113.

388 28 35
                                    

Astaroth przeciągnęła się, wybudzając się z głębokiego snu. Przetarła zaspane oczy i rozejrzała się, jakby próbowała sobie przypomnieć gdzie się znajduje. Sapnęła ciężko, zdając sobie sprawę, że jej pobyt w Piekle w cale nie okazał się tylko snem. Sięgnęła do szafki nocnej, gdzie stał dzbanek z wodą, zamiast tacy z posiłkiem, którego wczoraj nie ruszyła. Omiotła spojrzeniem pokój, szukając czyjejś obecności. Na szczęście w tej chwili była sama, lecz zasłonięte okno i dzbanek, uświadomiły jej jak głęboko spała. Skrzywiła się lekko, karcąc się w myślach. Nie przypuszczała, że zaśnie tak mocno. Jak mogła nie usłyszeć, że Indra tu była? Postanowiła, że więcej nie skorzysta ze środka nasennego, który okazał się mocniejszy niż sądziła. Nie mogła sobie więcej pozwolić na taką bezbronność.
Wstała i narzuciła na siebie koronkowy szlafrok, sięgający niemal do ziemi. Odruchowo spojrzała na spękane lustro, którego już nie otaczały ostre odłamki. Tym razem spodobało jej się to co zobaczyła. Patrzyła na swoje, tak dobrze jej znane odbicie. Mimowolnie się uśmiechnęła, patrząc na bardziej ludzkie lico, niż to co miała okazję dostrzec wcześniej. Lecz jej uśmiech szybko zniknął, gdy nagle dostrzegła odbicie swoich skrzydeł. One nie powróciły do swojego dawnego wyglądu.

- Co jest? – z trudem zmusiła, aby skrzydła się lekko rozprostowały, by móc się przyjrzeć czerwono-czarnym piórom i ich półnagiej wewnętrznej stronie – Dlaczego się nie zmieniły?

Podskoczyła, gdy w odpowiedzi usłyszała głośny ryk i huk, tuż za oknem. Nie wiedziała, co to było i czy powinna to sprawdzać, lecz ciekawość była silniejsza od rozsądku. Ostrożnie podeszła do ciemnych zasłon i delikatnie je odsunęła, by móc zerknąć na to, co się dzieje za oknem. Było już widno, a niebo znów było krwiste i bezchmurne. Jedyną oznaką po burzy były zacieki na szybie. Astaroth mimowolnie drgnęła, gdy nagle dostrzegła demona, próbującego przeciągnąć swoje zwierzęce ciało, przez kamienne barierki, na których zawisł. Nie był olbrzymim, ani zbyt potężnie zbudowanym stworzeniem. Jego skóra była czarna, naznaczona jasnymi przebarwieniami, przypominającymi pioruny, przecinające nocne niebo. Na grzbiecie miał krótki skórzasty grzebień, który teraz leżał spokojnie na plecach. Jego oczy były małe, dość wąskie i świeciły upiorną bielą, a chuda paszcza była pełna smukłych, lekko wykrzywionych w przód kłów. Blade blizny biegnące poziomo po skórze łączącej zabójcze szczęki, wydały się dziwnie znajome. Miał drobne łapy i nie za długi, równie zgrabny ogon. A w miejscu rąk, miał błoniaste skrzydła, zakończone trzema drobnymi pazurami, którymi teraz próbował się utrzymać na kamiennej balustradzie.
Sapał ciężko, w końcu z trudem wciągając ociekające krwią ciało na balkon. Astaroth doskonale słyszała jego nierówne sapanie i ciche przekleństwa. Zaczęła się zastanawiać skąd zna jego głos.
Niepewnie odsunęła zasłony i wyszła na balkon. Otuliła się ramionami, jakby nagle zrobiło jej się zimno, choć w rzeczywistości poranek był ciepły, a powietrze przyjemnie wilgotne. Zmierzyła wzrokiem rozerwane skrzydło demona i głęboką ranę na żebrach. Słyszała dziwne świsty, rozbrzmiewające z każdym wdechem. Był to zdecydowanie zły znak.

- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie, choć wiedziała, że nie jest z nim za dobrze.

Cierpiał. Być może powoli się wykrwawiał i umierał, na jej oczach. Lecz wolała być ostrożna. Nie wiedziała jak na nią zareaguje.
Dopiero kiedy usłyszał jej głos, zdał sobie sprawę z jej obecności. Szybko dźwignął obolałe ciało.

- Księżniczko – schylił zębatą paszczę, niemal do samej ziemi – Nie poznałem cię, w pierwszej chwili – wyprostował się, po czym z trudem wdrapał się na barierkę, szykując się do skoku - Wybacz, że zakłóciłem twój spokój - rozłożył skrzydła, choć jedno z nich zdecydowanie nie nadawało się już do lotu - Już mnie tu nie ma.

- Zaczekaj - podeszła do niego - Jesteś Ibai? Dobrze pamiętam?

- Zgadza się, moja pani.

Astaroth uśmiechnęła się smutno, patrząc na jego ociekające krwią ciało. Patrzyła jak jego brzuch i pierś ruszają się szybko, z każdym oddechem. Lecz to świszczenie w jego płucach nie dawało jej spokoju.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz