76.

296 29 19
                                    

Niedługo po rozstaniu z Servanem, Vagirio zarządził zasłużony postój. Nakazał nastolatkom rozpalić ognisko, po czym sam, wbrew ostrzeżeniom łowcy i wielce ryzykując, pozostawił ich, by samemu wyruszyć na polowanie.
Astaroth przez czas jego nieobecności, siedziała jak na szpilkach, cały czas grzebiąc w ognisku dość grubym patykiem, jakby chciała mieć pod ręką coś gorącego do obrony. Niemal w ogóle się nie odzywała do Rimmone'a, który jedynie kilka razy próbował wciągnąć ją w rozmowę, pomimo, że sam był wielce skupiony na obserwacji wrogiego otoczenia. Było ciemno i mgliście, przez co widzieli jedynie mroczne pnie, otaczających ich drzew. Jednak wzrok i ogarniająca ich ciała adrenalina nadawała roślinom kształty, przypominające sylwetki upiorów lub innych potworów. Przechodziły ich ciarki. Co rusz zdawało im się, że we mgle widzieli czyjeś cienie, a nawet rozmyte sylwetki, które mogły być duchami ofiar. Czasem słyszeli dobiegające gdzieś z oddali ryki, które przerywały niepokojącą, wręcz nienaturalną ciszę.
Napięli się przerażeni, gdy dostrzegli jak coś, człapiące na czterech łapach, powoli się do nich zbliżało. Puste, białe ślepia świeciły upiornie, wpatrując się prosto w nich. W szczękach, uzbrojonych w mroczne, czarne kły, spoczywały dwa zagryzione zające. Zębiska ociekały ich świeżą, jeszcze ciepłą krwią. Mimo wszystko była to chwila, gdy nastolatkowie mogli spokojnie odetchnąć z ulgą i się rozluźnić. To Vagirio wreszcie się zjawił.
Jak zwykle milczący, oddał im swoje oporządzone już zdobycze, jakimi były zające, po czym od tak, w postaci upiornego łowcy, ułożył się na ziemi, tuż za plecami córki. Nie rozmawiali. Nawet na siebie nie patrzyli. Astaroth i Rimmone byli zajęci pieczeniem, a później konsumpcją zdobyczy, natomiast Vagirio zdawał się powoli poddawać dręczącej go senności. Było tak spokojnie, ale mimo to nieprzyjemnie. Wciąż dręczył ich strach i poczucie, iż ktoś ich obserwował.
Astaroth wzdrygnęła się nagle, słysząc ryki znów dobiegające gdzieś z oddali. Przypominały one krzyki. Potworne wrzaski, kogoś wyjątkowo przerażonego, bądź rozdzieranego żywcem na kawałki. Jednak dziewczyna zlękła się jeszcze bardziej, gdy leżący tuż za nią Vagirio, poderwał głowę z łap i odpowiedział na wezwania, swym potężnym rykiem. Nawet Rimmone dał się zaskoczyć tym gestem.

- Co robisz, tato? - zdziwiła się, oglądając się przez ramię.

- Nic takiego, słodziutka - odparł, zaskakująco pogodnym głosem.

Astaroth obróciła głowę w stronę Rimmone'a. Zmarszczyła brwi, czując, że coś jest nie tak. Słodziutka? Od kiedy Vagirio używał takich pieszczotliwych wyrażeń? Spojrzała wymownie na mieszańca, który również dostrzegł to dziwne zachowanie demona. Łypał na niego podejrzliwym wzrokiem, spod grzywki, która opadła mu na oczy, nie przerywając posiłku. Subtelnie szukał czegoś, co mogłoby wyjaśnić jego nienaturalną czułość.

- Odejdź od nich - nagle gdzieś z boku, zabrzmiał głos...Vagirio.

Astaroth i Rimmone wytrzeszczyli oczy ze zdumienia, dostrzegając drugiego znanego im czarnoskórego łowcę, o obsydianowych kłach.
Ten, który był tuż obok Astaroth, spokojnie się podniósł i wyszedł Vagirio na przeciw. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jego ślepia nagle pochłonęła czerwień, a powieki nieco opadły, jakby przymknął oczy, przez co zdawały się one być wąskie. Kły stały się znacznie smuklejsze i wyblakły, podobnie jak skóra, która zamiast czerni, przybrała siną barwę. Mięśnie zapadły się sprawiając, że żebra, kręgi, a nawet oczodoły zaczęły się rzucać w oczy. Pysk lekko się spłaszczył, a kręgosłup się wygiął się tak, że demon mógł się podnieść na dwie nogi lub jedynie lekko się wspierać na palcach przednich kończyn. Cały grzbiet i ogon najeżyły ostre kolce. Zmarszczył pysk, ukazując zęby w całości wraz z dziąsłami, po czym otworzył paszczę, wywalając na wierzch długi, ociekający gęstą śliną i krwią jęzor.

Vagirio wyszczerzył mroczne kły jeszcze bardziej, mierząc wzrokiem wrogiego demona. Po skroni spływała mu krew, po tym jak jego głowa z impetem zderzyła się z jakimś kamieniem. Był to efekt niespodziewanego ataku zmiennokształtnego, który wykorzystał jego skupienie na polowaniu.
Jednak zmienny nie przewidział, że Vagirio otrząśnie się tak szybko. Sądził, że ma więcej czasu na wezwanie towarzyszy i atak. Jednak nie wyglądał na przejętego obecnością obcego, znacznie słabszego zmiennokształtnego.
Ruszył w stronę Vagirio, warcząc przy tym i mając wciąż wysunięty język, którym co rusz przesuwał po kłach. Nagle zmienił kierunek. Zaczął iść na około, jakby chciał okrążyć demona o białych ślepiach.
Zniknął ma sekundę za grubym drzewem. Gdy wyszedł zza pnia, już był w postaci mężczyzny o krótkich włosach, o barwie ciemnego blondu. Patrzył chytrze na Vagirio, swymi przenikliwymi bordowymi ślepiami. Miał dość gęsty zarost, przecięty na policzkach i brodzie przez kilka blizn po ranach zadanych przez pazury. Jego ręce były żylaste i naznaczone wygaszonymi już runami, które poszarpał własnymi szponami. Nie miał koszuli, przez co każdy wyćwiczony mięsień i szramy, szpecące jego ciało były dobrze widoczne. Nosił jedynie zniszczone już spodnie.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now