78.

263 27 7
                                    

Astaroth obudziła się jako pierwsza. Słońce jeszcze w pełni nie zniknęło z nieba, co pozwalało demonom na jeszcze chwilę odpoczynku. 
Nastolatka siedziała pod jednym z drzew i przyglądała się to swoim dłoniom, to skrzydłom. Miała wrażenie, że od czubków jej palców bije chłód, charakterystyczny dla aniołów. Co rusz zerkała też na swoje włosy, które w pełni odzyskały niezwykłą, srebrną barwę. Zastanawiała się na jak długo pozostaną srebrzyste i czy jej skrzydła kiedyś znów staną się w pełni mroczne, czarne. 
Oderwała wzrok od śnieżnych piór, gdy śpiący obok niej Rimmone, przekręcił się na drugi bok, pokazując jej pokryte bliznami plecy i zdrowe duże skrzydła. Podobało jej się ubarwienie jego piór. Przyglądała mu się, od razu kojarząc przebarwienia na jego skrzydłach, z pierzem jastrzębia. Uśmiechnęła się pod nosem. Pasowały do niego idealnie.
Oderwała wzrok od Rimmone'a, by zerknąć na ojca, który wciąż pozostawał otulony skrzydłami. Nadal spał, kryjąc się w skrzydłach, jak w kokonie i wisząc wysoko nad ziemią. Najwyraźniej tak czuł się najlepiej. Samotny, wśród koron drzew. 
Po chwili zerknęła na Servana, który leżał wygodnie na plecach i tulił opartą o jego pierś Nefertari. Egzekutorka spała spokojnie i głęboko. Nic nie wskazywało na to, że bóle i strach mają powrócić. 
Daleko od wszystkich leżał Talash. W zwierzęcej formie, leżał zwinięty w kłębek. Nie spał. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem, gdzieś przed siebie. Nie płakał. Nie zmieniał ułożenia. Z daleka wyglądał, jakby był z kamienia. Fakt, że jest żywą istotą zdradzał jedynie ruch klatki piersiowej i powiek.

Cisza trwała jeszcze długo, aż w lesie nareszcie zapadł mrok.
Nefertari nagle otworzyła oczy. Uniosła się na łokciu, po czym wolną rękę położyła na brzuchu. Uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zebrały się łzy. Wzruszona oparła dłoń na piersi Servana i dość mocno nim wstrząsnęła.

- Servan - znów nim potrząsnęła, tym razem go budząc.

- Wszystko w porządku? - natychmiast oprzytomniał i podniósł się nieco - Coś cię boli?

Nefertari pokreciła głową, szlochając i śmiejąc się za razem.

- Żyje - znów położyła dłoń na brzuchu - Dziecko żyje, kochany.

Servan spojrzał na nią z nadzieją i jakby chciał spytać, czy jest pewna swych słów.

- Rusza się - Chwyciła jego dłoń, po czym położyła ją na brzuchu, by i on mógł poczuć słabe ruchy maleństwa. - Czujesz? - Otarła łzę. - Nasze dziecko żyje - powtórzyła, jakby sama nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.

Oboje odetchnęli z ulgą. Servan nie często okazywał uczucia przy innych, lecz tym razem zrobił wyjątek. Uradowany, czule ucałował jej drobne usta.
Po chwili oderwał wzrok od ukochanej. Spojrzał w stronę brata, który nie wiedzieć kiedy poderwał się z miejsca i przygnębiony zaczął się oddalać. Wiedział, że czeka ich poważna rozmowa. Spojrzał na Nefertari, chcąc coś powiedzieć. Jednak ona już doskonale wiedziała, co chce rzec. Odsunęła się od Egzekutora.

- Idź - powiedziała łagodnie.

Servan poderwał się z miejsca, po czym ruszył za Talashem. Po drodze jego ludzkie ciało, zastąpiła masywna sylwetka łowcy.
Jego brat dość szybko się oddalił i przepadł mu z oczu.

- Talash? - rzekł, licząc na odpowiedź - Gdzie jesteś, młody?

Gdy chłopiec się nie odezwał, Servan postanowił skorzystać z węchu. Szybko odnalazł braciszka, leżącego w płytkim dole tuż pod jednym z drzew. Tym razem nie pozostawał obojętny. Płakał. Głośno szlochał, leżąc zwinięty w kłębek. Nawet nie drgnął, gdy Servan stanął tuż za nim i poczuł bijący od jego ciała charakterystyczny gorąc.

Dwa ObliczaWhere stories live. Discover now