109.

334 24 7
                                    

Simur wybiegł z pałacu, trzymając w ręce dzban, który wyrwał z rąk jednej ze służek. Była wściekła. Omal nie rzuciła mu się do gardła z ostrymi pazurami, gdy zabrał jej naczynie i na jej oczach wylał nabraną przez nią wodę na ziemię. Nie dziwił jej się. Dopiero wtargała ciężkie wiadro i po raz kolejny napełniwszy nieporęczny dzban, miała odejść od studni i udać się do kuchni. A tu nagle ktoś bez słowa wyrywa jej naczynie i marnuje efekt jej ciężkiej pracy.

- Rozkaz króla - rzucił jedynie, nim rozwścieczona kobieta, na niego skoczyła.

Usłyszał jeszcze wiązankę obelg, ale nie przejmował się tym. Szybko przeszedł na tyły zamku, gdzie były stajnie i wydzielone pastwiska. Trzymano tu głównie Zmory, lecz on nie miał dość czasu, aby jechać konno. On potrzebował czegoś szybszego. Minął stajnię z nerwowo rżącymi Zmorami i kilka zagród, gdzie pozamykano tylko po jednym z upiornych koni. Gdyby były zbyt blisko siebie, rozszarpałyby się nawzajem. To były głównie ogiery. Wiecznie wściekłe i krnąbrne, wychowane do walki. Jazda przez tereny Piekła była niebezpieczna, więc Zmory były szkolone tak, aby niczego się nie bały i były dość agresywne, by zniechęcić potencjalnych napastników. 
Simur stanął na środku placu, gdzie znajdowała się kolejna studnia. Nieco dalej, za nią stał budynek. Młodzieniec spojrzał na długą i wysoką budowlę. To również była stajnia, lecz nieco inna, przystosowana do trzymania innych stworzeń, niż Zmory. Trzy piętra były pełne boksów, które miały bramki zarówno wewnątrz budynku, jak i na zewnętrznych ścianach. Z daleka można było dostrzec wyglądające z zamkniętych boksów dzioby i paszcze. 
Simur zagwizdał głośno, przez co niemal od razu odpowiedziały mu wściekłe ryki, skrzeki i wrzaski. Wiele z zamkniętych stworzeń zaczęło się nerwowo obijać o ściany klatek. Zwłaszcza jedno z nich. Simur zagwizdał jeszcze raz, aż w końcu olbrzymi ptak, o niebiesko-czerwonych piórach, wyważył bramkę i wyfrunął ze swojego boksu. Wyjec. Posłusznie przyleciał do Simura i wylądował tuż przy nim. Wielki i potężny samiec uniósł wysoko głowę i przekrzywił ją nieco w bok, by spojrzeć na niego czujnym, żółtym okiem. Głowę i grzbiet znaczyły czerwone pióra, gdzieniegdzie zakończone czarnymi przebarwieniami. Natomiast szyję, skrzydła i ogon pokrywały niebieskie pióra, zaś brzuch i silne szpony były nagie, doskonale było widać ich ciemnoszarą, gładką skórę. 
Simur dał mu się spokojnie obwąchać, wiedząc, że Wyjce są jeszcze bardziej nieprzewidywalne, niż Zmory. Zimny, ciemny dziób, z namalowanymi trzema niebieskimi pasami, musnął jego szyję, przyprawiając go o ciarki. Wyjec w tej chwili mógł go chwycić i bez problemu zmiażdżyć mu obojczyk, a następnie wyrwać mu rękę. Jednak na jego szczęście postanowił go oszczędzić. Stwór cofnął się nieco, po czym nieco się schylił, szukając jakiegoś smakołyku.

- Tym razem nie mam nic dla ciebie - wyciągnął rękę i ostrożnie położył ją na dziobie - Spokojnie, Khulu - powoli podszedł do boku stworzenia, przesuwając rękę po jego opierzonej szyi - Mamy ważne zadanie.

Wyjec zasyczał cicho, rozkładając przy tym na sekundę czerwono-czarny grzebień. Po chwili pióra z powrotem opadły, a Wyjec schylił się mocniej, by wesprzeć się na szponach, wyrastających z olbrzymich skrzydeł. To był znak dla Simura, że może wskoczyć mu na grzbiet. Nie miał czasu na osiodłanie stwora, więc musiał zdać się na swoje umiejętności i liczyć na posłuszeństwo Wyjca. Wskoczył na pierzasty grzbiet, po czym wsunął nogi pod wielkie skrzydła. Zagwizdał krótko, dając pierzastemu wierzchowcowi znak, żeby poderwał się do lotu. Tak też się stało. Wyjec oderwał się od ziemi i wzbił się wysoko w powietrze.
Simur dostrzegł jeszcze demona, stojącego na jednym z daszków stajni, obok wyważonej bramki. Uniósł ręce i coś krzyknął, wyraźnie zdziwiony i poirytowany tym, co się stało. 
Jednak i tym Simur się nie przejął. Miał pilne zadanie, na którego powodzeniu mogła zaważyć każda sekunda i tylko to się dla niego liczyło.

Dwa ObliczaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora