15.

613 54 68
                                    

Astaroth ledwie powłóczyła nogami. Była wyczerpana. Cały dzień, bez chwili wytchnienia podążała za Vagirio, który w przeciwieństwie do niej zdawał się tryskać energią.
Odkąd słońce zaczęło zachodzić, znacznie przyspieszył chód. Wyglądał jakby był wypoczęty i dopiero co rozpoczął wędrówkę, choć w rzeczywistości miał już za sobą wiele godzin marszu.

Astaroth zwolniła, pozostając w tyle. Miała dość. Była wyczerpana, do tego stopy i kręgosłup zaczęły ją strasznie boleć.
W końcu nie wytrzymała. Chwyciła leżącą na ziemi wysuszoną już szyszkę i nie szczędząc siły, rzuciła nią w stronę demona.

Ten obejrzał się, gdy szyszeczka odbiła się od jego pleców.

- Chcę odpocząć... - wyspała Astaroth - Nogi mi zaraz odpadną!

- Ciekawe czy to samo byś powiedziała, gdyby jakaś bestia cię ścigała.

Dziewczyna przewróciła oczami, po czym po prostu usiadła.

- Dziś już nie zrobię nawet kroku... - jęknęła.

- To nie jest dobre miejsce do odpoczynku - mruknął Vagirio, mierząc wzrokiem okolicę.

Wokół nie było nic, gdzie mogliby się ukryć. Żadnego rowu, nory, ani skał w których szczeliny mogłyby dać schronienie. Nic, tylko wysokie sosny. I to nie zwyczajne. Zamiast drobnych igieł miały duże, ostre kolce, a szyszki również najeżone sporymi szpilami, ociekały jakąś klejącą mazią, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak zwyczajna żywica, ale gdy dostawała się do krwi to zupełnie paraliżowała ofiarę. Powietrze zdawało się być ciężkie i duszące. Do nozdrzy dostawała się woń wilgoci i siarki oraz specyficzny, metaliczny odór.

Vagirio wiedział, że właśnie znajdowali się w jednej z najgorszych części lasu. Tak dziwny wygląd sosen i te nieprzyjemne zapachy oznaczały jedno. Kłopoty. To z pewnością była robota jakiegoś demona, który chciał jasno pokazać, że to jego teren. 

Vagirio najchętniej by stąd odleciał, ale nie miał na to szans. Odległości między drzewami były zbyt małe, by mógł w pełni rozłożyć skrzydła, do tego poważnie by je uszkodził o igły sosen. Najpewniej zostałby też sparaliżowany przez przeklęte szyszki.

W końcu spojrzał na Astaroth.

- Nie możemy tu zostać - rzekł stanowczo.

- Czemu?

- Spójrz na te drzewa. Nie sądzisz, że wyglądają trochę nienaturalnie?

- Nie zwracam uwagi na takie rzeczy.

- A powinnaś. To może uratować ci życie - Wyciągnął rękę w jej stronę. - To terytorium jakiegoś piekielnego stwora. I to nie byle mieszańca, o nie. Gdzieś tu się czai się demon czystej krwi. I obawiam się, że już nas obserwuje.

- Może jeszcze nas nie wyczuł - stwierdziła Astaroth, wstając z pomocą Vagirio.

Demon otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale zamiast tego gwałtownie łypnął w stronę jednego z drzew. Zawarczał cicho, marszcząc brwi.

- Co...? - Astaroth nie dokończyła pytania, bo demon zasłonił jej usta dłonią.

- Cicho - szepnął - Żadnych gwałtownych ruchów i ani słowa. Jasne?

Dziewczyna lekko pokiwała głową.

Vagirio puścił ją i odsunął się od niej o kilka kroków. Wbił spojrzenie w sylwetkę, przyczajoną na jednym z pni.
Odetchnął z ulgą, ponieważ właśnie patrzył na dość drobną kreaturę. Ostre, ale niezbyt długie pazury wbiły się w pień jednej z sosen. Gładka skóra przybrała barwę kory, ale Vagirio bez problemu wypatrzył czujne, błyszczące żółcią oczy.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz