100.

402 38 28
                                    

Astaroth wylądowała dość daleko od ruin, które teraz zwała domem. Była wściekła. Gotowało się w niej. Nie rozumiała o co chodziło Rimmone'owi. Nie widziała niczego złego w tym, że polubiła to, kim jest. Akceptowała siebie i swoją mroczną naturę. To naprawdę było takim powodem do niepokoju? I owszem zupełnie się nie przejęła tym, co się stało z jednym z mieszańców. Mieli szansę się wycofać, a nie dość, że wtargnęli na nie swój teren, to jeszcze jej zagrozili. Była dumna z siebie, że miała dość odwagi i dawała sobie radę w starciu z mieszańcami. I cieszyła się, że Dagon stanął w jej obronie. Może brutalnie, ale skutecznie.

Rozwścieczona machnęła pazurami, przez co te zaryły głęboko o jeden z pni, pozostawiając za sobą widoczne ślady.
Po ataku na bezbronne drzewo, wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. Gdy wypuściła powietrze z płuc, a następnie znów zaciągnęła się wilgotną wonią lasu, poczuła jak powoli gniew wyparowuje.
Spojrzała w ciemne niebo, sięgając przy tym do warkoczyka, w który miała wplecione pióra. W tym Rimmone'a. Znów westchnęła, tym razem czując, iż niepotrzebnie aż tak się uniosła. Wiedziała, że chłopak tylko się o nią martwił, bo rzeczywiście bardzo się zmieniła i to w zaledwie pięć lat. I gdzieś tam w głębi serca czuła, że ta troska jest urocza. Irytująca, ale urocza zarazem. Jednak upór i duma były silniejsze, więc nie miała zamiaru ustępować i przyznawać racji swemu Vincu.
Wzdrygnęła się gdy nagle coś zimnego musnęło jej ramię. Obróciła się szybko, a gdy ujrzała kto, a raczej co ją zaczepiło, uśmiechnęła się łagodnie. Nieco się zdziwiła, że Zmora o dość masywnym cielsku i zazwyczaj niezgrabnym, ociężałym chodzie, zdołała ją bezszelestnie podejść.
Musnęła dłonią odkryte zęby Dagona, a następnie jego szorstki nos.

- Przed Tobą się nie ukryję, co? - poklepała szyję Zmory - Wyczujesz mnie z kilometra, prawda?

Upiorny koń schylił łeb i zaczął wąchać jej ubranie. Najwyraźniej  wyczuł krew, któregoś z mieszańców, bądź jej własną.  I być może znów liczył na jakiś smakołyk od niej.
Obserwując Dagona, już niemal nic jej nie dziwiło. Nawet fakt, że Zmory potrafiły pochłaniać naprawdę ogromne ilości jedzenia, by następnie móc przeżyć bez kolejnego posiłku nawet przez kilka tygodni. Najczęściej postępowały tak w zimie, gdy dostęp do jakiegokolwiek pożywienia był ograniczony. Ale Dagon często nie musiał się martwić o żywność nawet zimą, gdyż Astaroth nie pozwoliłaby mu głodować. I przez to stał się niezwykle łakomy.

- Ale cię rozpieściłam - zaśmiała się, lekko odpychając pysk Zmory, padający jej ubranie - Sam mógłbyś sobie coś upolować.

Spojrzała prosto w puste, czarne oczy zwierzęcia. W tej otchłani dostrzegała coś, czego nikt nie spodziewałby się dostrzec. Widziała spokój i łagodność, które zupełnie nie pasowały do upiornego wyglądu Zmory, ani do faktu, że jego ostre zębiska i szpony mogły rozszarpać ciało na strzępy, bez wysiłku. 

- Chodźmy stąd, co? - przesunęła ręką po szyi, a następnie po żebrach konia - Potrzebuję rozrywki. 

Ruszyła przed siebie, a po chwili usłyszała ciężkie kroki podążającej za nią Zmory. Uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się, że Dagon postanowił jej dotrzymać towarzystwa. Spokojnym krokiem, dziewczyna szła przed siebie, jakby bez celu. Czasem nuciła pod nosem i beztrosko jak dziecko, podskakiwała, czasami nawet tańczyła, bądź wskakiwała i chodziła po przeszkodach, takich jak duże kamienie i powalone drzewa. Szła tak niemal do świtu, o dziwo nie czując zmęczenia, ani strachu. Oddaliła się dość daleko od Melmore. Niemal opuściła granice terytorium jej ojca, świadomie ryzykując. Zmierzała nad urwisko, u którego podnóża znajdowała się duża łąka, na której chętnie pasły się Rogacze i inne stworzenia. Lubiła tam przychodzić, nie tylko by zapolować. Czasem siadała na krawędzi zbocza i patrzyła na beztroskę stworzeń, zazwyczaj dobrze skrytych gdzieś w lesie. 
Gdy była już blisko celu, Dagon nagle zapiszczał, przyprawiając ją o ciarki. Obejrzała się zaskoczona i wlepiła pełne niepokoju ślepia, w ogiera. Ten nerwowo się zatrzymał i tupnął kilka razy, potężnymi kończynami. Gdy to nie wywołało żadnej reakcji, cofnął się nieco i kilka razy zakręcił się w miejscu, rżąc przeraźliwie.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz