36.

406 31 7
                                    

Kiedy Rimmone się ocknął było już popołudnie. Jednak w pokoju, w którym przyszło mu spędzić noc wciąż było potwornie ciemno, przez ciemne zasłony, dokładnie okrywające okno.

Przetarł oczy, a następnie łypnął w górę. Na grubej beli, tuż pod dachem spał Vagirio, w postaci małego nietoperza.
W pokoju nie dostrzegł jednak ani Agaresa, ani Astaroth.

Cicho podniósł się z miejsca i opuścił pokój, zważając by nie obudzić Vagirio.
Podążając za odgłosem chrapania, dotarł do sypialni gospodarza. Zerknął do pokoju. Przeszły go ciarki, gdy dostrzegł wpół przejrzyste ciało Agaresa, unoszące się tuż nad łóżkiem. Demon wyglądał trochę jakby został opętany przez ducha.

Szybko zamknął drzwi i sprawdził resztę pokoi. Serce podeszło mu do gardła, gdy dotarło do niego, że w domu nie ma Astaroth. Złapał się za głowę, bojąc się, że Vagirio za chwilę się obudzi i się zorientuje, że jego córka umknęła.
W popłochu wypadł z domu Agaresa. Zaczął się rozglądać, szukając wśród ludzi czarnowłosej panienki.
Odetchnął z ulgą dostrzegając takową dziewczynę. Podbiegł do niej i chwycił ją za ramię.

- Co pan robi?! - fuknęła niewiasta, obracając się do niego.

Rimmone natychmiast zabrał rękę i cofnął się o krok, orientując się, że zaczepił obcą osobę.

- Przepraszam - rzekł - Pomyliłem panią z moją koleżanką.

Kobieta z lekkim niepokojem przyglądała się przez chwilę jego tęczówkom o dość nienaturalnej barwie. W końcu bez słowa ruszyła przed siebie, zostawiając mieszańca na środku ulicy.

Mieszaniec wziął głęboki wdech, próbując wyczuć słodką woń Astaroth.

Zamiast tego do jego nozdrzy dotarł słaby zapach siarki. Na początku pomyślał, że właśnie złapał trop Vagirio, bądź Agaresa. Jednak postanowił zaryzykować i podążyć za zapachem. Woń prowadziła go poza miasto, aż do rzeki.
Zaburczało mu w brzuchu, gdy pomyślał o rybach.
Jednak zamiast próbować złowić śniadanie, parsknął śmiechem, gdy dostrzegł Astaroth, czajacą się z naostrzonym, dość cienkim kijem na sarnę, gaszacą pragnienie w chłodnym potoku.

- Rimmone! - krzyknęła oburzona, gdy jej niedoszła ofiara umknęła, spłoszona rechotem mieszańca.

Patrzyła przez chwilę zażenowania na młodzieńca, który wciąż śmiał się jak obłąkaniec.

- Wyglądasz komicznie z tym kijaszkiem - Wziął głęboki wdech.

- A ty skrzeczysz gorzej, niż zarzynana wrona - burknęła.

Rimmone w końcu się uspokoił. Wyrównał oddech, a następnie starł łzę, która umknęła mu z oka podczas szaleńczego śmiechu.

- Wyjaśnisz mi, co ty właściwie robisz? - spytał.

- Usiłowałam polować, ale twój rechot z pewnością wypłoszył całą zwierzynę z okolicy.

- Polować? - Wskazał na kij, który wciąż ściskała swymi drobnymi dłońmi. - Za pomocą tego?

- A jak inaczej? Nie mam łuku, ani procy. Nie mam nawet kawałka sznura, aby zrobić sidła. Jakoś muszę sobie poradzić.

- Tak radzą sobie ludzie - Rimmone zabrał jej kij, po czym złamał go na pół, silnym uderzeniem o kolano i wrzucił do wody. 

- Ej! - krzyknęła Astaroth.

- Masz inne, bardziej skuteczne narzędzia - Chłopak ignorując jej oburzenie, uniósł rękę, a jego krótkie paznokcie przeistoczyły się w ostre szpony.

Dwa ObliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz