51.

316 32 5
                                    

Po całym dniu, spędzonym pod pokładem statku, Astaroth postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Opuściła kubryk, gdzie jeszcze spał Vagirio i kilku żeglarzy, a Rimmone znudzony kiwał się w starym hamaku, wyglądając przez dziury między deskami.
Ignorując załogę, przeszła przez pokład, po czym usiadła wygodnie na relingu, obok lampy zawieszonej na jednej z lin. Myśląc o swej obojętności wobec śmierci Sarabi, patrzyła nieprzytomnie przed siebie, na mroczną plamę w jaką zlało się nocne niebo i ciemne wody morza. Nie zwracała uwagi na gwiazdy i księżyc który za kilka dni miał zniknąć na czas nowiu.

Nagle jednak jej uwagę zwróciło dziwne światło, które niespodziewanie rozświetliło wodę.
Patrzyła oczarowana na niebieskie światełka, przemykające po powierzchni lekkich fal.

Drgnęła nieco gdy obok niej usiadł Rimmone.

- Piękne - Uśmiechnęła się szeroko do niego. - To też przez magię?

- Nie - Mieszaniec oderwał wzrok od świecącej wody. - To akurat tylko glony, ale trzeba przyznać, że mają swój urok.

Siedzieli przez dłuższą chwilę w milczeniu i patrzyli na błękitne światła.

- Czy uważasz, że moja demoniczna strona bierze górę? - Astaroth szepnęła.

- Ja... Nie wiem. Myślę, że nawet dobrze sobie radzisz. Czemu pytasz?

- Ciągle myślę o Sarabi. Kiedy Vagirio ją zabijał, ogarnęło mnie uczucie, że jej się należało. Cieszyło mnie, kiedy jej kark trzasnął jak gałązka... I jeszcze ta utrata kontroli kiedy natknęliśmy się na mieszańce...

- Po prostu musisz uważać na gniew.

- Żeby to było takie... - urwała, nagle dostrzegając coś w wodzie - Co to?

Dość daleko od statku powierzchnię przecięła wielka, pół przejrzysta płetwa grzbietowa, odbijająca światło. Po chwili zniknęła.
Po kilku sekundach, już bliżej statku z wody wyłoniła się duża paszcza. Spokojnie sunęła przed siebie, połykając niezwykłe glony, aż po chwili zniknęła z powrotem pod wodą, pokazując płetwę grzbietową i długi ogon.

- Co to jest? - Astaroth patrzyła zachwycona na stworzenia, snujące się przy łodzi.

- Nie wiem, ale nie wyglądają na groźne.

Jedno ze stworzeń wyskoczyło wysoko nad wodę, prezentując swe ciało. Skórę pokrywały łuski. Duże płetwy piersiowie i brzuszne, wyglądały razem jak skrzydła. Mieniły się wszelkimi kolorami, odbijając światło emitowane przez cudowne glony.
Zwierzę było dość zgrabne, choć poruszało się leniwie. Miało długą szyję, a w smukłym pysku nie było ostrych kłów.

Nagle przed Astaroth i Rimmonem pojawiła się paszcza kolejnego ze stworów. Spojrzeli wpierw na siebie, a następnie w spokojne, pełne łagodności, ciemne ślepia zwierzęcia.
Patrzyło na nich równie ciekawsko, co oni na nie.

Po namyśle Astaroth wyciągnęła rękę w stronę pyska stworzenia.
Rimmone odruchowo chwycił jej drugą rękę.

- Uważaj. Może się wystraszyć i cię ugryźć.

- Niby jak? Przecież nie ma zębów. Spokojnie. Gdyby chciał nas skrzywdzić to już by to zrobił.

Rimmone czujnie obserwował, jak ręka dziewczyny przesuwa się po śliskiej, ociekającej wodą skórze stwora.
Zabrzmiało ciche mruczenie.

- Chyba mu się podoba - Nastolatka uśmiechnęła się, przesuwając dłonią po pysku zwierzęcia.

- Węże morskie! - zabrzmiał krzyk kogoś z załogi.

Nagle zwierzę zapiszczało przeraźliwie, gdy w jego szyję wbił się harpun.
W jednej chwili w ślepiach stworzenia zagościła furia. Zaryczał na całe gardło, ukazując ostre zęby, które wysunęły się nagle z miękkich dziąseł. Piękne łuski zmieniły barwę na ciemnobrązową, a przejrzyste płetwy sczerniały.

- Przestańcie! - krzyknęła Astaroth, zeskakując na pokład.

Podbiegła do żeglarzy, szarpiących się z morskim stworem.

- Zostawcie go! - Chwyciła ramię jednego z mężczyzn.

- Odejdź, dzieciaku - Odepchnął ją na tyle mocno, że upadła.

Astaroth zawarczała wściekła. Jej oczy błynęly czerwienią. Jednak jej uwagę odwrócił Rimmone, który próbował ją podnieść.

- W porządku? - spytał z troską.

- Tak - mruknęła.

- Chodź... Nie pomożemy mu...

Stwór zaryczał, po czym chwycił zębiskami jednego z mężczyzn i wyrzucił go do wody, płosząc inne stworzenia.
Kolejne harpuny szybko zrobiły następne, głebokie rany. Żeglarze zdołali wyciągnąć zwierzę na pokład. Przybili mu płetwy do desek, a z pomocą lin przyciągnęli szyję do ziemi.
Zwierzę przestało się szarpać, gdy kolejny harpun przebił jego czaszkę.

Łza spłynęła po policzku Astaroth, kiedy patrzyła jak morski stwór zamiera w bezruchu, a z jego paszczy wypływa krew, błękitna jak glony, którymi się żywił.

- Nie płacz - Rimmone starł kroplę z jej twarzy. - Nic nie mogliśmy zrobić...

- Nie zasłużył na to... Był taki łagodny...

- Ale tacy są ludzie, Astaroth - zabrzmiał głos Vagirio - Idź pod pokład, dziecko. Lepiej żebyś nie patrzyła jak rozdzierają te biedne zwierzę na części.

Dziewczyna pokiwała głową, po czym bez słowa ruszyła w stronę zejścia pod pokład.

- Dlaczego to zrobili? - spytał Rimmone.

- Te stworzenia już są bardzo rzadkie. Ludzie marzą aby mieć okazję je złapać, zabić i sprzedać. A są w stanie sprzedać wszystko. Skórę, mięso, płetwy, nawet kości i krew. Ponoć żagle z płetw i skóry Skrzydlic są warte fortunę - Vagirio łypnął na chłopaka. - A jeśli chodzi o pieniądze, to ludzie stają się bezwzględni.

Rimmone wzdrygnął się, gdy żeglarze nożami odcięli jedną z piersiowych płetw i na deskach szybko rozlewała się niezwykła posoka.

- Już wiesz dlaczego nienawidzę śmiertelników? - mruknął Vagirio, patrząc z pogardą na mężczyzn rozpruwających ciało morskiego stwora - Są tak chciwi, że niszczą wszystko co piękne i niewinne. I pomyśleć, że niegdyś Skrzydlice można było spotkać podczas niemal każdej przeprawy przez morza. Często nawet wpływały do portów, podczas przypływów. Pomagały żeglarzom, gdy wiatr zawodził. Oto co dostają w zamian... - Spojrzał na chłopaka, a jego tęczówki stały się czerwone ze złości. - Są rozdzierane na części, pomimo swego piękna i łagodności.

- To dlatego stałeś się...? - Rimmone zmierzył go wzrokiem. - Zapragnąłeś zemsty?

- Nie zemsty, chłopcze. Sprawiedliwości. Kary. Śmiertelnicy nie zasługują na nic dobrego.

- Nie wszyscy są tacy...

- Powiedz to każdemu, kto ucierpiał z ich ręki. Jak myślisz, skąd się wzięły demony? Hm? Sądzisz, że od tak się zrodzili? Bez powodu? - Wskazał na ludzi zajętych, zbieraniem trzewi Skrzydlicy do wiader. - To oni byli powodem. Pierwsze istoty, które teraz są uważane za uosobienie zła, po prostu zostały skrzywdzone. Dali się ponieść gniewowi i chęci ukarania śmiertelników, którzy pragnęli więcej i więcej.

- A ty? Ty też zostałeś skrzywdzony, Vagirio?

- Nie bezpośrednio. Ale wierz mi, patrzenie na krzywdę bliskiej osoby, jest równie bolesne, co doświadczenie jej na własnej skórze - Rzucił mieszańcowi wymowne spojrzenie. - I kto tu jest potworem, co?

By się powstrzymać od reakcji na bestialstwo żeglarzy, Vagirio wrócił pod pokład.
Zaś Rimmone stał jeszcze przez chwilę i patrzył ze smutkiem jak ludzie wieszają na linach korpus Skrzydlicy i podstawiają naczynia, by zebrać krew. Zdążyli już oddzielić płetwy od tułowia.

- Zaczynam rozumieć wieczną złość demonów...

Dwa ObliczaOnde histórias criam vida. Descubra agora