9.

666 62 12
                                    

Shanira zdyszana dobiegła do drzwi swojego domu. Oparła rękę na starych, drewnianych drzwiach. Jednak nim je pchnęła, łypnęła jeszcze w stronę okrytego mrokiem lasu. Chciała się upewnić, że demon, który nazwał ją swą córką, jej nie śledzi. Nie dostrzegając nikogo, uspokoiła się nieco. Chociaż...

Zaklęła w myślach. Było dawno po zachodzie słońca. Jej matka z pewnością się martwiła.

Nastolatka niechętnie otworzyła drzwi. Marisa nawet nie pozwoliła jej przekroczyć progu domu, gdy już ją tuliła.

- Gdzieś ty była?! Umawiałyśmy się, że masz wracać przed zachodem słońca!

- Ja... - Słowa uwięzły jej w gardle.

Wiedziała, że jeśli powie prawdę, to rodzice jej nie uwierzą.

- Zabłądziłam - rzekła w końcu - Zgubiłam ścieżkę, gdy uciekałam przed wilkiem.

- Wilkiem? - Marisa wytrzeszczyła oczy.

Shanira pokiwała głową. Teraz jednego była pewna. Nie ścigał jej jakiś zwyczajny wilk. O nie. Natknęła się na bydle pokroju Vagirio.

- Znowu wzięłaś broń ojca - Marisa oparła ręce na biodrach, gdy dostrzegła strzały. - Ile razy mam prosić abyś nie biegała po lesie z łukiem w rękach?

- Swoją drogą to gdzie mój łuk? - mruknął Naveed, w końcu przerywając skromny posiłek.

Dziewczyna złapała się za głowę. Zgubiła łuk. Na śmierć o nim zapomniała. Ale na szczęście wiedziała gdzie jest. Tuż przy wejściu do groty Vagirio...

- Zgubiłam go... Kiedy uciekałam przed wilkiem... - Niepewnie łypnęła na ojca. - Ale wiem gdzie go znaleźć! - dodała szybko, widząc, że Naveed się krzywi - Obiecuję, że jutro ci go przyniosę.

- O nie, nie. Jutro nie będzie żadnego szlajania po lesie - rzekła Marisa - Musisz mi pomóc z łataniem koszul.

- Koszul? Jakich koszul?

- Każdy grosz się liczy, więc będę łatać sąsiadom ubrania.

Shanira dopiero wtedy dostrzegła, że Naveed ma zabandażowaną dłoń.

- Co ci się stało, tato? - spytała z troską.

Tato... To słowo z trudem przeszło jej przez gardło. Wciąż myślała o tym co próbował jej wmówić Vagirio. Zaczynała się obawiać, że jego słowa mogą być prawdą. Nie była podobna ani do Marisy, ani Naveeda. Do tego jak wyjaśnić fakt, że obrażenia, jakich się nabawiła w lesie, tak szybko się zagoiły?

- Mały wypadek przy pracy - mruknął, wzruszając ramionami.

Zapadła niezręczna cisza. Shanira wiedziała, że Naveed się wściekł, iż zgubiła jego łuk. Spuściła wzrok i podrapała się lekko po ręce, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Naveed nigdy na nią nie krzyczał, ale jego milczenie było gorsze od wszelkich awantur, a jego wzrok mroził kree w żyłach. Wtedy robiło się tak niezręcznie i panowała napięta atmosfera.

- No, dosyć pogaduszek - wtrąciła Marisa, chcąc w końcu przerwać nieznośną ciszę - Idź spać, Shaniro. Jutro budzę cię o świcie.

Nastolatka pokiwała głową, po czym udała się do swojego niewielkiego pokoiku.

- Dobrej nocy - rzuciła, znikając za zasłonką.

Ściągnęła z siebie kołczan, następnie zdjęła sukienkę i zastąpiła ją starą koszulą nocną. Chwyciła szczotkę do włosów, po czym usiadła na łóżku i zajęła się swoimi srebrzystymi kosmykami.

Miała mętlik w głowie. Zbyt wiele tego dnia się wydarzyło. Demony. Jej rodzice być może tak na prawde nie są jej rodzicami. Możliwe, że jest córką demona. Ale chwila... Nie była podobna też do Vagirio. Przynajmniej patrząc na włosy i oczy. Nie przyjrzała mu się zbyt dokładnie, więc nie dostrzegła między nimi żadnego podobieństwa.

Łypnęła na okienko, przez które mogła podziwiać gwiaździste niebo.
Westchnęła ciężko.
Jeśli jest demonem, to by wyjaśniało czemu nie umie się odnaleźć wśród ludzi. Może oni czują, że jest z nią coś nie tak?
Zastanawiała ją jeszcze jedna rzecz. Skoro jej ojcem być może jest demon, to kim jest matka i gdzie się podziewa?

Shanira porządnie rozczesała włosy i wyplątała z nich drobne gałązki. Następnie ułożyła się na łóżku, na plecach i łypnęła na sufit.
Miała tak wiele pytań. Z jednej strony chciała natychmiast podejść do Marisy i o wszystko ją wypytać, ale z drugiej strony chyba za bardzo obawiała się prawdy. Choć... Jeśli matka okłamywała ją przez tyle lat, to czy teraz wreszcie powie prawdę? Jednego była pewna. Gdyby spytała Naveeda, to ten napewno nie będzie się bawić w zbędne podchody i wprost jej wszystko powie. Tylko, że on nie grzeszył delikatnością...

Łza spłynęła jej po policzku. Czuła się taka zagubiona i... samotna. Nie miała nawet jednego przyjaciela, któremu mogłaby się zwierzyć i poprosić go o radę.
Już nie wiedziała kim jest, ani... czym...

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now