16.

547 48 11
                                    

Wrzask Astaroth wyrwał Vagirio ze snu. Demon poderwał się do siadu zaalarmowany krzykiem córki.

Dziewczyna płakała, czując niemiłosierny ból. Znów miała wrażenie, że ktoś próbuje żywcem wyrwać jej kręgosłup.

Vagirio syknął z bólu, czując dziwne pieczenie na piersi. Zaskoczony nieco rozciągnął koszulę i łypnął na symbole. Piętno w kształcie lwa zaczęło krwawić... A to oznaczało, że z Astaroth było źle... Wręcz tragicznie...
Nie zwlekał więcej. Wziął córkę na ręce i najszybciej jak mógł ruszył przed siebie. Chciał wydostać się spomiędzy sosen, by móc się przemienić i polecieć.

- Pomóż mi... - wyszeptała Astaroth, chwytając jego ramię.

- Wytrzymaj. Niedługo moja dawna znajoma się tobą zajmie.

Demon zaklął, gdy dziewczyna zemdlała mu w ramionach, a rana na piersi zaczęła go palić, niczym żywy ogień.
Stwierdził, że na piechotę traci tylko czas, którego miał coraz mniej. Delikatnie położył córkę na ziemię i przemienił się w latającego potwora. Ostrożnie chwycił szponami Astaroth i nie zważając na fakt, że zahaczał nimi o sosny, poderwał się do lotu.
Leciał najszybciej, jak był w stanie, co nie było łatwe, przez liczne rozcięcia jakich się nabawił.
Cieszył go jednak fakt, że jeszcze było ciemno. Przynajmniej nie musiał się martwić, że słońce zmieni go w proch.

W końcu Vagirio dostrzegł parę chat. Poczuł dziwny ucisk w żołądku, ale zniżył lot. Wylądował najdelikatniej, jak potrafił, zważając by nie zrobić krzywdy Astaroth.
Czym prędzej powrócił do ludzkiej postaci i chwycił córkę.
Zbliżył się do jednego z domów, którego wejścia strzegło dwóch mężczyzn.
Starał się trzymać nerwy na wodzy, bowiem stróżami byli mieszańce.

- Wpuście mnie - rzekł stanowczo.

- Byle kto nie ma prawa widzieć się z Lha-mo - prychnął jeden z mieszańców.

- Nie rozmawiasz z byle kim, głupcze - oczy Vagirio błysnęły czerwienią.

Nagle stalowe drzwi same z siebie się otworzyły.

- Niech wejdzie - zabrzmiał upiorny szept.

Mieszańce spojrzeli na siebie, po czym odsunęli się nieco, schodząc Vagirio z drogi.
Demon łypnął na wciąż nieprzytomną córkę. Była niemożliwie blada, a jej usta zsiniały.
Nie było innego wyjścia. Wziął głęboki wdech, po czym przekroczył próg chaty.
Drzwi natychmiast się za nim zatrzasnęły.

To niewielkie, uznawane za mistyczne miasteczko należało do Lha-mo.
Nie było tu żadnych praw. Każdy tu mógł robić co chciał. To było miejsce gdzie po prostu moża było bezkarnie grzeszyć. Od upijania się do nieprzytomności, bijatyk i hazardu, przez odurzanie się wszelkimi narkotykami pokroju opium, po orgie...

Vagirio zniesmaczony zmierzył wzrokiem ten dom rozpusty.
Było to dość obskurne miejsce. Ściany były ze starego drewna. Okna osłaniały podarte, brudne firany. Podłoga również była drewniana i skrzypiała potwornie z każdym krokiem. W tym pomieszczeniu znajdował się mały barek i kilka rozklekotanych stolików. Część podłogi była obłożona starymi kocami i ubitymi już poduchami.
Panował półmrok, zroświetlany przez parę świec, w szklanych, czerwonych kielichach.

Vagirio przybył do królestwa Lha-mo w najgorszym momencie. Trafił na orgię... W tej chwili zazdrościł Astaroth, że jest nie przytomna i nie musi patrzeć jak obecni tu śmiertelnicy i mieszańce zaspokajają swe potrzeby.

Próbował ignorować duchotę, zmieszaną z odorem alkoholu, potu i licznych kadzideł oraz dyszenie i jęki. Po prostu szedł przed siebie, do kolejnych drzwi, za którymi z pewnością czekała Lha-mo.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now