się w mroku, lecz także anioły, które miały obowiązek zabić, bądź strącić do piekieł każdą istotę, mającą w sobie choć drobną cząstkę kreatury z krainy potępienia.

Anioły w jednej chwili skupiły się na demonie.
Ten zaklął w duchu. Istoty z Niebios go wyczuły...
Kiedy poderwały się do lotu, ruszył biegiem w stronę bocznej uliczki. Musiał się skryć w mroku, inaczej nie miał żadnych szans w starciu z trzema aniołami.
Zatrzymał się, gdy na drodze stanął mu młodzieniec, dzierżący miecz, którego klingę muskały błękitne płomienie. Szybko zawrócił, lecz drugi z aniołów niemal natychmiast odciął mu drogę ucieczki.
Obrócił się bokiem, chcąc mieć w zasięgu wzroku obydwóch rywali.
Zawarczał ostrzegawczo, widząc, że powoli się do niego zbliżają, gotowi użyć swych zaklętych ostrzy.

Po chwili młodzieńcy zatrzymali się.
Vagirio zmierzył ich wzrokiem, próbując rozgryźć ich zamiary. Przeszedł go dziwny dreszcz. Był pewien, że zauważył trzy istoty z Niebios, a teraz miał nieprzyjemność stanąć twarzą w twarz z dwoma.
Zadarł głowę, gdy nagle ogarnął go cień trzeciego z nich.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz