47.

430 38 15
                                    

Vagirio uciekał ile sił w łapach, słysząc za sobą warczenie Saameda i ryki towarzyszących mu Egzekutorów. Przemykał między drzewami tak zwinnie jak tylko był w stanie. Często jednak ucierał bokiem o któryś z pni, poważnie się raniąc. Słyszał jak jeden z Egzekutorów, który omal go nie dopadł, wpadł na jedno z drzew. 
Nagle wbił pazury w ziemię, hamując gwałtownie, gdy dostrzegł przed sobą łowcę. Demony szybko go otoczyły. Vagirio położył uszy jeszcze bardziej, czując powoli narastający strach. Czuł krew ściekającą z bolesnych otarć na jego łapach i żebrach. Dyszał ciężko.
Cały czas się oglądał, patrząc na powoli zawężających krąg Egzekutorów. Saamed stał nieco za nimi. Z satysfakcją oglądał tkwiącego w potrzasku Vagirio.

Demon desperacko zawarczał, po czym machnął szponiastą łapą, tuż przed pyskiem jednego z łowców. Ten zasyczał, otwierając szeroko paszczę i ukazując dziąsła, z której w jednej chwili wysunęły się ostre, półprzejrzyste zęby.

Nagle zabrzmiał pisk jastrzębia. Z nieba spadł Rimmone, w swej upiornej postaci. Wbił szpony w grzbiet jednego z Egzekutorów. Zrobił z łowcą szybkiego koziołka, po czym wylądował na mocno ugiętych nogach. Zasyczał, upiornie marząc zapadniętą twarz i szczerząc ostre zęby. Nastroszył duże skrzydła, rozczapierzając przy tym dłonie zakończone ostrymi pazurami. Łypał spod popielatych włosów swymi mrocznymi, czarnymi oczami, to na powalonego Egzekutora, to jego towarzyszy.

- Aż tak nisko upadłeś, Vagirio? – prychnął Saamed – Że musi cię chronić byle mieszaniec?! – warknął powoli krążąc wokół nich, trzymając się w bezpiecznej odległości.

- Boisz się podejść? – burknął Rimmone, widząc że demon w wilczej postaci, trzyma się dość daleko od niego – Ogarnął cię strach, że byle mieszaniec spuści ci łomot?

Saamed sprowokowany, warknął, rzucając się na chłopaka. Rimmone szybko wylądował na ziemi, przygnieciony silnymi łapami demona. Chłopak jednak nie dał się wystraszyć. Syknął, po czym błyskawicznie machnął kościstą ręką, raniąc pazurami szczękę Saameda. Wilk zraniony, nieco obrócił paszczę, dając Rimmonowi chwilę na oswobodzenie się. Chłopak odepchnął go nogami, po czym zrobił szybki przewrót w tył i poderwał się na nogi.

- Zabijcie tego szczeniaka! – ryknął rozwścieczony Saamed.

Egzekutorzy łypnęli na siebie. Zawahali się. To Vagirio był ich celem.

- Zabijcie! – warknął demon w wilczej postaci.

Łowcy wlepili rządne krwi ślepia w mieszańca. Chłopak uśmiechnął się głupkowato.

- To ja... - Wskazał za siebie. – Może już sobie pójdę – Obrócił się szybko, po czym poderwał się do lotu.

Myśliwi ruszyli za nim. Próbowali go dopaść za wszelką cenę. Zwinnie się wspinali po drzewach, po czym skakali niemożliwie wysoko, omal nie sięgając go swymi zębiskami i pazurami.
Natomiast Vagirio został sam, na sam z Saamedem. Zaczęli krążyć wokół siebie, mierząc się morderczymi spojrzeniami i prezentując sobie nawzajem swe ostre kły.

- Ile to minęło? – warknął Saamed – Piętnaście lat?

- To i tak za mało, żebym ci darował to, co zrobiłeś, gnido – syknął Vagirio – Zabiję cię. Zapłacisz za zdradę i za zamordowanie Nadele!

- O, nie, Vagirio. To ja cię wykończę. Tu i teraz. Nareszcie pomszczę Medusę i w końcu dostarczę twojego bękarta Belialowi.

- Nie dostaniesz Astaroth. Nawet jeśli uda ci się mnie pokonać, to Rimmone będzie ją chronić.

- Ten mieszaniec? Phi! Nie ma szans z demonem czystej krwi. Jest za słaby.

- To nie siła jest jego atutem. Lecz spryt. Dzięki temu jeszcze żyje i wiem, że jest w stanie pokonać każdego demona, a zwłaszcza takiego kretyna, jak ty.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz